Wojciech Maksymowicz bez mrugnięcia okiem opuścił swoich kolegów i w pozie pełnej pokory pojawił się w klubie parlamentarnym Szymona Hołowni. To nie pierwsza taka wolta w wykonaniu olsztyńskiego lekarza. Ciekawe, czy jego nowy „pan szef” zna stare chińskie powiedzenie, które mówi, że „coś co się zdarzyło raz, może zdarzyć się po raz drugi. Coś, co się zdarzyło dwa razy, z pewnością zdarzy się po raz trzeci”.
Oglądając konferencję prasową budowanej właśnie partii politycznej Szymona Hołowni wielu Polaków przecierało oczy ze zdumienia. Oto Wojciech Maksymowicz, który chciał – nie tylko w Olsztynie – uchodzić za ikonę propaństwowości i „dobrej zmiany” w sposób co najmniej mało elegancki publicznie pożegnał się ze swoimi kolegami z Parlamentu. Już go nie interesuje „dobra zmiana” i nawet nie Polska. Swoją decyzję wytłumaczył dobrem pacjenta, które podobno mocno ma leżeć mu na sercu.
Podróże pana M.
– Pani szefowo, panie szefie, zacznę niestereotypowo. „Trzeba z żywymi naprzód iść, Po życie sięgać nowe, A nie w uwiędłych laurów liść, Z uporem stroić głowę” – zacytował wiersz Adama Asnyka Maksymowicz. – W centrum mojego życia zawsze było dobro pacjentów, nie mogę zgodzić się na politykę prowadzącą do zapaści służby zdrowia, a taką właśnie zapowiada zurzędniczała PR-owska koncepcja Polskiego Ładu.
Maksymowicz już od dawna – choć nie tak jawnie – krytykował próby uporządkowania Polski po trudnych dla większości Polaków czasach przemiany ustrojowej a później rządów postkomunistów i liberałów, jakie podejmuje obecny rząd.
To dziwne, bo przecież miał możliwość reformowania Służby Zdrowia – był ministrem w resorcie w rządzie Jerzego Buzka, skąd odszedł w 1999 roku.
Był również ekspertem ds. zdrowia w Platformie Obywatelskiej – przez długie siedem lat mógł działać na rzecz lekarzy i pielęgniarek. Jednak zamiast tego skrupulatnie budował swoją polityczną – nie medyczną, bynajmniej – karierę. Maksymowicz odszedł z Platformy w 2013 roku – dokładnie wtedy, kiedy partii Donalda Tuska zaczęły mocno spadać sondaże poparcia.
Niedługo później związał się z Polską Razem Jarosława Gowina, gdzie zajmował się – a jakże – doradzaniem w obszarach ochrony zdrowia.
Niedługo później w życiu Maksymowicza zaszła kolejna zmiana – rozstał się z partią gowinowców i, pod rękę z Piotrem Grzymowiczem (którego oficjalnie poparł w staraniach o olsztyńską prezydenturę) wdzięczył się do Polskiego Stronnictwa Ludowego tak długo, aż ludowcy wzięli go na swoje listy wyborcze. Niestety poza poparciem ludowców, niewiele ugrał bo w wyborach do Senatu zajął ostatnie miejsce w okręgu.
Wtedy porzucił ludowców i wrócił do Jarosława Gowina. To był dobry moment na telefon z przeprosinami, bo w 2018 roku Zjednoczona Prawica była już siłą, która odważnie wprowadzała reformy i porządkowała państwo. Do Sejmu dostał się z listy Prawa i Sprawiedliwości, gdzie znalazł się z rekomendacji Porozumienia Jarosława Gowina. Rok później został wiceministrem Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Przez ten cały czas Maksymowiczowi podobała się i dobra zmiana, i obecne rządy. Plany ogłoszonej niedawno reformy państwa, na czym wymiernie i najwięcej zyskuje służba zdrowia w Polsce podobały mu się, niemało się do nich nawiasem mówiąc przykładając.
Dzisiaj odchodzi do Ruchu Hołowni, gwiazdki TVN-u, który na podobieństwo Janusza Palikota i Ryszarda Petru buduje ugrupowanie, które pozwoli politykom PO dyskretnie otrzepać pyłki z umierającej Platformy Obywatelskiej i wrócić do Sejmu pod innym szyldem, choć z takimi samymi planami dojenia ojczyzny i jej obywateli.
Kroki Maksymowicza
Co Maksymowicz dzisiaj mówi o reformie? – Całość opieki zdrowotnej wymaga prawdziwej naprawy, przemyślanych rozwiązań, systemowego zagwarantowania wzrostu nakładów na opiekę zdrowotną. Zamiast programu dla większej efektywności przychodni i szpitali, urzędnicy przygotowali dalszą drastyczną biurokratyzacje, zamordyzm i centralizację. PiS forsuje powrót do czysto PRL-owskiego centralizmu – to słowa polityka wprost z konferencji prasowej. To, dodawał, „antyreforma” zdrowia. Podobnie, jak antyreformą ma być Polski Ład.
Tym razem jednak pełne pokory kroki Maksymowicza kierowane w stronę gabinetów polityków Szymona Hołowni nie rozbrzmiały w związku ze zmianą preferencji wyborczych Polaków i spadającymi na łeb, na szyję notowaniami PiS. Za odejściem stała kontrola Ministerstwa Zdrowia na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w sprawie eksperymentów medycznych z zakresu neurochirurgii, w których miało dochodzić do wykorzystywania płodów ludzkich. Jeżeli wykaże, że do takich eksperymentów dochodziło – Maksymowicz będzie wołał w Sejmie, a może nawet i w Brukseli, że to polityczna zemsta za jego kolejną zmianę barw partyjnych.
Szymon Hołownia to polityk bez doświadczenia, który zbiera w swoim klubie podobnych Maksymowiczowi polityków nastawionych wyłącznie na „rządzenie”, a nie pracę. Notoryczni zdrajcy nie przeszkadzają mu zupełnie, w końcu na kimś siłę polityczną musi budować a nikt inny niespecjalnie mu ufa – właśnie ze względu na ten brak obycia.
Podziwu godna wytrwałość
Wojciech Maksymowicz pokazał się – po raz kolejny, choć tym razem najgłośniej – jako człowiek, który ma swoje cele, choć niekoniecznie jest nim publiczne dobro. Robi to z podziwu godną wytrwałością i zaangażowaniem od tak dawna, że mam poważną wątpliwość, czy słów Józefa Piłsudskiego, że „ten tylko wart nazwy człowieka, który ma pewne przekonania i potrafi je bez względu na skutki wyznawać czynem”, nie odebrałby przypadkiem, jako… wyrazów uznania.
Paweł Pietkun