„Mędrców dwóch”
Debata – miesięcznik regionalny w numerze 8 (155) 2020 przynosi kilka tekstów poświęconych czterdziestej rocznicy powstania NSZZ Solidarności. Solidarność – polski fenomen, który uruchomił proces upadku opartego na komunizmie imperium sowieckiego, jest wielkim wkładem naszego pokolenia w historię Polski, Europy i świata. Po czterdziestu latach nadal czerpiemy całymi garściami z tego, że Solidarność wspólnie ze Świętym Janem Pawłem II i Ronaldem Reaganem zwróciła narodom Europy środkowej i wschodniej wolność, a naszym państwom – suwerenność. Mamy prawo do wielkiej dumy i satysfakcji.
Redakcja Debaty poprosiła o refleksje na ten temat. Od osobistych, szczerych i bezpretensjonalnych wypowiedzi byłych działaczy odbiegają dwa teksty: wydawcy Debaty – Bogdana Bachmury (BB) – „Solidarność? Proszę się dowiadywać” i czołowego publicysty tego tytułu Adama Sochy (AS) „Na kogo zagłosuję w 2023 roku?”.
Do obydwu wypowiedzi odniosę się łącznie, bo tak ich ton, jak i przesłanie jest tożsame: w Polsce jest ŹLE, bardzo ŹLE, właściwie BEZNADZIEJNIE. Bogdan Bachmura twardo i jednoznacznie ogłasza: „Z solidarnościowych wartości pozostały zgliszcza”. Adam Socha prorokuje: „I nie wiadomo, czy w 2023 roku w ogóle będą wolne wybory?”.
Diagnoza
Bogdan Bachmura porusza się wyłącznie na poziomie ogólników z najwyższej półki „Homo Demokraticus tęskni za starymi wartościami, ale sam stał się ich żywym zaprzeczeniem. Adam Socha powołuje się na dokumenty, cytuje filozofów, poetów, naukowców, opowiada o swoich doświadczeniach, kreśli radykalne projekty zmiany ustroju politycznego, prorokuje, rozpacza. W efekcie dostajemy intelektualnego zakalca, w którym próżno szukać spójności, logiki, a co najgorsze powiązania z rzeczywistością.
Gdybym chciał dyskutować ze wszystkimi „okryciami” ogłoszonymi w tych dwóch tekstach, musiałby napisać broszurkę i to sporych rozmiarów. Wybaczcie, wolę no to machnąć ręką i przejść do bardziej pożytecznych zajęć. Jednak do czterech poruszanych tematów odnieść się muszę:
1. nowej konstytucji, a właściwie systemu wyboru naczelnych organów władzy w Polsce,
2. partyjno- plemiennego konfliktu,
3. inwazji ideologii LGBT,
4. diagnozy gospodarczej z Arthurem Rakowskim w roli głównej.
Polemikę zawrę szanując Czytelników – w czterech odsłonach, gdyż jedna mogłaby być nieco przydługa, zwłaszcza dla młodszych czytelników.
Na początek trzeba przyznać, że obydwaj autorzy z równą niechęcią odnoszą się do obozu rządzącego jak i opozycji. Z tych dwóch tekstów, ale też z innych publikacji obu autorów wynika, że nadal w Polsce mamy bardzo prosty dwubiegunowy model społeczny – po jednej stronie są ONI – władza, gdzie w jednym worku siedzi rząd i opozycja. Po drugiej stronie jesteśmy MY – społeczeństwo niestety już zdeprawowane przez demokrację, skoro dobrowolnie głosuje na ONYCH.
Żyjemy w wolnym kraju. Każdy może głosić swoje poglądy, grymasić na rząd i na opozycję, albo na jedno i na drugie jednocześnie. Warto jednak zauważyć, że od trzydziestu lat odbywają się w Polsce wolne wybory, funkcjonuje wolność zrzeszania się. W każdej kadencji w Sejmie pojawiają się nowe ugrupowania (mimo że nie mają dotacji), co jednoznacznie świadczy, że polski system partyjny jest otwarty. Rosnąca frekwencja wyborcza również oznacza, że społeczeństwo znajduje między tymi, którzy kandydują ugrupowanie i kandydatów godnych zaufania. Można oczywiście w imię wolności słowa skwitować te fakty stwierdzeniem – a mi się to nie podoba, bo nie tak miało być. Jasne, że można tak stwierdzić, tylko czy chcemy rozmawiać o rzeczywistości, czy o odczuciach autorów?
