Szanowni Państwo, oto prawdziwy kabaret pod szyldem sejmiku województwa warmińsko-mazurskiego. Zarząd województwa, zdominowany przez Platformę Obywatelską i Polskie Stronnictwo Ludowe, po raz kolejny próbuje wmówić mieszkańcom, że lotnisko w Szymanach to inwestycja, która kiedyś odmieni losy regionu. Trochę to przypomina kultowe sceny z filmowego „Misia”…
A jak faktycznie wygląda lotnisko na co dzień? Na co dzień to wyjątkowy pokaz absurdu finansowego, który z roku na rok staje się coraz większym obciążeniem dla województwa. Jak, w rozmowie z „Opiniami” ujmuje to radny klubu Prawa i Sprawiedliwości, pan dr Marcin Kazimierczuk — to lotnisko to po prostu kamień u szyi. Szyi nas wszystkich!
Ponad 200 milionów złotych! Tyle pochłonęło lotnisko w Szymanach od 2016 roku, a co w zamian? Puste płyty, brak samolotów i czekające na cud rozwoju gospodarczego mityczne koło zamachowe, które wciąż jakoś nie chce wystartować.
Podczas wtorkowej sesji sejmiku województwa przedstawiciele koalicji, która kieruje zarządem województwa, i przedstawiciele spółki zarządzającej lotniskiem próbowali dokonać kolejnego cudu. Udowodnić, że lotnisko w tej formie jest nam potrzebne!
Przysłuchując się słowom prezesa lotniska, pana Wiktora Wójcika, można było uznać, że port lotniczy Olsztyn-Mazury to wręcz kluczowe ogniwo bezpieczeństwa NATO i polskiej obronności, ale najwyraźniej, jak do tej pory, nie zauważyli tego ani mieszkańcy, ani pasażerowie, ani nawet komisja sejmiku, która kilka dni przed sesją odwiedziła lotnisko i… nie zauważyła tam ani jednego samolotu.
Ani jednego samolotu, ani jednego startu, ani jednego lądowania. Pustka. Jak wspomina radny Marcin Kazimierczuk, podobnie było kilka lat temu, kiedy to również zorganizowano wyjazd komisji na lotnisko — wtedy również nie zobaczyli żadnego ruchu lotniczego. To lotnisko, które miało być dumą regionu, stało się symbolem stagnacji i pustych obietnic.
Radny Kazimierczuk nie ma wątpliwości: lotnisko, z którego mało kto wylatuje, nie zaspokaja podstawowych potrzeb mieszkańców Warmii i Mazur. Dodaje również, że utrzymanie tego lotniska kosztuje samorząd województwa między 20 a 30 milionami złotych rocznie — pieniądze, zamiast iść na rozwój infrastruktury, są dosłownie wyrzucane w błoto.
Co więcej, dr Kazimierczuk, relacjonując dla „Opinii” wtorkową sesję sejmiku, wskazuje na inne, pilniejsze potrzeby mieszkańców regionu. Przez ostatnie osiem lat w lotnisko zainwestowano ponad 200 milionów złotych. Jak można by było lepiej wykorzystać te pieniądze?
Radny bez wahania wymienia: 200 milionów złotych od 2016 roku można by było przeznaczyć na przebudowę kilkuset kilometrów dróg wojewódzkich, na rozwój połączeń kolejowych, na dofinansowanie transportu autobusowego — czyli na wszystko to, co rzeczywiście służy mieszkańcom. W regionie, gdzie siatka połączeń kolejowych jest zwijana, a drogi są w opłakanym stanie, wydawanie takich pieniędzy na lotnisko, z którego mało kto korzysta, to czysta niegospodarność.
Marcin Kazimierczuk jest znany raczej ze stonowanego temperamentu i stosowania rzeczowej argumentacji. Jednak kiedy mówi o lotnisku w Szymanach, najwyraźniej traci swój, znany wszystkim, flegmatyzm.
— Mamy najniższe pensje w całej Polsce, mamy wyludniające się województwo, zwolnienia grupowe w zakładach pracy. A co robi zarząd województwa? Dofinansowuje lotnisko, z którego nikt nie korzysta — wylicza radny Kazimierczuk.
Jego zdaniem lotnisko w Szymanach, które miało być oknem na świat, stało się jedynie „szalupą ratunkową” dla młodego pokolenia, aby opuścić region na stałe. — Służy chyba tylko temu, żeby młode pokolenie wyleciało do Wielkiej Brytanii i tam zaczęło układać sobie życie, a nie na terenie województwa warmińsko-mazurskiego — dodaje z goryczą radny.
Jednak zarząd województwa próbuje przekonywać, że lotnisko to inwestycja w przyszłość. Od ośmiu lat słyszymy te same obietnice, a port w Szymanach nie tylko nie napędza gospodarki, ale wręcz staje się symbolem nieudolności i niegospodarności.
Dr Kazimierczuk kontruje tę argumentację, która przypomina odtwarzaną w kółko „zdartą płytę”, pytaniem, czy może przyszedł czas na ultimatum dla władz lotniska? Albo zaczną działać na zasadach rynkowych, albo trzeba wymienić zarząd. Jest też jeszcze jeden potencjalnie bulwersujący aspekt całej sprawy.
Podczas sesji sejmiku padły pytania, czy zarząd spółki lotniskowej otrzymywał premie. Jeśli tak, to na podstawie czego? Bo, jak mówił radny Kazimierczuk: to są kolejne marnotrawione pieniądze. I trudno się z nim nie zgodzić.
Marek Adam