Najpierw wyjaśnienie. Co do tego, że na obecnym etapie Rosja wygrywa na Ukrainie, nie ma większych wątpliwości i to nie tylko wśród dobrze zorientowanych ekspertów i większości polityków. Nie wiem jaki poziom percepcji tego komunikatu jest w Polsce, ale patrząc na poczynania polskiego premiera i jego ministrów spraw zagranicznych oraz obrony narodowej – to raczej niewielki. Bowiem o tym, że z tej konstatacji wynikają tak daleko idące konsekwencje, iż powinniśmy od wielu tygodni (bo rzecz nie jest to dziełem ostatnich dni) być w stanie daleko odbiegającym od debatowania, gdzie p. Tusk i jego ferajna pośle następnych rzezimieszków z maczetami i kijami bejsbolowymi. Ale niezależnie od tego, trzeba przyjrzeć się temu dlaczego na Ukrainie dzieje się to, co dzisiaj widzimy. Bo z tego też wynikają określone konsekwencje dla nas, dzisiaj.
Otóż wbrew kolportowanym przez różnej maści „ekspertów” ich „opiniom”, podstawowe przyczyny obecnego stanu rzeczy mają charakter wewnętrzny. Owi „eksperci” oczywiście epatują nas informacjami o tym, jak to za mało broni dostarczono na Ukrainę, jak to za mało jest amunicji, za mało kasy na funkcjonowanie państwa, za mało kasy na podtrzymanie gospodarki. No i do tego niezrozumienie sytuacji Ukrainy, wyrażające się w tym, że przynajmniej od roku kraj ten nie jest członkiem NATO ani Unii Europejskiej.
Taki jest oczywiście ton coraz bardziej żałosnych występów prezydenta Zełenskiego i innych funkcjonariuszy ukraińskich, a w ślad za tym bezmyślnych „ekspertów”, którzy powtarzają te bzdety – nie tylko zresztą w Polsce.
Prawda jest jednak brutalna – przyczyny fundamentalne mają charakter wewnętrzny. Aby nie być gołosłownym proste przypomnienie.
W 2022 roku dysproporcja sił Ukrainy i Rosji była tak wielka, a jednocześnie poziom wsparcia dla Ukrainy był tak minimalny, że najważniejszy dowódca wojskowy w USA gen. Mark Milley w dniu rozpoczęcia rosyjskiej inwazji w lutym 2022 roku oświadczył prezydentowi, że Rosjanie zajmą Kijów w 72 godziny. Taki był stan umysłów praktycznie wszystkich na Zachodzie. I ani wtedy, ani jeszcze przez wiele miesięcy ci sami ludzie, nie byli w stanie przyjąć, że ukraińska armia może odbić większą część utraconych wskutek agresji terenów. A tak się stało kilka miesięcy od agresji, kiedy to ta sama, niedoposażona i wyczerpana w obronie armia, wykonała spektakularną kontrofensywę i ośmieszyła Rosjan przed całym światem.
Dopiero potem ruszyły dla Ukrainy poważne dostawy broni i innego wyposażenia wojennego, otworzyły się kurki z pieniędzmi na utrzymywanie państwa, a Zełenski brylował w świecie i wygłaszał płomienne apele.
Wszystko się zmieniło, kiedy Ukraina rozpoczęła przygotowywać ostateczną i rozstrzygającą kontrofensywę, która miała rzucić Rosjan na kolana. Nic takiego się jednak nie stało i sytuacja zmieniła się diametralnie. Przede wszystkim z dwóch powodów.
Po pierwsze dlatego, że wzbierające strumienie wszelkiego rodzaju dostaw, uruchomiły zjawiska korupcyjne w skali nienotowanej dotąd od czasów Kuczmy. Tylko specjalny status Ukrainy w mediach powodował, iż kwestie te nie były przedmiotem roztrząsania na Zachodzie. Gdyby bowiem darczyńcy poznali tę prawdę, to natychmiast kurki z pieniędzmi zostałyby zakręcone.
Po drugie – co jest ściśle związane z powyższym – ukraińscy liderzy rozpoczęli śmiertelny bój pomiędzy sobą. Obok chęci „uszczknięcia” dla siebie czego się da, nie mniej ważne okazało się dążenie, do realizowania interesów różnych panów – a to, Amerykanów, a to Niemców, a to Francuzów, a to Turków, a to – tak, tak – także Rosjan.
Ta korupcja i walka o władzę sparaliżowały stronę ukraińską. Przygotowywana przez wiele miesięcy kontrofensywa nie wyszła nie dlatego, że brakowało odpowiednich środków walki. Przyjęto katastrofalny plan, który był nie tyle wynikiem przemyśleń wojskowych, ile „geniuszu wodza”, czyli aktora telewizyjnego będącego prezydentem. Skutki obserwowaliśmy, kiedy Ukraińcy miesiącami tłukli bezmyślnie głową dokładnie w te miejsca, gdzie Rosjanie byli najlepiej przygotowani do obrony.
Na to wszystko nałożył się jeszcze jeden problem. Okazało się bowiem, że prezydent Ukrainy nie był w stanie dźwignąć ciężaru prowadzenia kraju. O ile jeszcze w pierwszym roku trwającej wojny był niewątpliwie liderem z prawdziwego zdarzenia, o tyle później z każdym miesiącem czy wręcz tygodniem wracał do swojej pierwotnej roli – aktora w drugorzędnych produkcjach komediowych. To smutne, ale pozbycie się z jego inicjatywy dwóch osób, na których wizjach opierał się ukraiński opór – A. Arestowicza i gen. W. Załużnego – ale które również zbudowały jego pozycję, doprowadziło Ukrainę do jej dzisiejszego stanu.
Konkludując, to rozkład wewnętrzny i bezwzględna walka polityczna zwaśnionych klanów, są w głównej mierze przyczyną tego, że dzisiaj Rosja jest bliska zwycięstwa w tej wojnie. I co najgorsze – nawet w obliczu świadomości tego stanu rzeczy po stronie ukraińskiej – nie ma żadnej refleksji, że coś trzeba byłoby zmienić.
To jest najważniejsza nauka, jaką powinniśmy wyciągnąć z obecnego stanu rzeczy na Ukrainie.
Profesor Grzegorz Górski