Tuska „demotywowała świadomość, że będzie musiał kandydować do Sejmu”. Jak silny musiał to być imperatyw (nakaz, reguła, zasada, która nie podlega dyskusji), zapewne „z góry”, że mimo „upiornej myśli, że będzie tam z powrotem siedział … na tej Wiejskiej”, że się jednak przemógł. Nie wiem czy świadomie, czy nie, ale tak się zaangażował, że już podczas swojego pierwszego wystąpienia, jeszcze przed expose, wywołał cały tabun upiorów.
Bardzo łatwo się domyślić, z jakiej „góry” ten imperatyw wyszedł. „Góra”, czyli szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen miała ułatwione zadanie, bo Tusk był już wcześniej „łatwo w wyhodowany” przez Angelę Merkel. Von der Leyen wystarczyło tylko słynne: „Pamiętaj Donaldzie, kiedy znów Cię spotkamy, zobaczymy Cię, tak jak powiedziałeś, jako premiera”. Tak wytresowany zrobił wszystko, aby nie zawieść niemieckich panów. W kampanii wyborczej (a jeszcze na długo przed nią) imał się wszelkich podłych metod, żeby dorwać się do fotela premiera. I to pomimo, a nawet wbrew upiornej myśli. Wyzywał mnie (wyborcę PiS-u) od morderców kobiet, złodziei, chlejącego i bijącego dzieci i kobiety. Wcielał się w rolę kaznodziei i pouczał: „Jesteś katolikiem, chcesz przestrzegać dekalogu, wierzysz w fundamentalne zasady chrześcijaństwa, rozumiesz Jezusa Chrystusa? To nie możesz głosować na PiS!” Nie mówiąc o wulgaryzmach, oczywistych łgarstwach, manipulacjach. O obiecankach-cacankach (według zasady: „Obietnice polityczne wiążą tylko tych, którzy w nie wierzą”), na które nabrał swoich wyborców, nie wspominając. Tak postępuje zwykły kundel – zresztą „tusk” po kaszubsku tak znaczy. I tak słuchaliśmy jego ujadania i myśleliśmy sobie, że tyle będzie jego, zamiast wziąć kija albo przynajmniej schylić się po kamień. „Przekonany katolik” Tusk bez ogródek zastrzegł, że „nie będzie nadstawiał drugiego policzka”. Owszem katolik ma nadstawić drugi policzek (nadstawialiśmy trzeci, piąty i dziesiąty), ale przy trzecim policzku należało tak oddać, by nawet nie pomyślał o podniesieniu ręki. A tak mamy to, co mamy!
Po Tusku nie spodziewałem i nie spodziewam się niczego dobrego. Spełnia tylko drańskie (jak to destruktor) „obietnice” „wycinania” ludzi w poszczególnych instytucjach państwowych. Już je realizuje! Następują czystki w ABW (Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego), AW (Agencja Wywiadu), CBA (Centralne Biuro Antykorupcyjne), SKW (Służba Kontrwywiadu Wojskowego), SWW (Służba Wywiadu Wojskowego) – to są newralgiczne elementy państwa. A ekspertami Komisji Służb Specjalnych mają być … gen. Nosek skompromitowany współpracą z wrogą FSB FR oraz Barcikowski, były zastępca kierownika Wydziału Ideologicznego Komitetu Centralnego PZPR (Płatnych Zdrajców Pachołków Rosji). Jakieś zdziwienie?!
Już jego postawa i gestykulacja podczas expose zwiastowały drugą „Noc długich noży”. Wyraźnie wzoruje się na pewnym typie z wąsikiem, zbrodniarzem, który spiknął się z drugim zbrodniarzem – Stalinem. Stara stalinowska, peerelowska, esbecka i niemieckiej „Stasi” szkoła, gdzie pobierał nauki.
Na sejmowej galerii, jak zły duch, pojawił się Wałęsa. Mam prawo Wałęsę nazywać kapusiem, bo pokładałem w nim wielkie nadzieje, a srodze mnie zawiódł. Tak jak w czasie Solidarności lewactwo nienawidziło Wałęsy (a może tylko udawało, bo z Kiszczakiem chlał wódę), tak teraz hołubi i honoruje go na każdym kroku. I to jest ewidentny dowód, że kapusiem esbecji jednak jest! Uznając kapusia „Bolka” Wałęsę za patrona Sejmu-Azylu, Tusk wywołał cały tabun upiorów ubeków i ich następców, esbeków, pachołków Rosji, przez Stalina zainstalowanych w Polsce za pomocą czołgów: począwszy od Bieruta, Wasilewskiej, Brystygier (krwawej Luny), mordercy sądowego Stefana Michnika – brata Adama Michnika (wł. Aarona Szechtera, syna Ozjasza Szechtera), redaktora gadzinówki Gazety Wyborczej (taka miłosierna wobec komunistów i broniąca ich nawet przed lustracją, teraz stała się tak krwiożercza), poprzez zbrodniarza stanu wojennego Jaruzelskiego (od którego Michnik kazał „się odpieprzyć”), Kiszczaka (wg Michnika „człowieka honoru”) do założycieli (za pomocą esbecji) polskojęzycznej TVN Wejcherta i Waltera po „Goebbelsa stanu wojennego”, obleśnego Urbana. Tym samym ujawnił swoją rzeczywistą politykę, jaką będzie prowadził wobec Polski i Polaków. Wychodzi na to, że jedynymi beneficjentami rządów Tuska będą esbecy, którym przywróci, na urągowisko ich ofiarom, dawne przywileje.
W „Berliner Zeitung” niemiecki dziennikarz przekazuje Tuskowi „złote rady”: „Jeśli nowy rząd [Tuska] naprawdę chce rządzić, musi skierować całą siłę państwa policyjnego, które zbudowało PiS[?!], przeciwko PiS i prezydentowi”. „Nad Wisłą rozpoczyna się bezprecedensowy na skalę światową eksperyment[sic!], który może być nauczką dla wielu innych krajów – demokratycznie[?] wybrana koalicja partii demokratycznych [jak demoludy!] próbuje przywrócić demokrację stosując niedemokratyczne metody”.[sic!] To de facto rozkazy, które Tusk będzie wykonywał. Zaintonowanie Hymnu Narodowego przez „Koalicję 13-tego grudnia” było profanacją. Pachołki Rosji też tak śpiewali. Tusk wszedł w te same swoje buty sprzed ośmiu lat.
Rację ma Jarosław Kaczyński nazywając Tuska „niemieckim agentem”. Szkoda tylko, że nie powiedział tego przynajmniej dwa lata wcześniej.
Poza tym, szubienice, sowieckie/rassijskie ścierwo, Pomnik Wdzięczności [zbrodniczej] Armii Czerwonej – czerwonych bydlaków z Katynia i Smoleńska, Buczy i Izumia, okupanta Polski, których tak żarliwie broni lewactwo na czele z czerwonym towarzyszem Grzymowiczem, w Olsztynie należy zburzyć! Od wieków wolne narody burzą pomniki swoich okupantów.
Antoni Górski