1. Recepta – nowa konstytucja
Przejdźmy do propozycji jakie podają Adam Socha (AS) i Bogdan Bachmura (BB). Na początek diagnoza. Jak autorzy widzą rzeczywistość.
„Rządzi nami oligarchia polityczna spleciona z oligarchią pieniądza, biurokracji i mediów. Środowisko Debaty wskazało remedium na zwyrodnienia naszego ustroju, które przekładają się na demoralizowanie społeczeństwa i stan permanentnej wojny domowej. Zawarliśmy je w Projekcie zmian ustawy zasadniczej.” (AS)
Zasadniczo Autorzy proponują wprowadzenie w Polsce ustroju prezydenckiego. Podobnego jak w Stanach Zjednoczonych, Francji, Rosji, Białorusi, Kazachstanie i wielu innych państwach w Ameryce Południowej, Afryce i Azji. Niestety ustrój prezydencki, sam z siebie, nie gwarantuje wolności, dobrobytu, pokoju społecznego, rozwoju gospodarczego swoim obywatelom. Myślę. że Autorzy nie chcieliby żyć w Boliwii, czy w Mali, a tam taki ustrój funkcjonuje.
Ustrój polityczny to tylko narzędzie, resztę wypełnia religia, kultura, tradycja, zwyczaje, jakość elit.
W Europie przeważa ustrój polityczny z wiodącą rolą parlamentu, w których partie polityczne tworzą większościowe koalicje i powołują rządy. W Republice Federalnej Niemiec obowiązuje ustrój nazywamy kanclerskim, gdzie całkowicie dominującą rolę zajmuje szef rządu – kanclerz, lider wiodącej partii politycznej. Prezydent posiada niewielkie kompetencje i jest wybierany przez Parlament. Niemcy uznają, że od prowadzenia polityki (tak jak od zajmowania się innymi dziedzinami życia) są specjaliści, tj. politycy i powołane do tego struktury – partie polityczne, zresztą hojnie dotowane z budżetu RFN. I jeszcze ciekawostka – politycy wybierają najważniejszych sędziów. Czy Niemcy są skorumpowanym krajem rządzonym przez chore, zdeprawowane elity, opętane przez plemienno-partyjny konflikt? Nie. W Wielkiej Brytanii, która jest monarchią, członkowie rządu muszą być członkami parlamentu. Zresztą, nie wiem, czy jest kraj na świecie, w którym politycy wybrani przez społeczeństwo nie mogą uczestniczyć we władzy wykonawczej? Co zdaniem AS jest jednym z najważniejszych warunków uzdrowienia sytuacji w Polsce. Czy jest to sprzeczne z zasadą trójpodziału władzy? Tak oczywiście. Ale zdrowy rozsądek i pragmatyzm w zarządzaniu państwem jest ważniejszy od myśli filozofa sprzed trzystu lat.
Prezydent miałby być wybierany w wyborach powszechnych na 10 lat. Świetnie, jak powszechne wybory – to kampania wyborcza. Kto ma pracować na kandydata? Pospolite ruszenie? Bo przecież partii politycznych nie lubimy. Niedawno to przeżywaliśmy. Szymon Hołownia bardzo boleśnie zderzył się z dwoma kandydatami wspieranymi przez największe partie polityczne. Przypomnę jeszcze, że najbliżej zwycięstwa prawdziwie społecznego, niepartyjnego i niezależnego kandydata był Stanisław Tymiński, który przybył do nas prosto z Peru, a potem gdzieś zawieruszył się. Tę historią to chyba AS dobrze pamięta.
