„Smombie” to po prostu dziecko uzależnione od swojego telefonu. Tak bardzo, że w prawdziwym, niewirtualnym życiu funkcjonuje jak zombie. Jest nieobecne, a gdy nawet uda się oderwać je od ekranu, nie potrafi odnaleźć się w codzienności.
Badania wykazały, że pod wpływem uzależnienia od telefonów komórkowych w naszych mózgach zachodzą takie same zmiany, jakie obserwuje się u narkomanów.
Skoro więc tak bardzo pilnujemy, aby na terenie szkoły dzieci nie zetknęły się z narkotykami, dlaczego jednocześnie z równym zaangażowaniem nie chronimy ich przed smartfonami?
Zakazy i ograniczenia w tej kwestii pojawiają się w kolejnych krajach, a te państwa, które już wcześniej wprowadziły częściowe restrykcje, decydują się na ich rozszerzanie.
Świat zaczyna dostrzegać, że technologia, choć pomocna w wielu aspektach codziennego życia, używana niewłaściwie i bez rozsądnych ograniczeń, może stać się niszczącym narzędziem.
Restrykcje dotyczące używania smartfonów w szkołach wprowadziły już rządy m. in. Francji, Grecji, Portugalii, Holandii i Norwegii. Włochy zdecydowały niedawno o rozszerzeniu zakazu istniejącego w szkołach podstawowych na kolejny etap edukacyjny, obejmując nim uczniów gimnazjów.
Jakiś czas temu informowałem już Państwa o zmianach, na które zdecydował się rząd Wielkiej Brytanii, publikując obszerne wytyczne dla dyrektorów placówek edukacyjnych w tym zakresie. Gorąca dyskusja na temat dostępu do urządzeń mobilnych w szkołach toczy się także w USA, a kilka stanów zapowiada wprowadzenie ograniczeń z uwagi na dobro uczniów. Regionalnie zakazy i ograniczenia obowiązują również w niektórych stanach Australii.
To fala, która przetacza się przez cały świat.
Po latach swoistego zachłyśnięcia się nowymi możliwościami związanymi z rozwojem technologii, która przyniosła nam kolejną światową rewolucję i niebywały skok rozwojowy, zaczynamy dostrzegać wyraźne cienie tych zmian.
I choć z cyfrowego letargu budzą się kolejne państwa, to nie Polska.
Bo jak stwierdziła w udzielonym tuż przed wakacjami wywiadzie minister edukacji Barbara Nowacka… Polacy nie są na to jeszcze gotowi.
Z polskich szkół mogą więc zniknąć prace domowe, lekcje religii, a może i ocena z zachowania, ale nie mogą zniknąć smartfony.
Zdaniem pani minister byłaby to bowiem nadmierna ingerencja w autonomię szkoły i prawa rodziców.
Z tematem tych małych urządzeń, do których polskie dzieci są często niemalże przyklejone, ministerstwo wciąż obchodzi się jak z jajkiem. A minister Nowacka wspaniałomyślnie zapowiada:
Prawdopodobnie będziemy robić pogłębione badania dotyczące wpływu używania smartfonów na wyniki edukacyjne. Intuicja podpowiada nam, że jest to negatywnie skorelowane, ale musimy mieć to przebadane.
Chciałoby się powiedzieć, że to doskonały pomysł, tyle że nieco spóźniony i właściwie powodujący jedynie niepotrzebne odwlekanie ratujących polskie dzieci decyzji.
Takie badania zostały już bowiem niejednokrotnie przeprowadzone w skali międzynarodowej, a ich wyniki nie pozostawiają wątpliwości: dostęp do technologii cyfrowych, jeśli nie jest kontrolowany i właściwie ukierunkowany, ma zdecydowanie destrukcyjny wpływ zwłaszcza na młode pokolenie.
Nadmierne korzystanie z technologii informacyjno-komunikacyjnych wpływa negatywnie na wyniki w nauce i zaburza koncentrację. Niekontrolowane używanie urządzeń cyfrowych w placówkach edukacyjnych obniża bezpieczeństwo uczniów, przyczynia się do stygmatyzacji uczniów i zaburza prawidłową socjalizację młodych osób. Korzystanie ze smartfonów wiąże się też ze zwiększonym ryzykiem zaburzeń psychicznych, w tym zaburzeń lękowych i depresji.
Co więcej: już sama bliskość urządzenia mobilnego rozprasza uczniów i ma negatywny wpływ na naukę. Korzystanie ze smartfonów w klasie sprawia, że dzieci odrywają swoją uwagę od lekcji, angażując się w sprawy niezwiązane z nauką, to zaś pogarsza zapamiętywanie i rozumienie przekazywanych przez nauczyciela treści.
