Nadawanie powagi wystąpieniom siódmorzędnego urzędnika UE/RWPG jest nie tylko niecelowe, ale wprowadza niepotrzebny niepokój. Pan Ujvari wojowniczo zapowiedział, że podobno wyegzekwuje „kary” nałożone przez TSUE za jego pozatraktatowe oświadczenia, ale – przypominam – podstaw prawnych do tego nie ma. A zabawa z „potrącaniem płatności dla Polski” jest kijem mającym dwa końce. I wcale nie jest tak, że ich koniec uderzy mocniej niż nasz koniec. Ale po kolei.
1. W sprawie turoszowskiej, oświadczenie TSUE (nie ma przymiotu „orzeczenia”, z uwagi na fakt braku podstaw traktatowych do takiego rozstrzygnięcia) nie może być podstawą również dlatego, że:
a) w momencie kiedy zostanie podpisane porozumienie polsko – czeskie (a to nastąpi lada dzień), nastąpi też wycofanie skargi czeskiej,
b) w konsekwencji sprawa w TSUE zostanie umorzona, a w dalszej konsekwencji „zabezpieczenie” upadnie,
c) w dalszej konsekwencji „zabezpieczone” środki podlegają zwróceniu (bo Czesi uzyskują oczekiwane świadczenia wprost od nas) – a skoro nie były wyegzekwowane, to wysyłane „wezwania” (pomijając ich brak podstawy prawnej) i tak stają się świstkiem papieru.
I na tym problem „zabezpieczeń turoszowskich” się wyczerpuje. Pan Ujvari może o tym wie, dlatego stroszy pióra, żeby pokazać „siłę” KE.
2. Co do zabezpieczeń w sprawie dot. Izby Dyscyplinarnej teoretycznie jest podobnie. I w tym wypadku oświadczenie TSUE jest ultra vires, ergo nie ma podstaw do wystawiania wezwań do zapłaty. Nie ma jednak pewności, że dokonana przez nas zmiana procedur dyscyplinarnych (i w konsekwencji likwidacja Izby), spowoduje umorzenie sprawy w TSUE. Jak pokazuje niedawna przeszłość, TSUE nawet w takich sytuacjach kontynuował sprawy i orzekał ultra vires, bo buduje w ten sposób orzecznictwo pod federalizację Unii. Mogą więc chcieć „zalegalizować zabezpieczenie” orzeczeniem końcowym, którego częścią będą kary konsumujące wcześniejsze środki. Tu jednak znowu wchodzimy w ocenę orzeczenia jako ultra vires i tym samym także ono – z naszego punktu widzenia – nie jest wiążące.
3. Kwestia „potrącania” jakichś „kar” z funduszy spójności, jest oczywiście na ten moment niedopuszczalna. Tego Traktat wyraźnie zakazuje (lista sytuacji, w których można to robić, jest precyzyjnie określona). Dlatego rozporządzenie KE zawierające takie uprawnienie dla tego ciała, pod pozorem ochrony praworządności, zostało przez Polskę i Węgry zaskarżone do TSUE. To właśnie było przedmiotem konkluzji na szczycie UE w 2020 roku – do czasu tego rozstrzygnięcia żadnych potrąceń „praworządnościowych” nie wolno stosować. Ale być może Ujvari o tym nie wie. Chociaż – patrząc jaki w ostatnich latach KE i TSUE mają stosunek do ustaleń Rady Europejskiej – brukselska jaczejka uważa, że już nic jej obecnie nie wiąże i może robić co chce.
4. Jednak prędzej (czyli już teraz, z naruszeniem traktatów) czy później (czyli z naruszeniem traktatów, ale z zielonym światłem TSUE) – KE będzie chciała włączyć instrument wstrzymywania nam środków unijnych. I wtedy właśnie przechodzimy do momentu, w którym zgodnie z zasadą stosowaną (do czasu skutecznie) przez ministra Becka (Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie), przechodzimy do fazy: „każdy kij ma dwa końce”.
