W olsztyńskim Sądzie Okręgowym grają larum! Rzecznik Dyscyplinarny Sędziów Sądów Powszechnych poprosił o natychmiastową przerwę w wykonywaniu obowiązków u siedmiu sędziów tego sądu. To konsekwencja kwestionowania przez nich polskiego systemu sądownictwa. Są kolejnymi, po Pawle Juszczyszynie, olsztyńskimi sędziami, którzy zamiast wykonywać swoje obowiązki, zajmowali się walką o utrzymanie wszechwładzy nadzwyczajnej kasty.
Trzeba przyznać, że wirus nieposłuszeństwa, który drąży środowisko sędziowskie przypomina epidemię. I jak to bywa przy epidemii są jej ofiary. Z codziennej praktyki wiemy, że najlepszą metodą na zatrzymanie zarazy, zanim ta zamieni się z epidemii w pandemię, jest kwarantanna. I tak właśnie trzeba patrzeć na działania Rzecznika Dyscyplinarnego, który izoluje od reszty środowiska sędziowskiego tych, którzy roznoszą zarazę.
Najwyraźniej w Olsztynie, który od ponad pół roku jest centrum epidemii, dotychczasowe działania nie wystarczyły. Nie wystarczyło odizolowanie sędziego Pawła Juszczyszyna, który zamiast sądzić i orzekać w przydzielonych mu sprawach, zaczął je bez najmniejszych skrupułów wykorzystywać do walki politycznej z obowiązującym w Polsce prawem. I oczywiście z władzą, której tak nie lubi sędziowska kasta. Przynajmniej od czasu, kiedy wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość.
Żeby zrozumieć istotę sporu, trzeba spojrzeć na schemat funkcjonowania w Polsce środowiska sędziowskiego.
Nie bez przyczyny jest ono nazywane kastą. Tak, jak kasty w Indiach, gdzie hermetyczne grupy społeczne żyją własnym życiem i stosują moralność Kalego wobec świata zewnętrznego poza ich kastą.
Dobra zmiana stała się zagrożeniem dla własnych norm i poczucia bezkarności w środowisku sędziowskim. To dlatego, że do tej pory sędziowie sami wybierali ze swojego środowiska Krajową Izbę Sądownictwa. Bez żadnego głosu z zewnątrz. A to KRS nie tylko wskazuje tych, którzy mają potem zaszczyt nosić łańcuch sędziowski i orzekać w imieniu Rzeczypospolitej, ale również tych, którzy orzekają na kolejnych, wyższych szczeblach sędziowskiej hierarchii. Aż do sędziów Sądu Najwyższego włącznie.
Sąd Najwyższy, poza Trybunałem Konstytucyjnym, to najwyższy organ tego środowiska. Składa się z pięciu izb. W tym z Izby Dyscyplinarnej, która jako jedyny organ ma prawo wydawać orzeczenia dotyczące ograniczenia, zawieszenia lub wykluczenia sędziego z zawodu.
Wewnętrzne relacje i układy w środowisku sędziowskim, które przetrwały blisko trzydzieści lat od formalnego upadku komunizmu, przetrwały dzięki zabetonowaniu go takim właśnie zabezpieczeniem. Na zasadzie: ręka rękę myje.
Wprowadzenie przez rządy powoływane większością sejmową, po wygranych przez PiS wyborach, zmiany w systemie powoływania części składu KRS stały się sygnałem do rozpaczliwej obrony twierdzy, w której dawny partyjny beton z minionych czasów czuł się do tej pory, jak u siebie w domu. To był prawdziwy rezerwat, w którym zrozumienie, akceptację, a nawet oklaski znajdowały i znajdują ci, którzy przysięgali wierność socjalizmowi i dyktatowi proletariatu.
Wcześniej, za dawnych, wspomnianych z takim rozrzewnieniem lat, kasta nie miała oporów przed przyjmowaniem nominacji z rąk generała Jaruzelskiego i wyboru przez Radę Państwa PRL. Ci sędziowie nadal wydają wyroki i nikt z kasty sędziowskiej nie podważa ich prawa do orzekania. Jednak teraz kasta teraz czuje odrazę przed przyjmowaniem jej z rąk poddanych demokratycznym procedurom KRS, które skład jest częściowo wskazywany przez parlament.
I jak to bywa u tych, którzy szukają opieki i źródła swojej siły, już z przyzwyczajenia, u jakiegoś Wielkiego Brata, tak kasta sędziowska szuka teraz jej w Unii Europejskiej. Zupełnie zapominając, że ślubowanie sędziowskie jest składane na wierność Rzeczypospolitej, a łańcuch sędziowski zakładany przy wydawaniu każdego orzeczenia ma orła w koronie, a nie żaden inny symbol.