I uwaga: ponowne skupienie się na temacie lekcji po takim rozproszeniu może trwać… nawet 20 minut.
Przypominam, że w polskich szkołach cała lekcja to 45 minut. To oznacza, że każde spojrzenie w ekran telefonu może zabrać uczniowi niemal połowę lekcji!
Dla osób odpowiedzialnych za edukację polskich dzieci te dane to jednak wciąż za mało. Minister Barbara Nowacka zapowiedziała, że na odgórny zakaz używania smartfonów na poziomie krajowym jest za wcześnie.
Takie ograniczenia pani minister wciąż chce regulować jedynie a poziomie statutów poszczególnych placówek, choć jest jasne, że to rozwiązanie zupełnie nieskuteczne – wystarczy zajrzeć do dowolnej szkoły, która ma taki zapis w swoim regulaminie, by przekonać się, że w większości przypadków jest on zupełnie martwy, a nauczyciele nie mają możliwości egzekwowania takich decyzji.
Mimo tej niezrozumiałej opieszałości i uciekania od tematu przez nasze władze, musimy postawić sprawę jasno: to my, dorośli: rodzice, dziadkowie, nauczyciele, wychowawcy jesteśmy odpowiedzialni za zdrowie, bezpieczeństwo i prawidłowy rozwój naszych dzieci.
Dlatego chcę przypomnieć Państwu o naszej kampanii „Szkoła wolna od smartfonów”. Kierujemy do Ministerstwa Edukacji apel o podjęcie stanowczych działań, które ochronią uczniów polskich szkół przed destrukcyjnym wpływem nadmiernego dostępu do mobilnych urządzeń elektronicznych.
Podpis pod petycją złożyło już ponad 17 000 osób. To rzesza świadomych i odpowiedzialnych dorosłych, którzy zdają sobie sprawę, że ochrona dzieci przed cyfrowymi zagrożeniami to jedno z najpoważniejszych wyzwań naszych czasów.
Jeśli nie ma Państwa jeszcze w tym gronie, serdecznie zachęcam do tego, aby wejść na stronę SzkolaBezSmartfonow.pl i złożyć tam swój podpis.
Wierzę, że nasz liczny sprzeciw będzie jasnym znakiem dla pani minister co do tego, jakie jest w tej sprawie zdanie Polaków.
Aby jednak ten głos był naprawdę słyszalny, potrzebne jest podjęcie jeszcze szerszych działań. Zagrożenia cyfrowe to temat wciąż bagatelizowany nie tylko przez władze, ale niestety również przez wielu rodziców.
Wychodząc naprzeciw potrzebom lokalnych środowisk, od miesięcy nasi eksperci spotykają się z Państwem, aby opowiadać o tym, z czym wiąże się nadmierny i niekontrolowany dostęp do urządzeń mobilnych i jak możemy przeciwdziałać zgubnym skutkom tego zjawiska. Prowadzimy także kampanię informacyjną, której celem jest uświadamianie kolejnych osób o tym, jakie zagrożenia kryją się za ekranem smartfona w dziecięcej dłoni.
Te wszystkie działania wiążą się z konkretnymi nakładami finansowymi z naszej strony: kosztami pracy ekspertów, paliwa na dojazdy, wydruków, a także kosztami promocji – dlatego chciałbym prosić Państwa o pomoc w tej sprawie.
Proszę Państwa o wsparcie kampanii „Szkoła wolna od smartfonów” dobrowolnym datkiem w wysokości 50 zł, 100 zł czy 200 zł lub nawet wyższej. Każde Państwa wsparcie zwiększa nasze możliwości informowania o tym zagrożeniu rodziców i pedagogów oraz wywierania wpływu na polityków.
Już za kilkanaście dni nasze dzieci powrócą do szkół, aby rozpocząć kolejny rok nauki. Chciałbym móc powiedzieć, że ten rok szkolny będzie dla nich bardziej efektywny, zaowocuje zmianą złych nawyków cyfrowych, pomoże im wrócić do satysfakcjonujących kontaktów z rówieśnikami w realnym życiu.
Niestety jak na razie Ministerstwo Edukacji skupia się na zupełnie innych problemach. Uczniowie wciąż pozostają zagubieni w wirtualnym świecie.
Dlatego potrzebne jest zaangażowanie nas wszystkich, rodziców, wychowawców i wszystkich dorosłych, którzy mają świadomość tego, że nowoczesne technologie to nie tylko szansa, ale i wyzwanie.
Wierzę, że z Państwa wsparciem uda nam się osiągnąć ten ważny cel: przywrócić polskim dzieciom szczęśliwe, normalne dzieciństwo, spędzone z rówieśnikami i rodzinami, a nie tylko w towarzystwie ekranu smartfona.
Materiał nadesłany przez Centrum Życia i Rodziny