„2022 could be the most dangerous year for America since 1939 and the world at large”.
Myślę, że tego stwierdzenia jednego z najbardziej wpływowych senatorów republikańskich w USA nie trzeba tłumaczyć. Ten rok może być przełomowy dla Europy i niesie wiele zagrożeń, ale również i szans. Jaki będzie ich rezultat dla Polski, zależy tylko od nas. NIC SIĘ DZIEJE PONAD NAMI – pod jednym warunkiem. Jeśli sami nie zdamy się na innych. Bo nikt inny naszymi sprawami się zajmie tak, aby chronić nasze, polskie interesy.
Spróbuję w kolejnych wpisach, przybliżyć moją ocenę tych zagrożeń, ale i szans.
Kwestia pierwsza, to oczywiście czynnik od ponad 400 lat określający najbardziej naszą sytuację – Rosja i jej agresywne dążenie do dobudowania „swojej” strefy wpływów w środkowej Europie.
Rosja jest już bliska osiągnięcia pierwszego z celów na tej ścieżce, tzn. Ukrainy. Ten cel ma krytyczne znaczenie dla podstaw imperialnych Rosji i całej jej ideologii państwowej. Utworzenie autokefalicznego patriarchatu kijowskiego było dla Moskwy większym ciosem, niż nawet potencjalna miękka obecność Ukrainy w NATO. Godzi bowiem właśnie w podstawy idei Wielkiej Rosji.
W mojej ocenie Rosja nie zaatakuje militarnie Ukrainy (poza tym co się dzieje w Donbasie), bowiem dla osiągnięcia jej celów, nie jest to potrzebne. Utrzymywanie Ukrainy w stanie mobilizacji powszechnej jeszcze przez 6 – 9 miesięcy, doprowadzi ten kraj do ruiny ekonomicznej. Rosję stać dzisiaj na utrzymanie 100.000 ludzi na granicy, bo sprzyjają jej ceny ropy, gazu i węgla. Dla Ukrainy jest to – przy problemach energetycznych i powszechnej korupcji – ostateczna dewastacja ekonomiczna.
Już dziś widać całkowitą erozję pozycji Zelenskiego i jego partii, więc za chwilę dojdzie albo do napięć społecznych (Majdan a rebours) albo konieczności wyborów, w których wymęczona opinia publiczna odda władzę połączonym siłom ukraińskiej jurgieletni moskiewskiej i berlińskiej (czyli duet Poroszenko – Tymoszenko i popłuczyny po Janukowyczu).
Przed tym scenariuszem mogłoby Ukrainę ochronić jedynie silniejsze zaangażowanie USA, ale dla Amerykanów Ukraina jest dzisiaj jedynie ceną, jaką mogą zapłacić za jakieś – iluzoryczne – korzyści od Rosji.
Czy władze polskie są już przygotowane na taki rozwój sytuacji na Ukrainie i to w perspektywie 12 miesięcy? Czy mamy już plany ochrony granicy na odcinku ukraińskim, kiedy w ramach dalszej fazy operacji „podgotowlenija Polszy”, uruchomiony zostanie drugi szlak nielegalnej migracji. Czy mamy już plany reakcji na wrogie działania podporządkowanych Moskwie i Berlinowi władz w Kijowie?
Czy to realistyczna perspektywa?
Wystarczy wsłuchać się uważnie w oświadczenia amerykańskie i brytyjskie oraz przeanalizować czyny niemieckie, aby nie mieć złudzeń.
Co więcej jednak, Rosja przedłożyła „projekt paktu” określającego zasady gry (strefy wpływów) w Europie Środkowej. Znalazła się tam klauzula, że pakt „obowiązuje, poprzez jednostronną notyfikację go drugiej stronie”. Rosja tej notyfikacji dokonała i z jej punktu widzenia sprawa jest załatwiona.
Tymczasem Zachód skamlający o rosyjski gaz, ropę i węgiel, nie jest w stanie zareagować inaczej, jak tylko milcząco zaakceptować ten stan rzeczy, dla pozoru wykonując rytualne tańce i deliberując kolejnymi miesiącami o dalszych „straszliwych sankcjach”.
Ameryka zaś – jak już nie raz w historii – liczy że Rosja pomoże jej „uporządkować” sprawy w rejonie Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego w rozgrywce z Chinami. Ma więc świadomość, iż ta „pomoc musi kosztować”. Że przyjdzie jej zapłacić za to cenę znacznie wyższą, niż wydaje się schowanym za plecami Bidena szaleńcom*/agentom* (*niepotrzebne skreślić) – to teraz nie ma znaczenia.
Dla nas ważne jest, abyśmy nie mieli złudzeń, że ktoś tam za oceanem kiwnie palcem w naszym interesie. Jedyne, za czym będą kiwać palcem – dopóki w Białym Domu będzie siedział demokrata – to będzie zagwarantowanie przez Moskwę, że interesy amerykańskich firm w tej części Europy nie ucierpią. I to dostaną, bo to akurat leży w interesie Kremla.
Ale…
Nie załamujmy rąk. Jeśli uświadomimy sobie powagę sytuacji, to będziemy zdolni do tego, aby na nią adekwatnie reagować JAKO PODMIOT, a nie przedmiot rozgrywki. O tym w następnym tekście.
Grzegorz Górski