Uważni słuchacze i obserwatorzy nadwiślańskiej sceny politycznej z pewnością zauważyli nadreprezentację zaimka osobowego wypowiadanego Rafała Trzaskowskiego, kandydata na najważniejszy urząd w Rzeczpospolitej. To sygnał, który powinien w pierwszej kolejności niepokoić zapatrzonych w niego wyborców, w drugiej zaś partyjnych kolegów, którzy z pewnością zdążyli zauważyć, że tam, gdzie na czele partii stoi człowiek zapatrzony w siebie, nie ma miejsca dla innych indywidualności.
Coraz dziwniejsza robi się równie mowa ciała Rafała Trzaskowskiego – nader często sprzeczna z wypowiadanymi słowami, co widać wyraźnie na wiecach wyborczych. Szczególnie tych organizowanych po nieudanej dla kandydata KO debacie.
Ja, Klaudiusz?… Ja, Trzaskowski
W języku polskim mamy narzędzie wyróżniające nas spośród większości języków nowożytnego świata. Chodzi o podmiot domyślny, który pozwala nam rezygnować z zaimków osobowych – podmiot wskazywany jest wówczas przez kontekst zdania lub – wprost – przez orzeczenie. O ile w na przykład w języku angielskim (ale również w języku niemieckim, czy językach skandynawskich, czy bałtyckich) powiedzenie zdania „uważam, że Polska jest ważna” wymaga zastosowania jako podmiotu zaimka osobowego wprost (I, Ich), o tyle w języku polskim „ja” powinno zostać pominięte. Dlaczego? Mówi nam o tym odpowiednia forma czasownika (orzeczenie) lub kontekst całego zdania. Co więcej – stosowanie zaimka w miejscach niepotrzebnych może być uznane za błąd gramatyczny, a z pewnością świadczy o dość sporym skupieniu na sobie i egocentryzmie.
Zdaniem naukowców z Uniwersytetu Arizony, którzy pochylili się nad problemem nadreprezentacji zaimków osobowych w mowie niektórych ludzi (chodziło również o zaimki dzierżawne – „mój”, „nasze”, „wasze” – osoby nadużywające zaimków „charakteryzuje negatywne podejście do świata. Jest zdenerwowana, napięta, odczuwa lęk, a nawet cierpi na depresję. Ta słowna obsesja świadczy o koncentrowaniu się na przykrych doświadczeniach i może być formą wołania o pomoc”.
O czym świadczy w takim razie ciągłe powtarzanie przez Rafała Trzaskowskiego zaimka „ja”? – Ja proponowałem Nawrockiemu debatę dwóch kandydatów – mówi dzisiaj na wiecach kandydat KO na prezydenta Polski. – Ja przyszedłem na tę debatę. Ja obserwowałem zachowania innych. Ja uważam, że wszyscy…
Gesty sprzeczne z mową
Czy nadużywający zaimka „ja” Rafał Trzaskowski woła o pomoc? Niekoniecznie – to jedyny zaimek, którego nadużywa. Z całą resztą podmiotów domyślnych radzi sobie doskonale. W takim wypadku kandydat – z pominięciem własnej świadomości – wskazuje nam kierunek, w jakim skupia się jego uwaga. Trzaskowski jest – jakby to ujęli dzisiejsi mówcy motywacyjni – wyłącznie na swoje ego. Mówi więc o swoich potrzebach, swoich oczekiwaniach, swoich planach i swoich uczuciach. Pokazuje w ten sposób, że w jego świecie nie ma miejsca ani dla potrzeb i planów wyborców, ani dla Polski, jako takiej. To razi tak mocno, że powinno przekreślać go również w oczach najwierniejszych zwolenników Koalicji 13 grudnia.
Dużo bardziej bije po oczach gestykulacja kandydata Trzaskowskiego na wiecach wyborczych – szczególnie tych, które odbywają się już po nieudanej – zdaniem większości obserwatorów – debacie wyborczej. To gestykulacja zaciśniętych i uniesionych pięści i z trudem można oprzeć się wrażeniu, że to gesty zapożyczone od Donalda Tuska i – wstyd o tym mówić, wszak to polska kampania wyborcza – Adolfa Hitlera.
Uderza ona szczególnie mocno kiedy podnosząc pięści opowiada, jak wyciągnął dłoń w stronę tego, czy innego kontrkandydata, jak chce walczyć z mową nienawiści w dyskursie politycznym nad Wisłą.
Przekonuje was to? No właśnie.
Na szczęście ta bogata gestykulacja podświadomie trafia także do zwolenników Trzaskowskiego, którzy – nawet jeżeli się do tego nie będą przyznawać – będą mu z czasem ufać coraz mniej. Dotyczy to głównie kobiet, które szczególnie wyczulone są na sytuacje, w których język ciała stoi w sprzeczności z wypowiadanymi słowami. Z pewnością nie pozostanie też zapomniana nieukrywana niechęć do tęczowej flagi wręczonej mu przez kandydata Karol Nawrockiego i odebranej przez koalicyjną koleżankę – też kandydatkę – Magdalenę Biejat z Lewicy.
A jeszcze niespełna rok temu – za zgodą Rafała Trzaskowskiego – przez Warszawie przemaszerowały tydzień po tygodniu trzy tzw. marsze równości, marsze mniej lub bardziej rozebranych mężczyzn z tęczowymi flagami właśnie. Mężczyzn, z którymi – trzeba przypomnieć – Rafał Trzaskowski nader chętnie pozował do zdjęć.
Ale to już było
Trzaskowski powtarza błąd swojego poprzednika Bronisława Komorowskiego – również do ostatniej chwili zwyciężającego w sondażach wyborczych, podobnie często używającego zaimka osobowego „ja” odmienianego we wszystkich przypadkach i tak samo wysyłającego sprzeczne sygnały do swoich wyborców. Komorowskiego zgubiło to, że zupełnie tych sygnałów nie kontrolował. Podobnie, jak – miejmy nadzieję – zgubi to kolejnego kandydata obecnego obozu rządzącego.
Złotousty Rafał chętnie za to mówi o tym, ile języków obcych zna biegle. Nie wątpię, że je zna – choć mam wątpliwości co do poziomu znajomości tych języków. Biegłe władanie jakimkolwiek językiem obcym wymaga codziennego posługiwania się nim. Kiedy i w jakich okolicznościach miałby to robić prezydencki kandydat KO, który w nawale kampanii nie ma czasu nawet na zajęcie się miastem, którego został prezydentem? Tylko najprostszy z nich – angielski – w wykonaniu tego kandydata pozostawia niemało do życzenia, co miałem możliwość ocenić słuchając jego wypowiedzi.
Martwi jedynie to, że Trzaskowski był rzeczywiście najlepszym kandydatem tego obozu – to świadczy o ludziach, którzy pchają się do władzy.
Paweł Pietkun