No tak, wiem.
Na hasło „Bolesław Prus” w przegródkach naszych umysłów otwierają się szufladki z etykietami: „Faraon”, „Lalka”, „Emancypantki” oraz trochę „rupieci” w kartonie podpisanym „Opowiadania”. No może tych przegródek byłoby więcej, ale i tak w przekonaniu większości – wszystkie one pokryte solidną warstwą kurzu i ostrzegającym napisem „lektury szkolne”.
Czyli… nuda?
Ale gdy sięgnąłem po książkę „Prus. Śledztwo biograficzne” Moniki Piątkowskiej, nagle z kart tej niemal sensacyjnej opowieści wyłania się Prus nieznany (przynajmniej tym, którzy szkoły już dawno pokończyli i o wielu faktach zdołali już zapomnieć, innych zaś faktów po prostu nie mieli okazji się dowiedzieć): chłopak z rozbitej rodziny, z problemami w kolejnych szkołach, powstaniec krytycznie oceniający ten swój życiowy epizod, znakomity felietonista, zgryźliwy zawistnik i obrazoburca, rywal a to Sienkiewicza a to Żeromskiego – nie tylko na polu literatury czy sławy, także tam, gdzie mierzy ze swego łuku niejaki Eros. A więc nasz Prus/Głowacki to także człowiek o skomplikowanych relacjach z kobietami i z ewidentnymi fobiami, które nieraz paraliżowały mu możliwość normalnego funkcjonowania. Krwista postać, żaden tam pomnik. A równocześnie przeżywający rozterki twórca literatury. Literatury. Przez duże L.
To wszystko autorka wyciska z dokumentów, wspomnień oraz analizowanej twórczości, w modnym od jakiegoś czasu trendzie, polegającym na szukaniu klucza do twórcy, przez wnikliwe podglądanie jego dzieła.
Piątkowska wciąga dobrze utkaną narracją. Czasem już męczy tym ciągłym psychologizowaniem, ale i tak nie pozwala się oderwać, póki ostatnia stronica nie zostanie przerzucona.
A gdy „stało się” i moim oczom ukazało się kończące książkę Kalendarium, podjąłem karkołomną decyzję powrotu do „Lalki” czy „Faraona”…
Waldemar Brenda
Monika Piątkowska, Prus. Śledztwo biograficzne, Wyd.: ZNAK, 2017.