Wspólne rosyjsko-białoruskie manewry „Zapad 2021”, prowadzone w dużej części pod polską granicą, stały się świetnym testem na potencjalnych zdrajców Polski. To pierwszy przypadek w post-peerelowskiej historii Polski, kiedy polscy parlamentarzyści kontestują granice Rzeczpospolitej – i to w czasie największych od lat ćwiczeń wojskowych, których założeniem jest zaatakowanie (odwetowe, jak mówi scenariusz rosyjskich manewrów) m.in. Polski. Powinni o tym pamiętać nie tylko wyborcy, ale przede wszystkim prokuratura, kiedy panom i paniom posłom z tzw. totalnej opozycji skończą się immunitety.
Przy czym uważna lektura słów polityków tzw. totalnej opozycji prowadzi do prostej konkluzji, że wcale nie chodzi im o ogrodzenie na polsko-białoruskiej granicy, ani nawet nie o uchodźców z Bliskiego Wschodu, którym miałoby się dziać źle, i których prawa człowieka miałyby – z winy Rzeczpospolitej, jak zapewniają – być zagrożone. Chodzi wprost i bez ogródek o interes Rosji, która już nawet nie nakłada białych rękawiczek prowadząc w ramach ćwiczeń manewry pod polską granicą, w tym również w Obwodzie Kaliningradzkim.
Totalsi walczą z polskim wojskiem
Tegoroczny scenariusz manewrów mówi o tym, że Republika Polesie i Centralna Federacja mają zaatakować Njaris (czyli Litwę), Pomorię (której granice odpowiadają granicom Polski) oraz leżącą w Skandynawii Republikę Polarną.
W ramach tych ćwiczeń na 14 poligonach w Rosji i na Białorusi ponad 200 tysięcy żołnierzy (według informacji Kremla) obu armii przygotowują się do wyruszenia na Zachód z wykorzystaniem również żywych tarcz w postaci imigrantów m.in. z Bliskiego Wschodu.
W Obwodzie Kaliningradzkim testowane są roboty bojowe Platforma-M – niewielkie pojazdy służące do rozminowywania i wspierania piechoty oraz automatyczne systemy obrony przed wrogimi dronami.
Stosowanie żywych tarcz wobec Polski nie odbywa się po raz pierwszy – nasi sąsiedzi z lewej i z prawej nie raz stosowali podobną strategię począwszy od bitwy pod Cedynią, kiedy Niemcy do machin oblężniczych wycelowanych w obrońców polskiego miasta przywiązali polskie dzieci. Dzisiaj na granicy pojawili się uchodźcy, których totalsi szybko przedstawili, jako ludzi niemal umierających z głodu i przemęczenia. Donald Tusk, po latach spędzonych w Brukseli niemiecki przedstawiciel w polskiej polityce mówi dzisiaj, że to rząd Morawieckiego, a nie Łukaszenki wystawił Polaków na „moralny hazard” oraz, że „kryzys na granicy, kilkadziesiąt osób koczujących, jest do rozwiązania w ciągu jednego dnia” również przez obecny polski (nie białoruski!) rząd. Nie ma Polaka, który nie widziałby popisów totalsów pod granicą z Białorusią – prób nielegalnego przekroczenia granicy przez posłów PO i KO, obelg rzucanych publicznie wobec funkcjonariuszy Straży Granicznej, oraz wspomagających ich policjantów i żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Przy czym politycy nie ograniczali się wyłącznie do obelg, ale próbowali – i wzywali do podobnych działań obywateli RP – ujawniać nazwiska i adresy funkcjonariuszy służb pilnujących granicy. W Stanach Zjednoczonych za podobne działania nie wychodzi się z więzienia przed odsiedzeniem przynajmniej 15 lat.
Bohater ostatnej akcji
Ostatnim głośnym aktem granicznego dramatu była próba zniszczenia budowanego przez polskie służby ogrodzenia.
Kilkunastoosobową grupę próbującą niszczyć zasieki na granicy zatrzymała podlaska policja. Wśród nich znalazł się aspirujący do bycia politykiem Bartosz Kramek, prezes fundacji Otwarty Dialog powiązanej z rosyjskimi służbami i firmami. Jego żona, Ludmyla Kozlowska, od trzech lat ma zakaz wjazdu na terytorium Polski w związku z podejrzeniem szpiegostwa i prowadzenia działalności przeciwko państwu polskiemu.
Sam Kramek również miał kłopoty z prawem. Lubelska Prokuratura Regionalna twierdzi, że Bartosz Kramek jako prezes spółki Silk Road „od sierpnia 2012 r. do lutego 2016 r. wystawił 59 faktur VAT z tytułu nieokreślonych usług konsultacyjnych na rzecz 11 zagranicznych kontrahentów na łączną kwotę ponad 5,3 mln zł”. Fikcyjne towary i usługi sprzedawane i świadczone przez podmioty z rajów podatkowych pozwalały na wyłudzanie VAT-u. Część z zysków trafiała do Rosji.
Dlaczego Kramkowi tak bardzo zależało na zniszczeniu ogrodzenia granicznego i podsycania kryzysu na granicy z Białorusią? To nie pierwszy raz, kiedy Bartosz Kramek próbuje swoich sił w próbie zdestabilizowania porządku prawnego i bezpieczeństwa Polski. W 2017 roku chciał zorganizować akcję „Niech państwo stanie: wyłączmy rząd!”.
Przez kilka lat po nieudanej akcji Kramek przebywał w cieniu i starał się nie pokazywać opinii publicznej – przebudził się dopiero w czasie kryzysu granicznego.
Kto mając na celu…
O ile totalsi nie stanęli w obronie Kramka, z całą pewnością za punkt honoru postawili sobie wstrzymanie budowy granicznego ogrodzenia i drutu kolczastego. To zdumiewa przede wszystkim dlatego, że kilka tygodni wcześniej ci sami opozycyjni politycy głośno rozpływali się z zachwytu nad podobnym rozwiązaniem wprowadzonym przez Litwinów.
Politycy, również lokalni, totalnej opozycji robią dziś znacznie więcej (wciąż grając w drużynie Łukaszenka – Putin) – kiedy okazało się, że społeczeństwo w znakomitej większości nie dało się oszukać historią z Ustarza, wrócili do opowieści, po którą sięgali już kilkukrotnie, odkąd zostali skutecznie odsunięci od władzy. Zaczęli bowiem opowiadać o tym, że obecny rząd zmierza do wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej.
To kolejne działanie wymierzone w polską Rację Stanu – wywoływanie podobnej dyskusji w momencie, kiedy Polska z problemami na swoich granicach musi również starać się o sprowadzenie do wspólnego mianownika interesów wszystkich krajów Wspólnoty, jest działaniem wprost wymierzonym w pozycję naszego kraju na arenie międzynarodowej, graniem na osłabienie Polski – również ekonomiczne. Komisja Europejska nie zgadza się z niektórymi polskimi reformami – szczególnie w obszarze wymiaru sprawiedliwości – choć wzorowane są one na rozwiązaniach stosowanych m.in. w Niemczech, Francji, czy Hiszpanii, gdzie Komisji Europejskiej nie rażą one zupełnie.
Może to dobry moment, żeby sięgnąć po prawo zapisane w naszej Konstytucji (która jeszcze do niedawna była na sztandarach totalsów; co ciekawe dzisiaj do Konstytucji już się nie odwołują) i kodeksie karny, które precyzyjnie mówią, jak należy traktować zdrajców Polski. Mówi ono, że „Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności”. Myślę, że wielu z nich z powodzeniem wypełnia warunki tego przepisu.
Paweł Pietkun