Trwający obecnie atak na Polskę jest elementem wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję (z wykorzystaniem Białorusi), która była zaplanowana już dawno. Kryzys na granicach Rzeczpospolitej pojawiłby się bez względu na to, czy Unia Europejska (w tym Polska), nałożyłaby na Mińsk bolesne sankcje ekonomiczne, czy nie. Odbywa się zgodnie ze sprawdzonym wcześniej scenariuszem. Przerażające jest tylko, że tak ochoczo i z taka pasją biorą w niej udział politycy opozycji. Może po skończonej kadencji trzeba będzie sprawdzić oświadczenia majątkowe drużyny Donalda Tuska.
Zgodnie z podręcznikami, z których uczą się rosyjscy oficerowie – w tym głośnej Wojnie Bundowniczej płk. Jewgenija Messnera – przeprowadzany na Polskę atak ma na celu wywołanie w kraju niepokojów społecznych i możliwie największe skłócenie społeczeństwa i osłabienie obecnego rządu (którakolwiek partia nie tworzyłaby go teraz). Na innych frontach już od ponad dwóch lat rosyjskie media oraz tzw. agenci wpływu prowadzili wojnę wymierzoną w kraje, które kiedyś znajdowały się w strefie wpływu Związku Radzieckiego, w tym w Polskę. Chodziło przede wszystkim o osłabienie Ukrainy i ewentualnego poparcia jej przez którekolwiek z europejskich państw w przypadku eskalacji konfliktu na wschodzie tego kraju. Krym już jest przez Rosję zajęty i coraz częściej godzi się z tym Europa Zachodnia mniej lub bardziej oficjalnie uważając półwysep za część Federacji Rosyjskiej.
Putin gadał tylko z Tuskiem
W 2014 roku ze strony Władimira Putina padła nawet propozycja rozbioru Ukrainy złożona Donaldowi Tuskowi, o czym niedługo później chętnie opowiadał Radosław Sikorski, w rządzie Donalda Tuska pełniący rolę szefa polskiej dyplomacji.
Cytując za „Dziennikiem. Gazetą Prawną”:
– On [Putin] stwierdził, że Ukraina jest sztucznym państwem, że Lwów jest polskim miastem i że warto zająć się tym wspólnie – mówił Radosław Sikorski serwisowi „Politiko” oraz polskim mediom, dodając, że Donald Tusk na szczęście nic nie odpowiedział, bo wiedział, że jest nagrywany.
Charakterystyczne jest to, że spośród wszystkich polskich rządów tylko ten jeden otrzymał taką propozycję (cztery lata po niewyjaśnionej do dzisiaj – wskutek obstrukcji ze strony Rosjan – katastrofy smoleńskiej, w której zginął prezydent RP Lech Kaczyński i czołówka polskich polityków).
Czy Putin wiedział, że tylko ta ekipa byłaby skłonna podjąć się takich rozmów? Każdy inny rząd natychmiast po tak złożonej propozycji rozpętałby burzę na arenie międzynarodowej. Od rozmowy Putina z Tuskiem (pierwsze próby wciągnięcia Polski do planu Rosji miały mieć miejsce już w 2008) do ujawnienia jej treści przez Sikorskiego minęło wiele lat. Być może tu tkwi odpowiedź na pytanie dlaczego politycy opozycji z taką pasją angażują się w retorykę narzucaną przez Kreml za pośrednictwem Aleksandra Łukaszenki.
Już w 2015 roku rosyjscy i prorosyjscy dziennikarze i blogerzy rozpoczęli w internecie szereg kampanii nawołujących do zemsty Polaków za Rzeź Wołyńską. Mniejsze i większe serwisy internetowe oraz różnego rodzaju profile w serwisach społecznościowych od tamtej pory regularnie przypominają, w jak bestialski sposób UPA potraktowała Polaków w latach 40 XX wieku. Chodziło oczywiście o wywołanie sztucznego problemu i niechęci Polaków wobec Ukraińców – zarówno tych, którzy dzisiaj pracują nad Wisłą, jak tych którzy próbują walczyć o pełną niepodległość i niezależność od Rosji wschodnich części ich ojczyzny.
Osłabić Polskę
Rosyjska dyplomacja rozpoczęła jednocześnie inną operację – tym razem mającą na celu skłócenie Grupy Wyszechradzkiej, silnego gospodarczo i politycznie związku państw, którego boi się nie tylko Rosja, ale nawet najsilniejsi gracze w samej Unii. Czy skutecznie?
