Ostatnie zmiany w edukacji, delegalizujące de facto w szkołach podstawowych prace domowe, doprowadziły do tego, że w publicznych placówkach edukacyjnych, coraz częściej, rodzice proszą o ukierunkowane prace domowe dla swoich dzieci. Natomiast nauczyciele rozsyłają rodzicom informacje, o tym co może, na zasadzie dobrowolności, dziecko poćwiczyć, co napisać, albo co policzyć w domu.
Co jest źródłem tej aktywności rodziców i znaczącej części nauczycieli?
Mianowicie, zgodnie z rozporządzeniem MEN, w klasach I -III nauczyciel nie może zadawać uczniom pisemnych i praktycznych prac domowych do wykonania w czasie wolnym od zajęć dydaktycznych. W ten sposób staliśmy się jednym z dwóch krajów w Europie (drugim jest Estonia), w których nie zadaje się prac domowych. Ta decyzja ministry Nowackie , nie mającej do chwili objęcia tego stanowiska praktycznie żadnego związku z oświatą, spowodowała, że Polska stała się awangardą ,,postępu” na skalę światową w pozbawianiu uczniów możliwości rozwijania czy poszerzania swojej wiedzy zdobytej na lekcjach. We wspomnianej Estonii ten zakaz dotyczy tylko klas pierwszych .
Dlaczego tak się dzieje? Jedna z nasuwających się odpowiedzi jest następująca:
Nasza ministra Nowacka i inne wspierające ją ministry „nie wiedzą o tym, co praktycznie wie każdy nauczyciel i rodzic dziecka, że prace domowe w edukacji szkolnej służą nie tylko do sprawdzania i utrwalaniu przyswojonej na lekcji wiedzy, ale przede wszystkim ćwiczeniom grafomotorycznym, niezbędnym dla prawidłowego rozwoju mózgu małego człowieka. Praca domowa na etapie edukacji wczesnoszkolnej służy też wprowadzaniu dobrych nawyków w postaci systematycznej i wytrwałej pracy, a także treningu samoorganizacji w zakresie czasu i przestrzeni pracy. Bez tych dobrych nawyków wypracowanych już na początkowym etapie edukacji dalsze kształcenie uczniów napotyka trudności wynikające z braku podstawowych umiejętności związanych z uczeniem się.
Dla jasności przekazu dedykuję zainfekowanym przez propagandę koalicji 13 grudnia, starą sentencję, którą powtarzały nam nasze babcie, dziadkowie oraz rodzice:
„Czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci”
Pragnę też zauważyć, że ta „rewolucja” związana z pracami domowymi nie obejmuje szkół prywatnych i społecznych. Przypadek? Nie, bo rodzic w szkole prywatnej, gdy płaci to wymaga – od siebie, od nauczycieli, od prowadzących szkołę i od swojego własnego dziecka. Przecież praca domowa zadawana dziecku służy uczniowi, a nie szkole, czy nauczycielowi, czy polityce realizowanej przez liberalno-lewicową koalicję 13 grudnia.
Keram