Wspólnota europejska na naszych oczach odrzuca podstawowy paradygmat działania przez ostatnie dekady: kończy nawet z pozorem uzgodnień, konsensusu, porozumienia. Teraz decydować mają siła, przemoc, presja i groźby. To fundamentalna zmiana, za którą w dłuższej perspektywie najbardziej zapłacą państwa mniejsze i słabe, wcale niekoniecznie Polska.
Komisja Europejska i prezydencja niemiecka kroczą od sukcesu do sukcesu. Właśnie są na najlepszej drodze do nie przyjęcia ram finansowych na kolejne lata i przykładnie unicestwiają tzw. Fundusz Odbudowy. Nie zrobili nic w sprawie uporządkowania polityki migracyjnej i próbują wrócić do przymusowej relokacji. O takim drobiazgu jak trwający strukturalny kryzys Euro, nawet nie będę wspominał.
I do listy tych osiągnięć, doszło wczoraj zerwanie rozmów w Brytyjczykami w sprawie porozumienia rozwodowego. Tu – tak na marginesie – warto przyjrzeć się, kto najwięcej straci na braku deal’u, co widać po wysokościach nadwyżek handlowych z Wielką Brytanią:
- Niemcy 45 mld. Euro
- Holandia 21 mld. Euro
- Francja 5 mld. Euro
- Także my mamy nadwyżkę 7 mld. Euro.
To teraz proste pytanie: kto skorzysta na cłach, które wejdą w życie 1 stycznia 2021, i kto zyska na tym, że po tym terminie żadne brytyjskie pieniądze na konto w Brukseli już nie wpłyną?
No i teraz pytanie zasadnicze: Czym zajmują się Komisja Europejska i prezydencja niemiecka w takiej chwili?
Praworządnością w Polsce i na Węgrzech.
To najlepiej pokazuje poziom odklejenia tych ludzi od rzeczywistości.
Grzegorz Górski
…w pierwszej połowie XIX wieku Alexis de Tocqueville stwierdził, że mimo wspólnego europejskiego fundamentu istnieją na naszym kontynencie dwie podstawowe tradycje polityczne: absolutystyczna i republikańska. Tradycję absolutystyczną reprezentowali, według niego, Niemcy, Francuzi czy Austriacy, natomiast republikańską – Anglicy, Węgrzy i Polacy. Przy czym – jak zaznaczał de Tocqueville – tylko Polacy i Węgrzy nigdy nie ulegli pokusie absolutyzmu, ponieważ Anglia w czasach Tudorów miała za sobą takie doświadczenie.
Ta uwaga jednego z najwybitniejszych nowożytnych myślicieli politycznych przypomniała mi się w kontekście dzisiejszego sporu w łonie Unii Europejskiej. Z jednej strony mamy struktury unijne, na który największy wpływ posiadają Niemcy i Francuzi, z drugiej zaś – samotny opór Węgrów i Polaków. Być może de Tocqueville widziałby w tym kolejną odsłonę starcia dwóch tradycji: absolutystycznej i republikańskiej. Tak zresztą definiują ten dzisiejszy spór tak odlegli wobec siebie ludzie, jak np. Viktor Orbán i Fareed Zakaria: liberalizm kontra demokracja.
To nie przypadek, że Anglia, tak mocno przywiązana do swej tradycji republikańskiej, zdecydowała się opuścić Unię Europejską, coraz bardziej zmierzającą w kierunku oświeconego absolutyzmu.
Wydaje się, że elity unijne do dziś nie wyciągnęły wniosku z Brexitu i nie odpowiedziały sobie na pytanie, dlaczego naród reprezentujący jedną z najbardziej dojrzałych demokracji na świecie stwierdził, że lepsza przyszłość czeka go poza strukturami Unii niż w jej ramach. Kluczowe okazało się doświadczenie wolności pod rządami prawa, którego Anglicy nie chcieli się wyrzec na rzecz zewnętrznej siły politycznej.
Polska i Węgry, sprzeciwiając się narzucaniu pozatraktatowych rozwiązań, walczą dziś nie tylko o własną podmiotowość i niezależność. Stawką tego starcia jest przyszły kształt Unii Europejskiej. Czy stanie się ona absolutystyczną, scentralizowaną i zunifikowaną oligarchią, czy też będzie w niej możliwa różnorodność i praktykowanie wolności w duchu republikańskim?
Grzegorz Górny