Zrzucanie winy za swoje błędy i nieudolność na innych jest charakterystyczne dla kilkuletnich dzieci. Winnymi niepowodzeń i błędów dziecka są rówieśnicy, rodzice, sąsiedzi, często zwierzęta a bywa, że i przedmioty nieożywione – to normalny etap rozwoju człowieka, pod warunkiem, że zdarza się w wieku kilku lat. W takiej antropomorfizacji dzieci są wręcz mistrzami świata. Patrząc jednak na „sukcesy” olsztyńskiego samorządu na ogólnopolskiej arenie można stwierdzić, że raczej… wicemistrzami.
O pierwsze miejsce na podium zdecydowanie i skutecznie zawalczył obecny prezydent Olsztyna i czołowi urzędnicy magistratu. Nawiasem mówiąc prezydent Piotr Grzymowicz radzi sobie świetnie nie tylko z antropomorfizacją, ale całą masą innych mechanizmów – dość dobrze opisywanych przez psychologię i psychiatrię. Cały wachlarz tych mechanizmów, przy czym niektóre zupełnie świadomie.
Zapomniany Olsztyn?
Ale po kolei. Z początkiem kwietnia prezydent Piotr Grzymowicz, rozpoczął średnio udaną kampanię medialną dotyczącą Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych, z którego znakomita większość samorządów w Polsce – w tym także wiele z Warmii i Mazur – otrzymała pieniądze z budżetu centralnego na planowane od dawna inwestycje na poziomie lokalnym. Samorządy otrzymywały pieniądze pod jednym warunkiem – odpowiedniego opisania i uzasadnienia koniecznych inwestycji. Dostawały je bez względu na to, jaka opcja polityczna zasiadała za sterami samorządów. Z pewnością ciężko przyszło rządowi przekazywanie tych środków po wielokrotnie powtarzanych słowach „totalnej opozycji”, która od 2018 roku lubi powtarzać, że te wybory wygrała właśnie Koalicja Obywatelska oraz jej koalicjanci, przede wszystkim PSL.
Raz przekazanymi środkami z RFIL samorząd może dowolnie dysponować – pod warunkiem realizacji zgłoszonego wcześniej planu rozwoju swojej lokalnej ojczyzny. Jeżeli chce, może je przeznaczyć na budowę żłobków i przedszkoli. Może za nie wyremontować drogi, rozbudować transport publiczny, czy utworzyć nowe parki.
Niestety na liście samorządów, które otrzymały wsparcie z budżetu centralnego, zabrakło Olsztyna. Zabrakło, bo jak można łatwo sprawdzić (choć urzędnicy z Warszawy nie muszą się tłumaczyć urzędnikom z prowincji), propozycje olsztyńskiego magistratu raczej się nie broniły w zbiorze tysięcy innych nadesłanych z całej Polski. Nie przekonał również rozwój Olsztyna, a właściwie jego brak, jeżeli porównać inne samorządy – nie tylko z reszty kraju, ale również z samego regionu.
Choć Piotr Grzymowicz w tej dyskretnej odmowie zobaczył coś zupełnie innego.
„Była ważna uchwała i jeszcze ważniejszy cel – wsparcie zadań inwestycyjnych realizowanych przez jednostki samorządu terytorialnego. Zabrakło tylko jednej, równie ważnej informacji, że jest to wsparcie wyłącznie dla swoich! Niestety, Olsztyn nie łapie się do swoich, więc już po raz kolejny w rozdaniu Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych dostaliśmy zero wsparcia! Nie będzie pieniędzy na żłobek przy Antonowicza, termomodernizację ZSO nr 3 czy budowę nowego mola nad jeziorem Ukiel. Nasze pieniądze, bo rząd nie ma własnych pieniędzy, poszły w siną dal; ostatnio widziano je na południu Polski” – wyżalił się prezydent w publicznych wypowiedziach.
Kim więc są ci – przywoływani przez Grzymowicza – „swoi”? Raczej nie mają wiele wspólnego z PiS-em. Większość władz samorządowych, które doczekała się centralnego wsparcia stoi raczej w opozycji do obecnego obozu rządowego.
Projekcje po olsztyńsku
Czy może chodziło o samorządy, które nie wspierały protestów przeciwko wszystkiemu? Też nie – w większość miast i miasteczek Polski samorządowcy przymykali oczy na demonstracje w obronie sądów, rzekomego zagrożenia wolności słowa, sprzeciwiające się cięciu esbeckich emerytur, czy domagające się bezwzględnej aborcji na życzenie. Prawdę mówiąc, gdyby mogły i widziały w tym swój polityczny interes, popierałyby również antyrządowe marszy protestacyjne płaskoziemców (czyli ludzi przekonanych, że Ziemia jest jednak płaska), gdyby tylko takie były organizowane.
Nie broni się również argument, że poszło o podział Polski na dwa „makroregiony” – A i B, zgodnie z którym tzw. „Polska A” jest przez stolicę tradycyjnie traktowana lepiej – wszak pieniądze dostało wiele samorządów z Warmii i Mazur.
Szukając owych „swoich” trafiamy w końcu na podręczniki do psychologii.
Piotr Grzymowicz z wdziękiem kilkulatka obwinia za swoje niepowodzenie tzw. okoliczności obiektywne, nadając im często cechy ludzkie. To właśnie antropomorfizacja.
Jakie to cechy? Kolesiostwo, kumoterstwo, koteryjność – tak chętnie wskazywane przez Grzymowicza, to z kolei przykład klasycznej projekcji, czyli „mechanizmu obronnego polegającego na przypisywaniu innym własnych niepożądanych uczuć, poglądów, zachowań lub cech najczęściej negatywnych”. Po projekcję – świadomie lub nie – sięgamy zawsze wtedy, kiedy chcemy uniknąć frustracji, lub podświadomie zmierzamy do usprawiedliwiającego nas zniekształcenia rzeczywistości zmuszającego nas do samoobrony.
Uczciwie wobec samego siebie
Podręczniki opisują wiele rodzajów projekcji – to na przykład projekcja podobieństwa, czyli przypisywanie domniemanym wrogom cechy własnej, choć nieuświadomionej. To tłumaczyłoby charakterystykę grzymowiczowskich „swoich” załatwiających pewne sprawy tylko i wyłącznie według klucza partyjnego. Pojawienie się „swoich” odpowiada również tzw. projekcji atrybutywnej, polegającej na przypisywaniu innym własnych uświadomionych cech, których sami się wstydzimy.
Być może w tym przypadku możemy mówić także o projekcji kasandryjskiej, która sprowadza się do spostrzegania świata, jako nastawionego wrogo w związku z brakiem świadomości posiadania własnych cech prowadzących do projekcji.
Bezspornie Piotr Grzymowicz uważa swoje rządy za olsztyńską „złotą erę”. To, że inaczej postrzegają to mieszkańcy, czy że reszta świata nie chce podzielać podobnej opinii, uznaje za wrogość i winę tej właśnie reszty świata. Jest jednak i dobra strona tego medalu. Część projekcji Grzymowicza świadczy o tym, że zaczyna – na razie nieśmiało – zauważać cechy prowadzące to tych właśnie projekcji. Czy daje to mieszkańcom gwarancję na dynamiczny rozwój miasta? Absolutnie nie – choć daje pewną szansę, że po raz drugi obecny prezydent do wyborów nie wystartuje, pod oczywistym warunkiem, że będzie uczciwy wobec samego siebie.
Paweł Pietkun