Antykatolicki paszkwil na objawienia gietrzwałdzkie, jedną z wizjonerek i samą Matkę Bożą, który jest wystawiany w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie, doczekał się zachwytów w „Gazecie Wyborczej”, która sztukę określa mianem katolickiej. Największą radość recenzenci mają, opisując chór sześciu matek bożych przebranych w choinkowe świeczki.
Jeśli celem twórców pseudosztuki pod tytułem „Nie smućcie się, ja zawsze będę z wami” (te słowa Matka Boża skierowała podczas objawień w Gietrzwałdzie do dwóch młodych wizjonerek: Justyny Szafryńskiej i Barbary Samulowskiej) było obrażenie uczuć religijnych, to spektakl odnosi wielki sukces.
Z plakatów promujących wydarzenie, a pełnych pogardy dla katolików, dowiadujemy się, że „dzieło” ma patronat Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Warmińsko-Mazurskiego Urzędu Marszałkowskiego, a sponsorami spektaklu są między innymi Michelin i sieć sklepów Społem.
Ciekawe, co o tym powiedzą, gdy się o tym dowiedzą? A może podzielają szerzenie nienawiści na tle religijnym i wyśmiewanie największych świętości?
„Opinie” już kilka razy opisywały skandal związany z pseudo sztuką. Nasze publikacje odbiły się szerokim echem, jednak nie doczekały się żadnej reakcji ze strony dyrekcji teatru czy urzędu marszałkowskiego, któremu podlega placówka. Można przypuszczać, że i jedni, i drudzy identyfikują się z wymową spektaklu.
Teraz jednak zostały przekroczone kolejne granice. Z kilku recenzji, którymi pseudo twórcy chwalą się na stronie internetowej teatru, wynika, że nie może być mowy o pomyłce, gdy opisywany spektakl jest nazywany antykatolickim paszkwilem siejącym nienawiść i pogardę do katolików.
Przypomnijmy. Podczas objawień w Gietrzwałdzie w 1877 roku Matka Boża przez kilka miesięcy pokazywała się dwóm młodym wizjonerkom. Obie potem wstąpiły do zakonu. Barbara Samulowska zmarła na misjach w Ameryce Południowej w opinii świętości, a teraz trwa jej proces beatyfikacyjny.
Justyna Szafryńska po kilkunastu latach wystąpiła z zakonu i założyła rodzinę. Nic więcej o niej nie wiadomo, i nie ma żadnych dokumentów ani potwierdzonych informacji na temat tego, co przeżywała, jak żyła, a tym bardziej czy straciła, czy zachowała wiarę.
Twórcy spektaklu uznali jednak, że mogą urządzić sobie żerowisko na historii właśnie Justyny Szafryńskiej, bo przecież nikt nie stanie w jej obronie, jeśli zmyślą jej dalszy życiorys i przeżycia, i nazwą to „eksperymentem myślowym”.
Wracając jednak do samego spektaklu, jak o zamiarach jego twórców dowiedzieliśmy się dzięki depeszy Polskiej Agencji Prasowej, która cytowała reżysera mówiącego o „historii uwalniania się z opresji religii”, tak teraz z recenzji umieszczonej w głównym wydaniu „Gazety Wyborczej” dowiadujemy się o kolejnych piętrach antykatolickiego podłoża pseudo sztuki wystawianej w olsztyńskim teatrze.
Otóż okazuje się, że „twórcy” spektaklu, zanim doszło do jego wystawienia, pojechali do Watykanu, urządzając tam hucpę na placu Świętego Piotra, która została przerwana przez żandarmerię. Zdarzenie w słowach pełnych zachwytu opisuje organ Michnika.
— Watykańska policja wzięła na cel polskich twórców. Policja, a precyzyjniej, żandarmeria państwa Watykan – interweniowała, gdy aktorka Milena Gauer opowiadała odwiedzającym plac Świętego Piotra o zapomnianej polskiej mistyczce Justynie Szafryńskiej. Performance dokumentował artysta wizualny Łukasz Surowiec. Niestety, nie wszystkie nagrania przetrwały kontakty z funkcjonariuszami. Zapisy tej akcji, które przetrwały, można oglądać w finale spektaklu „Nie smućcie się, ja zawsze będę z wami” — czytamy w recenzji pod tytułem „Siostra klęczy na gwoździach” z „Gazety Wyborczej”.
Organ Michnika wychwala także dyrektora teatru, który zgodził się na wystawienie sztuki, przypominając, że „jest wyoutowanym gejem i współtwórcą organizowanej razem z Fundacją Wiara i Tęcza kampanii Przekażmy sobie znak pokoju”.
