Gdy brakuje chleba, róbmy igrzyska – jak powiedział tak zrobił, rektor UWM Jerzy Przyborowski w obliczu systematycznego upadku Uniwersytetu Warmińsko – Mazurskiego (w rankingach klasyfikowany na pozycjach 31-35 miejsce w Polsce, czyli kiepsko) i spadku zainteresowania studiami w Kortowie(na starcie tj. w 1999 r. UWM miał 24,5 tysiąca studentów, a w roku akademickim 2020/21 kształci się ok. 18 tys. studentów) postanowił przeciwdziałać temu niekorzystnemu zjawisku i… zaangażował się w politykę.
Zamiast poczynić staranie o podniesienie ilości i wartości prac naukowych i atrakcyjności edukacyjnej studiów na UWM, pan rektor wybrał łatwiejszą drogę i zawiązał polityczny triumwirat z tzw. totalną opozycją. Stał się w ten sposób „Aniołem nowego biznesu” prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego i prezydenta Olsztyna Piotra Grzymowicza – wpuszczając na teren miasteczka uniwersyteckiego w Kortowie imprezę o nazwie „Campus Przyszłości” – wydarzenie mające służyć praniu mózgu przyszłym kadrom totalsów.
Skąd ten pomysł zapytacie – otóż pan rektor wzorców daleko szukać nie musiał. Prezydent Grzymowicz widząc narastające problemy Olsztyna związane z trudną sytuacją budżetu naszego miasta kilka lat temu dostrzegł swoją szansę – aby odwrócić uwagę od złych, szkodliwych dla miasta inwestycji rozpoczął wojnę z rządem. Wojnę, która ma też dodatkowy cel – sprawienie, aby pan prezydent Grzymowicz stał się polityczną przeciwwagą dla obecnie rządzącej koalicji i w następnych wyborach parlamentarnych uzyskał immunitet poselski chroniący go m.in przed dochodzeniami prokuratorskimi związanymi m.in z tzw. aferą Helpera (ale nie tylko, o tramwajach czy braku nadzoru i stracie 750 tysięcy zł wyłudzonych przez firmę edukacyjną również mamy szansę posłuchać) .
Tylko kto ochroni Piotra Grzymowicza przed gniewem mieszkańców Olsztyna, którzy w podniesionych podatkach lokalnych i opłatach komunalnych będą musieli zapłacić za „radosne” inwestycje z ostatnich 12 lat-od „tramwajowej karuzeli począwszy a na super dochodowej spalarni śmieci skończywszy(super dochodowej dla prywatnych właścicieli i funduszy inwestycyjnych)?
Ale wróćmy do UWM i rektora Przyborowskiego wiernego ucznia swojego poprzednika senatora PO, byłego rektora Góreckiego. Nie jest tajemnicą, że polska nauka nie istnieje w międzynarodowej konkurencji.
Lista Szanghajska jest uznawana za jeden z najważniejszych rankingów uczelni na świecie. Trzeba jednak zaznaczyć, że konkretne miejsca przyznawane są jedynie w pierwszej setce – w każdej kolejnej nie ma już podziału na miejsca, jedynie określane jest, że załapują się one do przedziału np. 301-400 – czyli do czwartej setki. To właśnie w tym przedziale pojawia się pierwsza – i najlepsza tym samym według rankingu – polska uczelnia, Uniwersytet Warszawski.
Uczelnie z USA zajmują 30. pozycji z top 50. Kolejna jest Wielka Brytania z siedmioma uniwersytetami w pierwszej pięćdziesiątce; Francja ma w tym zakresie trzy instytucje, Kanada, Chiny i Japonia po dwie, a po jednej: Szwajcaria, Szwecja, Dania i Australia.
