Nie jest to okrzyk euforyczny. To jest smutna, przykra konstatacja, że w „wolnej” od 30 lat Polsce taki fakt ma miejsce. W Olsztynie, jedynym mieście w naszej Ojczyźnie jeszcze istnieje sowiecki relikt i znajduje gorliwego obrońcę w osobie włodarza miasta, a co gorsza w sądach, które powinny być ostoją praworządności. Tylko, że ta praworządność wybiórcza jakaś jest. Koledzy, Kałudziński i Kozioł przegrali sprawę apelacyjną przed Sądem Okręgowym za pomalowanie na czerwono (taki straszny kolor?) zakazanego symbolu totalitarnego – przedmiotu przestępstwa.
Koledzy muszą zwrócić Gminie Olsztyn koszty czyszczenia „szubienic” w wyniku „zniszczenia zabytku – cudzej własności”. Wraz z opłatami sądowymi i odsetkami to ok. 1500 zł. Sąd nie chciał przyjąć do wiadomości, że „zniszczony” został przedmiot przestępstwa – symbol ustroju totalitarnego – Pomnik Wdzięczności [barbarzyńskiej] Armii Czerwonej. Nie uwzględnił również, że sfałszowano tytuł prawny tego, wątpliwej wartości, „dzieła”. O fałszywym autorstwie Dunikowskiego, odrzucając dowód, nie chciał słyszeć.
Jak to jest, że polski(?) sąd karze walczących z komuną zarówno za czasów komuny, jak i w „wolnej” Polsce? To nie właściciel zakazanego prawem komunistycznego symbolu powinien być ukarany za jego czyszczenie za nasze pieniądze i pozostawienie go w przestrzeni publicznej? To aresztuje się „głupków” za „waflowego torta dla Hitlera” (głównemu organizatorowi grozi 8 lat[!], a jeszcze może się okazać, że była to opluwająca Polaków prowokacyjna akcja „wafel SS” TVN-u), a na propagowanie nie mniej zbrodniczego systemu komunistycznego „zamyka się oczy”?
W tych trudnych dla każdego Polaka chwilach, po tragicznej śmierci Prezydenta Gdańska „objawiło się” wielu „miłośników” praworządności. Ci oczywiście wykazują, że „praworządność” nie cechuje PiS-u i „niegodziwości istnieją tylko po prawej stronie”. „Lewa nie, jest czyściutka!” Najwięcej ich się ujawniło spośród „miłośników” dzików z Komitetu Obrony Dzików. Chociaż naczelny „miłośnik” WOŚP, „imprezy podwyższonego ryzyka”, „nie miłuje” „dzikich w naszym kraju”. Są wśród nich, a jakże, „miłośnicy” bandytów z odwzajemnioną miłością (vide wybory w zakładach karnych). Bandyta dopiero co odsiedział przez „miłość” tylko 5,5 roku za 4 napady na banki, a już za jeden napad powinien był otrzymać wyższą karę. Gdyby było właściwe działanie „organów” za czasów „miłujących” praworządność, PO i PSL, to bandyta jeszcze by był tam, gdzie mu się należało i Prezydent Adamowicz by żył.
Wśród tych „miłośników” są również i „miłośnicy” cudzych kamienic. Wpadła mi w ręce (bo nie kupuję tego zagranicznego piśmidła), środowa Gazeta Olsztyńska która przywołuje „wielki autorytet praworządności”, HGW, warszawską amatorkę cudzych kamienic. No, jak się odstawiło od „źródła zasilania” to można teraz praworządności być nawet trybunem. I właśnie Jan Śpiewak, który odkrywał przekręty reprywatyzacyjne w Warszawie, przegrał proces z Bogumiłą Górnikowską-Ćwiąkalską, kuratorem „118-latka”, od którego „przejęła” we władanie pół kamienicy na Ochocie. A „pani kurator” to córeczka Zbigniewa Ćwiąkalskiego, adwokata, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego zarazem, w pierwszym rządzie Donalda Tuska, też „miłującego” praworządność. To ci dopiero praworządność! Teraz Tusk pałający miłością do (za wyjątkiem „polskości jako nienormalności”) Gdańszczan, Polaków i Europejczyków obiecuje ich „bronić przed nienawiścią i pogardą”. To ewidentne freudowskie przejęzyczenie ujawniające rozdzielanie Polaków od Europejczyków, tkwiące mu gdzieś w podświadomości. Ponadto, przy okazji Tusk uświadomił słuchającym go „miłośnikom”, że oprócz „miłości” jest jeszcze „nienawiść i pogarda”. No, jeśli „król Europy” tak powiedział, to tak „pewnikiem” musi być. Jak świat światem i uczy tego historia i życie, gdzie jest miłość tam jest i nienawiść. Miłośnicy dobra nienawidzą zła, a miłośnicy zła nienawidzą dobra. Miłośnicy komuny nienawidzą walczących z nią. Chodzi tylko o to, żeby wybrać dobry wariant. Jeśli człowiek jest Homo sapiens a nie Homo sovieticus to wybierze właściwy.
No jakżeby inaczej, „tuba propagandowa” Piotra Grzymowicza nie mogła pominąć go jako największego „miłośnika” praworządności, posiadacza niewyczerpanych pokładów „miłości” do zbrodniczej Armii Czerwonej. „Takimi niepraworządnymi szubienicami i dokumentem wpisującym je do Rejestru zabytków to niech się PiS zajmuje – będzie miał mniej czasu na przypatrywanie się miłośnikom”.
Trudno dociec, jakimi kalkulacjami prezydent Grzymowicz się kieruje, utrzymując za nasze pieniądze sowiecki symbol totalitarny. Rozumiem bawiących się, wychowujących się, a teraz odpoczywających w cieniu szubienic, że smród od „szubienic” jest im miły. Ale włodarz miasta powinien zadbać, żeby źródła tego smrodu nie było, by inni nie musieli go wąchać.
Wylęgarnią specyficznego pojmowania praworządności jest poprzedni system, „niosący miłość i pokój wszystkim ludziom” (za wyjątkiem „zaplutych karłów reakcji”) – komuna właśnie. W podświadomości „miłośników” tkwią zachowania, których ich albo nauczono, albo nauczyli się sami, albo nabyli, obserwując tamtą rzeczywistość. Dlatego znajdują się jeszcze tacy, którzy bronią tamtego systemu. I to jest prawdziwa przyczyna takich dramatów jak w Gdańsku. Zamiast rozprawić się z komuną już 30 lat temu i zająć się rzeczywistymi przestępcami (i innymi, pożytecznymi sprawami), wytracają czas na sprawy z wymyślonymi przestępcami.
Nic dziwnego, że wychowanek poprzedniego systemu, prezydent Grzymowicz niespotykanie porażająco podchodzi do zagadnienia praworządności. Bo czuje za sobą poparcie sądów? A może odwrotnie? Jak za komuny?
Antoni Górski