No dobrze, przyjmijmy, że apartyjny kandydat jednak wygrywa wybory i zaczyna rządzić. W pierwszej kolejności powinien porozumiewać się z Sejmem i Senatem. Ciekawe, czy będzie miał tam swoich stronników. Trzeba szybko utworzyć rząd, wskazać premiera, ministrów, czołowych urzędników państwowych. Oczywiście wybierze najlepszych, zasłużonych, kompetentnych, uczciwych, świetnie przygotowanych i sympatycznych. Nawet nie trzeba będzie szukać. Zgłoszą się sami, na dodatek będą bezinteresowni i gotowi zgodnie i lojalnie pracować za najniższe wynagrodzenie (nie będą mogli go podnosić). Oczywiście kpię sobie, ale chcę pokazać, że domagać się radykalnych zmian jest łatwo, trudniej takie zmiany zrealizować. Co jednak najgorsze: nie wiadomo jakie ostateczne skutki ta generalna zmiana przyniesie.
Dwa przypadki: Paweł Kukiz po bardzo dobrym wyniku w poprzednich wyborach prezydenckich, rok później wchodził do Sejmu jako ruch społeczny pod antysystemowymi hasłami. W Sejmie nie odegrał znaczącej roli, klub rozpadał się. Na koniec wylądował w najbardziej skostniałej formacji politycznej -PSL. Wiadomość z ostatniej chwili – założył partię polityczną, jednak.
Szymon Hołownia podobnie: bardzo dobry wynik w wyborach prezydenckich, buduje struktury w Polsce – jego ruch zasilają już posłowie na Sejm, więc następne kroki są oczywiste. Wniosek jest bardzo prosty: jeżeli ktoś chce zajmować się rządzeniem (proszę nie mylić z głoszeniem poglądów politycznych), to musi mieć struktury, działaczy, zorganizowane zaplecze społeczne -choć nie wiem jak źle to by nie brzmiało – partię polityczną.
Kolejna receptą mają być jednomandatowe okręgi wyborcze do Sejmu. Pomysł promowany od wielu lat, ciągle głoszony przez Pawła Kukiza. Przyświeca mu wiara, że dzięki takiej ordynacji posłowie będą działać w interesie obywateli, a nie jak dotychczas w interesie partii, która ich wystawiła.
Szanowni Autorzy, bardzo was proszę: nie zamykajcie oczu na rzeczywistość. Wybory w okręgach jednomandatowych budują system dwupartyjny i eliminują małe partie. Tak jest wszędzie, gdzie taka ordynacja obowiązuje (Wielka Brytania, Stany Zjednoczone). Również w Polsce, co doskonale widzimy w Senacie. Tam wybory w okręgach jednomandatowych po raz kolejny wykreowały dwa bloki – PiS i KO – i trzyosobową grupę mieszaną, która jedynie destabilizuje sytuacje w Izbie Wyższej. I podam dwa bardzo ciekawe przypadki niezależności od partii politycznych: Henryk Stokłosa, a ostatnio Stanisław Gawłowski (startował jako „niezależny”). Bardzo proszę zatem drodzy Autorzy zdecydujcie się. Z jednej strony rwiecie szaty, że partie polityczne zawłaszczyły państwo i niszczą życie społeczne, a z drugiej strony proponujecie rozwiązanie, które cementuje ich rolę. Chyba, że zabronicie partiom politycznym wystawiana kandydatów, no ale co wtedy z wolnością zrzeszania się?
Inny przykład. Jeszcze do niedawna ordynacja wyborcza we Włoszech umożliwiała bardzo małym, lokalnym ugrupowaniom wchodzenie do parlamentu. W efekcie zwykle około 1/3 izby stanowiła tzw. grupa mieszana, w skład której wchodzili przedstawiciele kilkudziesięciu grup, grupek czy pojedynczych posłów. Idealne warunki do korupcji, prywaty, destabilizacji państwa. Jeszcze chyba pamiętamy, jaki chaos wnosiło to do włoskiej polityki. Tamtejsza ordynacja wyborcza z 2005 roku wprowadziła jeden okręg wyborczy obejmujący cały kraj z progiem 4% dla partii i 10% dla koalicji. Dziś w izbie niższej włoskiego parlamentu mamy pięć ugrupowań i 6% posłów niezależnych. Włoska polityka stała się przewidywalna.