Polsce nadal daleko jest do pierwszej setki. Oto, jak uplasowały się polskie uczelnie w Liście Szanghajskiej:
Uniwersytet Warszawski (301-400)
Uniwersytet Jagielloński w Krakowie (401-500)
Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie (701-800)
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (801-900)
Politechnika Gdańska (801-900)
Politechnika Warszawska (801-900)
Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach (901-1000)
Warszawski Uniwersytet Medyczny (901-1000)
To nie koniec złych wieści, 22 kwietnia 2021 r. Europejska Rada Badań Naukowych, ciało powołane przez Komisję Europejską, opublikowała listę grantów ze środków programu Horyzont 2020. i co widzimy? Zero unijnych grantów dla polskich naukowców w najważniejszej kategorii.*
Pierwszy wniosek jaki się tu nasuwa to taki, że polska nauka to nędza. Podobnie jak polskie uczelnie, które dzielnie walczą w ogonach rankingów. Jak dotychczas nic nie wskazuje na to, żeby tzw. reforma Gowina cokolwiek tu zmieniła (co akurat mnie nie dziwi bo pan Gowin i jego kanapowa formacja – zasługująca na oddzielny artykuł – słynie nie z pracy lecz z celebryckich wystąpień w TVN). A nasza lokalna duma Uniwersytet Warmińsko-Mazurski plasujący się w Polsce na 31 miejscu na liście najlepszych uniwersytetów świata wylądowałby prawdopodobnie na szarym końcu, za nim byłyby już tylko inne polskie uczelnie (no może jeszcze kilka z egzotycznych stron np. z San Escobar)
Osobiście nie wierzę, że dokona się w polskiej nauce i na uczelniach jakieś trzęsienie ziemi, grajdoł będzie trwał i demoralizował kolejne pokolenia adeptów nauki.
W tej sytuacji powinniśmy przygotować się na następne fajerwerki dobrych pomysłów rektora Przyborowskiego -skoro w celu, jak sam mówi, promocyjnym zgodził się na „Campus Polska Przyszłości”, czyli tydzień balangi nad jeziorem to prawdopodobnie pójdzie za ciosem i przygotuje równie atrakcyjną ofertę edukacyjną. Małe wymagania, imprezowa kultura lokalna i ewentualnie nowe kierunki kształcenia – polecamy pasterstwo z przedmiotami: wyganianie, naganianie i język angielski z całą pewnością zainteresują tzw. „inteligentnych inaczej” nie tylko z Polski, ale być może całego świata. I jeszcze przy katedrze łąkarstwa uruchomić kierunek „hodowla trawki w warunkach domowych” – tego to już nic nie przebije i pan rektor będzie mógł na swoje „anielskie” konto zapisać jeszcze jeden sukces. Czego sobie i Państwu nie życzę.
Grażyna Paździoch, absolwentka starej dobrej Akademii Rolniczo-Technicznej (kierunek nie rolny)
* 22 kwietnia 2021 r. Europejska Rada Badań Naukowych, ciało powołane przez Komisję Europejską, opublikowała listę grantów ze środków programu Horyzont 2020. I polska nauka tam nie istnieje albo istnieje jako absolutny margines. Horyzont 2020 to unijny program badań naukowych i innowacji o wartości około 80 mld euro, realizowany poczynając od 2014 r. (do roku 2020). Na lata 2021-2027 program zyskał nazwę Horyzont Europa i ma dysponować 95,5 mld euro. Program ma wiele celów, ale skupmy się na grantach dla najlepszych naukowców i ich pomysłów, czyli na środkach na tzw. badania pionierskie.
ERBN chwali się, że w gronie tych, którzy korzystali z jej grantów jest 7 laureatów Nagrody Nobla, 4 – Medalu Fieldsa i 9 Nagrody Wolfa. Granty wygenerowały 150 tys. naukowych publikacji, w tym 6,1 tys. takich, które znalazły się wśród najczęściej cytowanych. Aż 70-80 proc. projektów okazało się przełomowych, a 25 proc. z nich oznaczało fundamentalny postęp badawczy. Można więc powiedzieć, że granty ERBN (przyznawane także naukowcom spoza państw UE, tylko muszą oni prowadzić badania na terenie UE) są sprawdzianem poziomu nauki w poszczególnych państwach, uczelniach i innych ośrodkach badawczych oraz kwalifikacji i aspiracji samych naukowców. I pod tym względem Polska praktycznie nie istnieje na naukowej mapie Europy.
