Dzisiaj pojawiła się zapowiedź tego, iż Donald Tusk „rozważa” start w wyborach prezydenckich w 2025 roku. To z pewnością niemały szok dla jego otoczenia oraz dla Rafała Trzaskowskiegi i Szymona Hołowni. To bowiem oni szykowali się do tego boju, a w szeregach PO narastał ostatnio niepokój co do tego, że właśnie Hołownia dzięki wygłupom na stanowisku marszałka rotacyjnego, zaczyna być faworytem po tamtej stronie. A tu taka niespodzianka!
Powstaje oczywiście pytanie, co się nagle wydarzyło. Nie było bowiem żadną tajemnicą, że Donald Tusk szykował się do powrotu do Brukseli w drugiej połowie roku. Wkupić się miał tam wykazaniem się skutecznością w tzw. przywracaniu praworządności w Polsce. Zachęcany przez niemieckich mocodawców, rozpoczął tę robotę przy pomocy kija bejsbolowego i maczety – z prawdziwą, niemiecką subtelnością.
Przekonał też swoich pułkowników Sienkiewiczów i innych ministrów do brania „pisiorów” z buta. Przekonał azylem w Brukseli, dokąd mają trafić po tegorocznych wyborach. „Wiecie, tam nikomu z was nikt nigdy nie uchyli immunitetu. Wiem co mówię. Znam ten rodzaj „europejskiej solidarności”. Możecie iść na całość”.
Wróćmy zatem do pytania – co się stało?
Ano stało się.
Po pierwsze, wbrew zachwytom niemieckich mediów, entuzjazmu dla siekania maczetą przeciwników w modelu demokratycznym wbrew pozorom zbyt wielu nie ma. Niemcy liczyli wprawdzie, że wykończenie PiSu przez Tuska pozwoli im łatwiej dogadać się z ECR-em i zwiększyć szansę EPL na zachowanie pozycji w Brukseli po czerwcowych wyborach. Tusk miał być ważnym graczem, ale…. okazało się, że entuzjazm okazują tylko „Deustche Welle”, „Die Welt” i inne niemieckie organy rządowe. W Europie wyczyny Tuska i jego ludzi przyjmowane są na razie z dystansem. A za chwilę, czego pewno jeszcze sobie nie uświadamia (a może już sobie uświadomił i dlatego przeciek o zmianie planów), stanie się po prostu gorącym kartoflem.
Po drugie, ostatni szczyt w Brukseli pokazał aż nadto dobitnie, że nikt podmiotowo Tuska jako szefa polskiego rządu nie traktuje. W głównej grze wokół pakietu finansowego dla Ukrainy (i zmian budżetu) byli Scholz, Macron i Meloni. A Tuska doproszono później m.in z upadłym premierem Rutte. Po prostu wstyd.
Do tego, to po trzecie, wizyta M. Morawieckiego w Brukseli i spotkania (przede wszystkim z Meloni), pozwoliły przynajmniej części liderów europejskich spojrzeć na wyczyny nadwiślańskiej paczki z innej niż dotychczas perspektywy. Wizja gościa latającego z maczetą na szczycie unijnych władz nie przekonuje już nikogo – poza grupką Webera.
Tym bardziej że sam Weber nolens volens musiał pod naciskiem niemieckiego przemysłu dokonać gwałtownej wolty programowej całego EPL-u. Na prawo. I to w taki sposób, że zamyka to w praktyce drogę do odtworzenia obecnego układu sterującego Unią. Musi myśleć o aliansie z EKR a może nawet i z ID.
Na marginesie sam Weber, nieprzeforsowany w 2018 roku jak możliwy szef Komisji Europejskiej wskutek głównie oporu Polski, nie rezygnuje obecnie ze swoich ambicji. Stąd utrącenie Tuska, poprzez popychania go do ekstremizmu, wydaje się być w tym kontekście logiczne.
Po czwarte krajowe „sukcesy” Tuska automatycznie zaowocowały wysypem wielu, poważnych kontrkandydatur. Oto Charles Michel obecny szef Rady Europejskiej nagle zrezygnował ze startu do Parlamentu i zadeklarował, że będzie się ubiegał o kolejną kadencję. Stoi za nim Macron, więc raczej trudno będzie go wymiksować. Socjaliści ogłosili trzech poważnych potencjalnych kandydatów na szefa Komisji Europejskiej – m. in. premier Danii (kobieta) i premier Portugalii. Będą mieli duże szanse na przeforsowanie swoich typów. EPL przypadnie pewno „tylko” szefostwo Parlamentu (ale nie dla Tuska, tylko raczej dla Webera) no i na pocieszenie „minister spraw zagranicznych Unii”. Tu jednak Tusk jako wróg publiczny nr 1 w Wielkiej Brytanii z uwagi na swoją rolę w negocjacjach brexitowych, raczej nie ma szans.
Ergo – wlaczymy o prezydenturę.
Ale to wszystko to pewno tylko moje wymysły. Przecież dla Donalda Tuska – jak to już wiemy – nie ma większego honoru i wyróżnienia, niż pełnienie funkcji polskiego premiera. Tu nic się nie zmieniło od 2014 roku 🙂
Profesor Grzegorz Górski