I wreszcie Senat. Senat ma składać się z „najlepszych obywateli zasłużonych dla Rzeczypospolitej w swoich dziedzinach, a więc wybitnych naukowców, przedsiębiorców, samorządowców wybieranych w systemie kurialnym”. Jasne, wszystko można napisać, a nawet głosić. Jednak czy wybory w systemie kurialnym oznaczają, że naukowcy sami będą wybierać się do Senatu. Podobnie przedsiębiorcy, działacze samorządowi, rolnicy, nauczyciele. No dobrze, a w jakich proporcjach? A może wybory będą powszechne i dostaniemy kartę z listami przedsiębiorców, samorządowców, rolników, nauczycieli … Tak chyba już kiedyś było? Dożywotnio Senat zasilaliby kawalerowie orderu Orła białego, byli prezydenci i premierzy (to już spore grono osób). Skoro jednak tak ma być, to niech będzie, nawet wybory kurialne można jakoś przeprowadzić.
Co jednak dalej? Wybory to święto i początek przygody z polityką. Potem przychodzi szara rzeczywistość, głosowania, układanki, walka, interesy (podnosimy płacę minimalną czy nie?). Lekarz został wybrany jako lekarz, a rolnik jako rolnik, nauczyciel jako nauczyciel. Czy też tak będzie myślał w Senacie, czy będzie kierował się interesem grupy zawodowej, poglądami politycznymi, czy będzie się targował z innymi senatorami – ja poprę to rozwiązanie, a wy poprzyjcie moją sprawę. No właśnie czy coś to zmieni? Wybory do centralnych organów władzy to wybory polityczne i jakimi kryteriami będą się kierować wyborcy? Tak trudno zgadnąć?
A jeżeli Ci najlepsi nie będą chcieli zajmować się polityką? Wtedy będziemy szukać wśród mniej doskonałych? Kto ma ich szukać? Komitety Obywatelskie? A może sami mają się zgłaszać? Znowu kpię? Tak, bo polityka, jak każda dziedzina ludzkiej aktywności musi odnosić się do rzeczywistości i do tego, co jest możliwe w danych warunkach. Polityka to nie jest publicystyka ani dyskutowanie o polityce nawet na regularnych konferencjach.
Autorzy zapewne odpowiedzą w ten sposób: my nie jesteśmy politykami, tylko zatroskanymi o dobro wspólne obywatelami, którzy dostrzegają problemy i zagrożenia, głośno i nich mówią i chcemy być wysłuchani. Bardzo dobrze! Trzeba rozmawiać, słuchać wzajemnie, ale konieczna jest rzetelność, zgoda dla faktów, wiedza, doświadczenie, a przede wszystkim szacunek do drugiej strony. Jeżeli do polityków stale strzelacie z wielkich dział hasłami: niszczycie państwo, niewolicie społeczeństwo, toczycie partyjno – plemienne wojny, to strzelajcie dalej, tyle waszej przyjemności.
Nikt nie obraża się za to, tylko starajcie się szanować czas innych. Bardzo szybko też wydajecie wyroki, głosicie, że wszystkich pora wymieść, przy okazji promując lokalne polityczne gwiazdeczki medialne. Na końcu proponujecie oderwane od rzeczywistości pomysły, z którymi trudno poważnie dyskutować. Na winiecie Debaty widnieje motto ze Stanisława Mackiewicza – Tylko prawda jest ciekawa. Spróbujcie zatem oceniać nasze polskie sprawy patrząc na rzeczywistość, fakty, interesy, możliwości – czyli prawdę. Samo stwierdzenie, a mnie się to wszystko nie podoba i trzeba zacząć od początku mocno utrudnia szukanie tego, co wspólne, ale też prawdziwe.
(CDN)
Jerzy Szmit