ERBN przyznaje trzy rodzaje grantów: Starting (dla początkujących naukowców, czyli 2-7 lat po doktoracie), Consolidator (dla usamodzielniających się naukowców, czyli 7-12 lat po doktoracie) i Advanced (dla naukowców o uznanym dorobku). O ile w dwóch pierwszych kategoriach Polacy w ogóle zaistnieli (16 grantów w latach 2007-2013 i 29 w latach 2014-2020), to w tej najważniejszej się nie liczymy. W kategorii Advanced od 2007 r. granty dostało zaledwie 5 polskich naukowców, zaś w najnowszym rozdaniu, gdy do wzięcia było 507 mln euro – żaden. Zero. Granty Advanced przyznano 209 naukowcom: projekty są zlokalizowane w 14 państwach, zaś naukowcy reprezentują 25 narodowości. Najwięcej grantów jest realizowanych w Wielkiej Brytanii (51), w Niemczech (40), Francji (22), Holandii (17), Austrii i Szwajcarii (po 12), Hiszpanii (11), Włoszech (8), Szwecji i Belgii (po 7). Najwięcej grantów realizują naukowcy niemieccy (53), brytyjscy (32), francuscy (21), włoscy (14), holenderscy (13), belgijscy (11), szwedzcy i szwajcarscy (po 9).
Granty ERBN są przyznawane w trzech kategoriach: Life Sciences (biologia, genetyka, fizjologia, neuronauka, biotechnologia, ekologia etc.), Physical Sciences and Engineering (matematyka, fizyka, chemia, informatyka i różne działy inżynierii) oraz Social Sciences and Humanities (jednostki, rynki, organizacje; instytucje, wartości, środowisko; świat społeczny, różnorodność; umysłowość; kultura; badanie przeszłości etc.). W żadnej z tych grup badań w ostatnim rozdaniu grantów nie ma nawet jednego naukowca z Polski, co oznacza, że we wszystkich dziedzinach jest równie kiepsko. Skalę nędzy pokazuje to, że granty przyznane dotychczas polskim naukowcom (przede wszystkim w tych mniej liczących się kategoriach) miały wartość zaledwie 3 promili dostępnych środków.
Smutny wniosek jest taki, że naukowcy z Polski z jednej strony boją się międzynarodowej konkurencji i konfrontacji (stąd zaledwie kilka wniosków w kategorii Advanced, zresztą odrzuconych), z drugiej – nie chcą się kompromitować, mając świadomość wtórności bądź niskiej wartości swoich projektów. Ale najgorsze jest to, że całkiem dobrze, a niektórzy nawet znakomicie mogą funkcjonować w Polsce, nie zawracając sobie głowy międzynarodową konkurencją. I nie zawracając sobie głowy jakością badań, gdyż nawet te będące dowodem kompletnej nędzy i wtórności są finansowane (także grantami) w kraju. I rezultaty tych nędznych badań są w Polsce publikowane, zapewniając stosowną liczbę punktów. Oznacza to, że ogromna część polskiej nauki funkcjonuje w krajowym rezerwacie i poza jakąkolwiek realną konkurencją. Są oczywiście chlubne wyjątki, ale jest ich bardzo mało.
Jeśli nie dokona się w polskiej nauce i na uczelniach jakieś trzęsienie ziemi, ten grajdoł będzie trwał i demoralizował kolejne pokolenia adeptów nauki. Wszyscy będą zadowoleni, tylko nic z tego nie będzie wynikało. Nic pożytecznego. Przede wszystkim nie skorzysta polska gospodarka, która bez realnych osiągnięć nauki nie ma szans na wyrwanie się z zaklętego kręgu średniego rozwoju. Bez osiągnięć nauki nie wzrośnie produktywność, która jest ściśle powiązana z innowacyjnością. Jest zdumiewające, że ten naukowy grajdoł funkcjonuje sobie od dekad w najlepsze, a reformy to tylko przykrywka, żeby nic się nie zmieniło tam, gdzie zmienić się powinno najwięcej. Nie wolno tego tolerować, bo to ważna część polskiej racji stanu. Nie mówiąc o marnowaniu miliardów złotych na naukowe badziewie.
Stanisław Janecki
Publicysta tygodnika „Sieci”. Pełna treść art.: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/549137-dowod-ze-nasza-nauka-to-straszny-grajdol