W Brukseli zjawiło się siedmiu szefów rządów tymczasowych (Niderlandy, Belgia, Szwecja, Niemcy, Czechy, Bułgaria i Rumunia). Reszta – z małymi wyjątkami (Polska, Węgry, Grecja) wisi na chwiejnych większościach. Już tylko to pokazuje, kto w jakiej jest tam pozycji.
Miało być głównie o energetycznym Armagedonie, ale zaczęło się – a jakże – od Polski.
Najpierw był Rutte, szef rządu tymczasowego kraju, będącego „narkotykowym supermarketem” (Der Spiegel, ale potwierdza to Telegraff)), oazą prostytucji i eutanazji, oskarżany o wielokrotne naruszenie praworządności i lobbysta GAZPROMU.
Wtórował mu De Croo, administrator restauracji, mieszkań i lokali dla kancelarii w Brukselii, który wraz ze swoimi walońskimi towarzyszami, ze wszelkiej maści niezliczonych neobolszewickich formacji, cierpliwie buduje pierwszy europejski emirat.
Potem był zarządca wielkiej europejskiej potęgi, czyli Luksemburga, który zajmuje się na co dzień tworzeniem coraz bardziej przemyślnych rozwiązań chroniących interesy europejskich narkomafii i wszelkiej maści skorumpowanych (głównie przez Rosjan) polityków zachodnich w swoich bankach.
Dołączyła do nich córka dwóch lesbijek z Finlandii – kraju, który jest kolonią Billa Gates’a (który kupił Nokię). Tu już jednak zaczęło być nerwowo, bo kraj Pani Sanny Marin w całości wisi na ruskim gazie, a zima w Finlandii to nie jest zjawisko teoretyczne. Więc się skróciła, żeby przejść do enegetyki.
Kiedy jeszcze zebrał się w sobie administrator kolonii Google’a i Facebook’a, czyli Irlandii, nie wytrzymał Macron. „Energia, głupcze”, powiedział. Ale nie ta, której nie mają jego koledzy w Europie, tylko ta, którą ma sprzedać w postaci elektrowni atomowej do Polski. A jeśli w pakiecie sprzeda nam łodzie podwodne, których nie kupiła od niego właśnie Australia, to może uda mu się uratować w lecie skórę i uzyskać drugą kadencję. Więc mruknął coś o konieczności dialogu i kazał zakończyć występy „premierów” i oddać głos PMM.
Pozamiatała kreatorka całego zamieszania, czyli macocha naszego oppisitionsführera, która przejdzie do historii jako grabarka niemieckiej chadecji. Też coś wspomniała o dialogu.
No jednak zajęło to wszystko trochę czasu, bo nasz PMM swoim gładkim wykładem wcisnął prawie wszystkich w fotele. To był tak naprawdę mecz do jednej bramki, bo przecież dla naszego premiera cała ta menażeria, to bułka z masłem. O wiele poważniejszych zawodników musiał przerabiać przez lata udziału w komitetach kredytowych, gdzie trzeba się było naprawdę napocić.
Innymi słowy — KOMPROMITACJA tej całej neobolszewickiej zgrai lobbystów grup mafijnych, BIGTECHu i rajów podatkowych, wyszła jak na dłoni.
A czas idzie dla nas jeszcze lepszy. Za chwilę Francuzi pożegnają Napoleona IV-tego, Hiszpanie wyślą na zasłużoną rentę socjalistów Sancheza, a do władzy w koalicji dojdzie z VOX, dojdzie do zmiany we Włoszech i koalicji Braci Włochów z Salvinim, a nawet wygląda na to, że w Rumunii do władzy dojdzie partner PiS- u.
Dlatego cierpliwość i zimna krew PMM są bezcenne.
Polityka to sztuka czekania, więc praktykujmy tę cechę — BĘDZIE DOBRZE 🙂
Grzegorz Górski