Nie milkną echa zawiadomienia złożonego w prokuraturze po bezprecedensowym cyklu artykułów w Gazecie Wyborczej, w których redaktorzy tej gazety tworzyli listy proskrypcyjne osób sympatyzujących lub związanych z PiS, które ich zdaniem powinny stracić pracę. W Wyborczej aż wyją z bólu i próbują odwrócić kota ogonem.
Przypomnijmy. Nagonka na członków i sympatyków PiS została zorganizowana w całej Polsce. Także w olsztyńskim dodatku Gazety Wyborczej została opublikowana lista osób, która zdaniem redaktorów organu Michnika powinni iść na bruk.
Winą skazanych na utratę pracy według dziennikarzy totalniackiej gazety jest np. korzystanie z prawa wyborczego i zbrodnia kandydowania z list PiS w tych lub którychś z poprzednich wyborów. A redaktorzy Wybiorczej mają dobrą pamięć, więc ten „grzech” potrafią przypomnieć każdemu, kto ma inną wizję Polski niż ich redaktor naczelny.
Jedna z opisanych w Wyborczej osób z listy „proskrypcyjnej” jest winna, bo ponad wiele lat temu współpracowała z ministrem prezydenckim, który potem zginął w katastrofie pod Smoleńskiem. Atmosfera publikacji przypomina „radosne” lata terroru podczas rewolucji francuskiej, kiedy organizowano publiczne egzekucje lub donosy podczas lat komunistycznego totalitaryzmu.
Wkraczający do Polski w 1939 roku niemieccy i radzieccy okupanci również otrzymywali gotowe listy Polaków do likwidacji, wywiezienia do obozu koncentracyjnego albo na Sybir. Winą mógł być, a to udział w powstaniu wielkopolskim, a to uczestniczenie w wojnie polsko-bolszewickiej. Redaktorów Gazety Wyborczej najbardziej jednak zabolało porównanie do „szmalcowników”.
A do nich właśnie zostali porównani przez Jerzego Szmita w jednym z tekstów na “Opiniach”. I jest to całkowicie uzasadnione porównanie! Redaktorzy Gazety Wyborczej, zupełnie jak współcześni „szmalcownicy” za pensję są gotowi przekraczać wszelkie granice przyzwoitości.
”Wykonawców” tekstów z listami proskrypcyjnymi trudno nawet nazywać autorami. To „szmalcownicy” wskazujący palcem cele do likwidacji. Oburzenie i wycie, które pojawiło się na łamach Wyborczej po skrytykowaniu jej działań to typowe odwracanie kota ogonem.
Redaktorzy lokalnego dodatku tej gazety, zamiast choćby w jakimś stopniu przyznać się do błędu, rozrywają szaty nad tym, że padło słowo „szmalcownik”. W ich argumentacji w ten sposób nie uszanowano pamięci wydawanych Niemcom Żydów.
Wycie ma inne podłoże. Informacja o zawiadomieniu złożonym do prokuratury na „Gazetę Wyborczą”, odbiła się szerokim echem. Została podjęta nie tylko przez wszystkie lokalne media (włącznie z TVP Olsztyn, radiem Olsztyn, Gazetę Olsztyńską, portalami internetowymi TKO oraz olsztyn.com.pl), ale także przez ogólnopolskie rozgłośnie radiowe, czy portal wPolityce.
Do retoryki używanej w Wyborczej po skierowaniu zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa polegającego na podżeganiu do nienawiści m.in. ze względu na poglądy polityczne, publikacją w podobnym tonie włączył się, kojarzony przez wielu jako konserwatywny — lokalny portal @Debata.
Redaktor Adam Socha z oburzeniem rodem z organu Michnika napadł na Jerzego Szmita za porównanie dziennikarzy Wyborczej do „szmalcowników”. Co prawda przyznał, ze listy proskrypcyjne publikowane w gazecie Michnika są organizowaniem nagonki, jednak to jego zdaniem jedynie „wyręczanie polityków” przez dziennikarzy.
Na razie nie ma informacji o wszczęciu postępowania przez śledczych z olsztyńskie prokuratury. W oświadczeniu przekazanym mediom były szef lokalnych struktur PiS zauważył, że nagonka „Gazety Wyborczej”, może rozlać się na „na rodziny czy innych, którzy zostaną uznani za powiązanych z Prawem i Sprawiedliwością”.
Według autora zawiadomienia „Gazeta Wyborcza” od wielu lat prowadzi niezgodną z Konstytucją RP, prawem międzynarodowym oraz polskim Kodeksem Karnym „politykę poniżania, deprecjonowania, pozbawiania godności i podstawowych praw obywatelskich i ludzkich ludzi, których identyfikuje jako związanych z partią Prawo i Sprawiedliwość”.
Marek Adam