Autor recenzji, opisując spektakl, dzieli się swoimi wrażeniami i interpretacjami. I tak zachwyca się nad artystyczną wizją, w której „przez prawie jedną trzecią spektaklu Justyna pozostaje w cieniu Barbary, posłusznej, klęczącej, leżącej na łożu nabitym gwoździami”.
— Jolancie Janiczak i Wiktorowi Rubinowi (twórcom spektaklu — red.) udało się w nowym spektaklu dotknąć istotnego napięcia społecznego — faktu, że przy kompromitacji hierarchii i szeregu instytucji Kościoła katolickiego są wciąż w Polsce ludzie, którzy chcą się z nim identyfikować, a którzy zarazem chcieliby w nim zmian — pisze „Gazeta Wyborcza”.
Dzięki recenzji tej pseudo sztuki umieszczonej w zachwycającym się jej antykatolickim wymiarem dzienniku dowiadujemy się także o kolejnej żenującej prowokacji, która jest odgrywana na koniec każdego ze spektakli.
— Czy takie zmiany są możliwe, to inna sprawa. Rubin i Janiczak zachowują się, jakby w nie wierzyli — oddolnie prowadząc kampanię za procesem beatyfikacyjnym Justyny Szafryńskiej i zachęcając widzów, jak wcześniej ludzi na placu Świętego Piotra, do modlenia się o cud za jej wstawiennictwem, co jest standardowym watykańskim warunkiem beatyfikacji — czytamy w recenzji.
„Jeśli modląc się za wstawiennictwem Justyny Szafryńskiej, uda ci się wyprosić cud, bardzo prosimy o poinformowanie nas o tym i napisanie świadectwa na maila kancelaria@teatr.olsztyn.pl” – to tekst umieszczony na obrazkach rozdawanych publiczności na koniec spektaklu.
Teraz już wiadomo, że pseudo sztuka wystawiana na deskach teatru im. Stefana Jaracza jest elementem szerszej prowokacji, która jest jawną drwiną ze wszystkiego, co katolickie. Obrazu dopełnia kolejna recenzja, którą dyrekcja teatru chwali się na swojej stronie internetowej, a która w tekście „Inne twarze Maryi Panny” ukazała się w piśmie „Czas Kultury”:
„Maryja pojawia się na umieszczonym w rogu sceny obrazie, ale zostaje również zwielokrotniona w postaci kilkuosobowego Chóru Matek Boskich. Komentuje on zarówno kolejne zdarzenia sceniczne, jak i sytuację, w której znajduje się ta ikona świętej kobiecości: kobieta uprzedmiotowiona i utrwalona w dziewiczym wizerunku wiecznie młodej (dla przyjemności księży i biskupów), ale też nieustannie zatroskanej matki (by umacniać wzorzec roli społecznej kobiet). Skarży się: 'Duszno mi w wizerunku bezbłędnym, najdoskonalszym i przez to coraz bardziej martwym’. Nie chce być unieruchomiona w portrecie bez wyrazu, tylko żywa, plastyczna i różnorodna, by stanowić wsparcie dla różnych kobiet i odbijać ich potrzeby – 'Jestem tym, kto na mnie patrzy’, stwierdza”.
Ciekawostką są wynurzenia reżysera sztuki umieszczone, a jakże również na stronie internetowej olsztyńskiego teatru, który utrzymywany jest z dotacji ministerstwa kultury przekazywanych za pośrednictwem samorządu województwa.
— Ciekawe było, że wszyscy aktorzy, z którymi się spotkaliśmy w Olsztynie, przejawiają wzmożone duchowe potrzeby i realizują je na najróżniejsze sposoby. Niektórzy robili to w obrębie chrześcijaństwa, ktoś uprawiał medytację, ktoś jeździł na warsztaty szamańskie, ktoś inny uczestniczył w warsztatach tantrycznych — wywnętrza się Wiktor Rubin.
Kiedy „Opinie”, jeszcze przed premierą, biły na alarm, informując o jej antykatolickiej wymowie, uciszano nas, proponując, żeby zaczekać. Teraz nie ma wątpliwości, że wystawiana w olsztyńskim teatrze sztuka ma jeden cel: opluć, okazać pogardę, zniekształcić i wyśmiać w każdy możliwy sposób to, co dla wierzącego katolika jest najświętsze. I to za nasze własne, bo publiczne pieniądze.
Marek Adam