5. W przypadku Programu Odbudowy sytuacja jest dla Polski nie tyle nawet obojętna, ale może nawet korzystna. Przypomnieć trzeba kolejny raz, że w programie tym mamy dwa rodzaje środków – granty i pożyczki. Ale Fundusz powstaje ze składek i poręczeń dla pożyczek europejskich. Innymi słowy z grubsza: granty (czyli sumy pewne?) finansujemy składkami, pożyczki finansujemy poręczeniami. Per saldo w kwotach teoretycznie pewnych (czyli w grantach) nasze saldo jest w granicach max. 3 mld. Euro – ich ewentualna utrata to naprawdę żaden problem dla Polski. Tym bardziej, że uwalniając się z mechanizmu Planu Odbudowy możemy wydać nasze pieniądze (które miałyby iść jako składka) na to, co my chcemy, a z KPO wydajemy na „priorytety UE”.
6. Co do środków pożyczkowych, tu już w ogóle nie tylko że nic nie tracimy, ale wręcz zyskujemy będąc poza Planem. Polska bowiem pozyskuje dzisiaj (przy swoich ocenach wiarygodności) środki na rynkach finansowych na porównywalnych, a może i lepszych warunkach niż pozyska to UE obciążona balastem problemów krajów południa PIGS. Tu korzyści są ewidentne.
7. Jak wygląda drugi koniec kija w tej sprawie? Obecnie Rada ministrów finansów i gospodarki będzie musiała rozpocząć wypłaty środków już nie zaliczkowych, ale głównych z Funduszu Odbudowy. Jest to związane z wpływem środków składkowych z poszczególnych krajów (no bo żeby coś wypłacić, trzeba to uzyskać – tak, to nie pani von der Leyen wyczarowuje pieniądze). No i żeby jakąkolwiek decyzję podjąć, Rada musi być JEDNOMYŚLNA. Tymczasem Rada ostatnie decyzje w sprawie FO podejmowała 29 października! Pięć krajów ma wprawdzie w ten sposób zablokowane zaliczki (w tym Polska), ale na ten moment WSZYSCY będą oczekiwali, na transze z płatności zasadniczych. Czy Polska i Węgry (ale i inne kraje) zgodzą się na to, by wydawać ich pieniądze dla innych, a samemu czekać z podkulonym ogonem, żeby odzyskać swoje środki?
No już wiecie Państwo, dlaczego od końca października życie eurokratów w tym obszarze zamarło.
Pan Ujvari pewno o tym nie wie, bo jakby wiedział, to by się może choć chwilę zastanowił nad tym, co plecie do mikrofonu.
8. Ma marginesie tych prawno – politycznych rozważań warto jednak zauważyć rzecz następującą. Fundusz Odbudowy, którym ciągle z taką pieczołowitością zajmuje się ekipa von der Leyen, jest odpowiedzią na PIERWSZĄ FALĘ PANDEMII. Tak, tak. Może już wszyscy zapomnieli, ale Komisja Europejska walczy ciągle z pierwszą falą, bo przecież cała ta konstrukcja powstała właśnie w tym kontekście. Pomijając już ocenę rzeczywistej roli KE w rozwiązywaniu realnych problemów europejskich – no bo chyba trudni tu znaleźć lepszy dowód na to, jak zbędny jest w tym kontekście organ – odrębną kwestią pozostaje to, że w ocenach olbrzymiej już większości opinii racjonalnych ekonomistów, Fundusz Odbudowy jest instrumentem bez znaczenia. Wystarczy skądinąd przyjrzeć się tym krajom, które zaliczki otrzymały. Efektów w przypadku Włoch, Hiszpanii, Grecji, Portugalii a nawet Francji nie widać w ogóle. I to nie tylko dlatego, że nastał kryzys energetyczny i inflacja, co wywróciło wszystko znowu do góry nogami. Po prostu Fundusz ten był lekarstwem na pierwszą falę i jej skutki, więc okazał się być lekarstwem całkowicie spóźnionym.
Innymi słowy, w tym obszarze musimy zachować spokój – nie mamy tu wiele do ugrania in plus, a ewentualne straty będą zupełnie znikome.
Na horyzoncie jest bowiem problem znacznie bardziej poważniejszy – orzeczenie TSUE w sprawie „mechanizmu praworządności” i jego skutki. I tu znów zgodnie z zasadą kija o dwóch końcach, pytanie: który koniec kogo bardziej dotknie?
O tym w następnym poście.
A w najbliższym tekście na TYSOL.PL o zaostrzającej się wojnie na szczytach władz Unii Europejskiej i rozsadzających ją zwarciach głównych graczy oraz o tym, co z tego wynika dla Polski.
Prof. Grzegorz Górski