Marzec 2020 roku. Sytuacja w Polsce w związku z pandemią koronawirusa staje się coraz poważniejsza
W środę 11 marca z samorządowcami spotkał się szef polskiego rządu Mateusz Morawiecki. Rafał Trzaskowski nie był jednak obecny, gdyż udał się na… zwolnienie lekarskie. Rzeczniczka stołecznego ratusza poinformowała media, że prezydent ma „lekkie przeziębienie i jest osłabiony”.
Artur Wasiewski, szef zarządzania kryzysowego z Kołobrzegu, miasta od lat rządzonego przez PO, w dobie największego od kilku lat kryzysu zdrowotnego, z jakim musi mierzyć się kraj, postanowił odpocząć i wyjechać na „zasłużony” urlop. Co więcej, mimo zaleceń ministra zdrowia, by ograniczyć podróże zagraniczne, Wasiewski wsiadł w samolot i poleciał do Egiptu. Kołobrzeg miasto uzdrowiskowe jest szczególnie zagrożony, każdego dnia przyjeżdżają kuracjusze z całej Polski.
– Moja reakcja na zamknięcie Polski jest natychmiastowa. Wylatuję nim odbiorą nam paszporty. Wolę odbywać kwarantannę na Kanarach lub Seszelach, niż w Nędzy czy w Katowicach — ogłosił były europoseł Marek Migalski, zajadły krytyk obozu Zjednoczonej Prawicy. Wylatuje, przez kilka dni dzieli się wrażeniami z wyspy po czym informuje:
– Po trzech dniach na Teneryfie, miałem jutro przepłynąć promem na Gran Canarię, ale obawiam się, że mógłbym nie móc wrócić i straciłbym ostatnią szansę na powrót do kraju, którą daje mi lot czarterem za kilka dni…
Bohaterski Marek Migalski podkreśla, że nie wraca przy pomocy państwa ani na jego koszt, lecz czarterem komercyjnym, który opłacił z własnej kieszeni. Jednocześnie publikuje zdjęcie butelki wina i apeluje do Polaków:
– W oczekiwaniu na 14-dniową kwarantannę. Bądźcie ze mną. Potrzebuję wsparcia…
Inny ciekawy przypadek to kandydat na prezydenta „Tygrys” Kosiniak Kamysz, lekarz z wykształcenia, gardłujący przy byle okazji o odpowiedzialności i pracy dla Polski, narzekający na warunki w jakich przyszło mu prowadzić kampanię wyborczą nagle nabiera wody w usta i znika. Cóż się stało? czyżby wystraszył się postawy senatora Karczewskiego, wicemarszałka Senatu, również lekarza z wykształcenia, który na polecenie wojewody bez dyskusji udaje się do szpitala w szpitala w Nowym Mieście nad Pilicą, w celu wsparcia pracowników placówki w walce z epidemią koronawirusa oraz pomocy pacjentom.
Przykład z naszego olsztyńskiego podwórka, pan prezydent Grzymowicz, na wieść o dostarczeniu podpisów w sprawie ewentualnego referendum wystosowuje apel o pozostanie w domu i… znika. Poszukiwania pana prezydenta Grzymowicza prowadzone były na dość szeroką skalę, zarówno media społecznościowe jak i lokalne portale informacyjne pełne były dramatycznych apeli „gdziekolwiek jesteś, panie prezydencie”.
Do dzisiaj nie jest pewne czy to tajemnicze znikniecie zawdzięczamy „szokowi referendalnemu” czy też może wirusowi z Chin.
Takich przykładów zebralibyśmy jeszcze więcej, ale to nic nie da, wyraźnie widać, że z etosu przedwojennej Polski tzw. II RP „elity” najlepiej przyswoiły sobie hasło „Silni, Zwarci, Gotowi.
Silni w gębie, zwarci przy żłobie i gotowi do ucieczki w chwili jakiegokolwiek kryzysu
A można było skorzystać z innych wzorców II RP.
Wrzesień 1939 roku. Polska w stanie wojny
Prezydent Warszawy Stefan Starzyński był komisarycznym prezydentem Warszawy, tj. mianowanym przez rząd, a nie wybieranym przez Radę Miasta
Znakomity organizator, podtrzymywał ducha oporu ludności żarliwymi przemówieniami radiowymi. Zachowało się nagranie, w którym wypowiedział pamiętne słowa:
„Chciałem, by Warszawa była wielka (…) I dziś widzę ją wielką…”
Proponowano mu ucieczkę z miasta, radzono, ażeby nie narażał się na zemstę Hitlera po zajęciu stolicy , nawet miał rozkaz opuszczenia miasta razem z rządem, ale tego nie uczynił. Został do końca. „Ja nie mogę opuścić warszawiaków. Byłem z nimi i z nimi zostanę” – odpowiedział. Jako pierwszy znalazł się na liście niemieckich zakładników.
Osadzony w listopadzie 1939 r. na Pawiaku, został wywieziony przez gestapo w ostatnich dniach grudnia. Od tego momentu po prezydencie Warszawy zaginął wszelki ślad.
Redakcja