Nic tak nie poruszyło lokalnej dziennikarskiej braci, internetowych komentatorów, a za ich sprawą pewnie części społeczności grodu na Łyną, jak decyzja Rady Miasta o podniesieniu wysokości diet miejskim radnym. Dziwnym trafem podwyżka pensji prezydenta do 20 000 zł, przeszła zupełnie niezauważona.
Równie ciekawe jest, że wspólnym pełnym dramatycznego oburzenia i rozpaczy głosem, załkały lokalne ośrodki medialne od lewactwa po te, które od wielu lat udają czystą, prawdziwą prawicę.
Na lidera oburzonych został wykreowany Dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury, który ogłosił światu, że zarabia 5 600 zł, a jego pracownicy połowę tego. Wg oświadczenia majątkowego za 2019 r. z tytułu umowy o pracę w MOK osiągnął dochód 89 528,75 zł, natomiast za rok 2020 jego oświadczenia majątkowego na stronie Olsztyna nie ma.
Na wstępie oświadczył: „I proszę nie wrzucać mnie w politykę i partyjniackie przepychanki. Po prostu nadal nie umiem pojąć, dlaczego twórczy człowiek przegrywa z teczkowym przytupasem” (od autora: nie wiem kto to taki, ale przytaczam w oryginale). Cytat z Gazety Olsztyńskiej, artykuł „Radni strzelili sobie w kolano”, 17.12.2021.
Zacznijmy od sprawy najważniejszej. Kto odpowiada za finanse Olsztyna? Odpowiedź jest jednoznaczna – prezydent. On przedstawia projekt budżetu, ustala plan dochodów i wydatków. Prezydent prowadzi na bieżącą politykę finansową. Podejmuje decyzje, które mogą być korzystne albo katastrofalne dla budżetu miasta.
I jeszcze jedno, ale bardzo ważne. Bez zgody prezydenta żadna uchwała dotycząca kształtu budżetu miasta nie może być przyjęta. Również ta w sprawie diet radnych.
W Olsztynie od ponad dwudziestu lat rządzi dwóch ludzi – Małkowski i Grzymowicz. Nikt inny, tylko oni dwaj, z pomocą wspierających ich PO, SLD, PSL oraz grup skupionych wokół Małkowskiego i Grzymowicza decydują do kogo i w jakich ilościach trafią złotówki z budżetu miasta. Również do MOK i dyrektora tej placówki.
Od ponad dwudziestu lat słyszymy też od obu panów bajeczkę, którą można sprowadzić do jednego zdania: sytuacja finansowa miasta jest dobra (no bo przecież my rządzimy), ale na nic pieniędzy nie ma. Nie ma na kulturę, żłobek, naprawę ulic, sport, basen dla uczniów, podwyżek dla nauczycieli, urzędników… Nie ma na setki innych celów. Ale zawsze znajduje się na to, co kojarzy się z betoniarką.
Taka marksistowska jedność przeciwieństw.
Ostatnimi laty winę, że na nic nie ma, według Grzymowicza ponosi oczywiście rząd Prawa i Sprawiedliwości.
Jestem pewien, że dyrektor MOK ma tego pełna świadomość jednak woli fałszować i zakłamywać rzeczywistość wskazując na radnych jako winnych sytuacji finansowej Olsztyna.
Rozumiem, że dyrektorowi MOK (którego mianował i utrzymuje na posadzie Grzymowicz) trudno zwalać winę za mizerię finansowa jednostki, którą kieruje na swojego pryncypała. Zawsze to pensja, marna to marna, ale na konto wpływa regularnie. Łatwiej i bez wątpienia bezpieczniej wylewać swoje żale na radnych bez stawiania pytań skąd się ci radni wzięli i pod jakim sztandarem do rady przyszli oraz jaką rolę w niej odgrywają. Polityka go przecież nie interesuje. Tylko kasa.
Summa summarum, proszę bardzo zamiast dyskutować o przedstawionym przez Grzymowicza budżecie Olsztyna na rok 2022 pogłębiającym marazm i regres miasta, mamy dyskusję o podwyżkach diet radnych. Grzymowicz z Małkowskim rechoczą w ratuszowych gabinetach, że znowu ograli ludków.
Z drugiej strony, tak po ludzku rozumiem i jest mi nawet żal Dyrektora MOKu, że tak marnie zarabia i pogrążył się w głębokiej frustracji. Człowiek tyra jak może na froncie ideologicznym wspierając polityczne, fanatycznie antyrządowe harce Grzymowicza. Tyle roboty, wymyślonych prowokacji, wywołanych skandali, szydery z polskiej tradycji, kultury, lewackie happeningi, malowanie krów na tęczowo, wielkie czerwone pioruny na MOK, promowanie dzieł z penisami na godle narodowym, spotkania z ciekawymi ludźmi, których największym dylematem porannym jest, czy założyć spodnie, czy sukienkę, przypudrować nosek, a może prysnąć się ostrym dezodorantem. I co?! I nic?! Ani grosza nagrody od szefa za wierną służbę?
Dlatego zupełnie nie dziwie się, że Dyrektor MOK wyznaje zdruzgotany: „W takich okolicznościach trudno budować wspólnotę, trudno mówić, że miasto jest dobrem wspólnym, że wszyscy razem chcemy dla niego jak najlepiej, skoro koniec końców zwycięża partykularny egoizm i hasło „śmierć frajerom”. A ludzie kultury są frajerami największymi, miejscy urzędnicy zresztą podobnie” (cytat z tego samego artykułu w Gazecie Olszyńskiej).
A Grzymowicz z Małkowskim mają dramatyczne wyznania w… głębokim poważaniu. Oni swoje pensje i diety wezmą w podwyższonej wysokości.
Jerzy Szmit
PS. Mówienie i pisanie, że Olsztyn to ubogie miasto jest powtarzaniem bzdur, które głoszą Ci, którzy nie umieją rządzić, ale o tym wkrótce.