Oceńmy sami. Polska jest w konflikcie z Czechami o kwestię kopalni węgla brunatnego i elektrowni w Turowie, choć Czesi mają po swojej stronie pięć znacznie większych kopalni połączonych z elektrowniami w tym samym rejonie. Niemcy (którzy trzymają w tym sporze stronę Czechów) aż siedem, z czego kilka w części jest własnością czeskiego kapitału.
Węgry z kolei podpisały właśnie 15 letni kontrakt z rosyjskim Gazpromem na dostawy gazu ziemnego nad Balaton po cenie znacznie atrakcyjniejszej, niż dotychczas jednak pod warunkiem, że gaz ten będą przyjmować z gazociągu Turkstream, omijającego Ukrainę.
Rosja w rozgrywaniu Grupy Wyszechradzkiej i Unii Europejskiej wykorzystuje również Turcję. Turcję, która kilka lat temu wpuściła do Europy kilkadziesiąt tysięcy uchodźców z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu dokładnie w taki sposób, w jaki robią to dzisiaj służby białoruskie. Stambuł postawił wówczas Europie warunek – domagał się gigantycznych pieniędzy za zbudowanie na swoim terytorium obozów dla uchodźców, które miała utrzymywać Unia Europejska. Turcy dostali, co chcieli. Rosjanie zaś mogli przećwiczyć sposób przerzucania uchodźców przez tzw. zieloną granicę Unii Europejskiej, który dzisiaj wykorzystują na granicy Polski i krajów bałtyckich.
Zanim jednak uchodźcy z fałszywymi dokumentami pojawili się granic Polski byli przez białoruskie służby graniczne i wojsko przywożeni na granicę z Litwą, Łotwą i Estonią. Wszystkie trzy kraje zareagowały błyskawicznie – przede wszystkim nie wpuściły do siebie przywożonych migrantów odsyłając ich albo na przejścia graniczne, albo z powrotem na Białoruś. Z czasem wzdłuż granic zaczęły budować ogrodzenia z drutu kolczastego uniemożliwiające przedostanie się z zewnątrz na ich terytorium. Decyzja Wilna, Tallina i Rygi spotkała się z pochwałą polskich totalsów, którzy weszli w rosyjski i białoruski scenariusz dopiero, kiedy sprowadzeni przez Łukaszenkę migranci pojawili się u granic RP.
Wtedy totalsi zaczęli robić wszystko, żeby w jak największej liczbie wpuścić tzw. uchodźców do Polski – nie zważając na to, że część z nich mogła stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa Polaków („trzeba ich wpuścić, później sprawdzi się kim są”).
Razem z prorosyjskimi mediami określającymi się jako „wolne” rozpoczęli zaś antyrządową kampanię, która w zamyśle miała doprowadzić do podziału na tych, którzy „łamią prawa człowieka i nie chcą uchodźców” i tych, którzy są lepsi, bo myślą nie tylko o granicach, ale również o cierpiących ludziach. Podział jest oczywiście sztuczny – tzw. uchodźcy cierpią i umierają (było kilka przypadków śmierci wśród nich) po białoruskiej stronie granicy, gdzie polskie służby, ani obywatele nie mogą pomóc właśnie dlatego, że to nie dzieje się w Polsce.
Czeka nas kolejny etap
Totalsi zaczęli również głośno domagać się zniesienia obowiązującego wzdłuż białoruskiej granicy stanu wyjątkowego i wycofania części wojsk. To w oczywisty sposób jest w interesie Białorusi i Rosji. Coraz głośniej robią wrzawę również w krajowych mediach i w Parlamencie zachowując się i mówiąc rzeczy, za które – gdyby nie mieli immunitetów – odpowiadaliby karnie, ponieważ jest to reprezentowanie wprost interesów obcego i wrogiego Polsce mocarstwa, czyli zdrada stanu.
Rosja i Białoruś przygotowują się do kolejnego etapu wojny hybrydowej przeciwko Polsce. Na czym będzie polegał? Być może chodzi o atak hakerski mający skompromitować administrację publiczną, może o wrzutkę natury obyczajowej, która odwróci uwagę polskiej opinii publicznej od tego, co dzieje się przy i za wschodnimi granicami naszego kraju. Jedno jest pewne – swoich ludzi już mają. Listę nazwisk można zobaczyć na stronach Sejmu RP w katalogu Posłowie obecnej kadencji/Posłowie KO.
Paweł Pietkun