Sygnałem do wzniecenia buntu stało się wydane jesienią 2019 roku przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzeczenie. Zachęca ono do rewolty przeciw polskim rozwiązaniem ustrojowym. W orzeczeniu tym, delegowani przez rządy różnych krajów sędziowie, sami przecież wskazani przez polityczne organy tych krajów, uznali, że skład KRS nie spełnia wymogów niezależności politycznej.
I tu pojawił się pierwszy hunwejbin, występujący w imię zwalczania kontrrewolucji. Został nim olsztyński sędzia Paweł Juszczyszyn. W niepozornej sprawie apelacyjnej, dotyczącej długu zaciągniętego w jednej z firm pożyczkowych przez mieszkankę Lidzbarka Warmińskiego… zażądał od Kancelarii Sejmu list poparcia potrzebnych do wyboru sędziów wchodzących w skład KRS. Wszystko po to, żeby użyć każdej możliwej metody do zanegowania prawa nowej KRS do nominowania nowych sędziów. Uzasadniał to tym, że sędzia pierwszej instancji uzyskał nominację właśnie z rąk wybranego na nowych, demokratycznych zasadach składu tej instytucji, a zdaniem przedstawicieli kasty sędziowskiej tacy sędziowie nie mają prawa być sędziami.
Dalej było kreowanie sędziego Juszczyszyna na ikonę obrony Konstytucji w mediach sprzyjających totalnej opozycji i robienie z niego męczennika podczas manifestacji organizowanych przez KOD pod sądami. Zakończyło się zawieszeniem go w prawie do wykonywania zadań sędziego przez Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego.
Jednak tak się składa, że w Izbie Dyscyplinarnej zasiadają sędziowie, wskazani właśnie przez nowy KRS. Kolejny akt wyreżyserowanego dramatu polega na tym, że izby SN przyłączyły się do buntu i uznały, że Izba Dyscyplinarna nie ma prawa orzekać. A przecież to jedyna izba, która może polskich sędziów dyscyplinować. Takie postawienie sprawy niesie w swoim skutku sytuację, w której sędziowie stają się całkowicie bezkarni.
Pomocna dłoń przyszła kolejny raz z Brukseli. TSUE zakazało zajmowania się sprawami dyscyplinarnymi sędziów Izbie Dyscyplinarnej, nazywając to zabezpieczeniem w toczącym się przed trybunałem postępowaniu.
Walka o to czy polski wymiar sprawiedliwości jest polski trwa nadal, a środowisko sędziowskie z Olsztyna stało już polem bitwy w tej walce. I tak właśnie trzeba rozumieć prośbę Zastępcy Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych o rozważenie zarządzenia natychmiastowej przerwy w czynnościach służbowych 7 kolejnych sędziów olsztyńskiego Sądu.
Sędziowie ci poszli śladem sędziego Pawła Juszczyszyna i w styczniu skierowali do Sądu Najwyższego pytania prawne, czy ważne są orzeczenia wydane przez sędziów nominowanych przez Krajową Radę Sądownictwa. Chcieli uzyskać informację, czy orzeczenia wydane w pierwszej instancji przez sędziów, których kandydatury przedstawiła Prezydentowi RP nowa KRS są orzeczeniami ważnymi w rozumieniu który stwierdza, że postępowanie jest nieważne, jeśli „skład sądu orzekającego był sprzeczny z przepisami prawa albo jeżeli w rozpoznaniu sprawy brał udział sędzia wyłączony z mocy ustawy”.
Pismo z biura Rzecznika Dyscyplinarnego z prośbą o natychmiastowe wyłączenie z orzekania siedmiu buntowników, stylizujących się na obrońców prawa na wzór 7 samurajów z filmu Kurosawy, wynika z oczywistego wniosku, że „przekroczyli swoje uprawnienia w ten sposób, że przyznając sobie kompetencje do ustalania i oceny sposobu działania konstytucyjnych organów państwa w zakresie sposobu wyboru części członków Krajowej Rady Sądownictwa oraz sposobu powołania na jej wniosek sędziego przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, wydali postanowienia o przedstawieniu Sądowi Najwyższemu zagadnień prawnych”, jak ujął to Rzecznik Dyscyplinarny.
Prezes Sądu Okręgowego w Olsztynie ma w tych dniach dać odpowiedź na prośbę rzecznika. Jaka będzie? Jak państwo sądzicie? To samurajowie broniący sprawiedliwości, czy roninowie, pozbawieni swojego pana.
Stefan Kraszewski