Szanowni Państwo,
przed duńskimi dziećmi jeszcze 19 odcinków quasi-kreskówkowego serialu, w którym – uwaga, to nie żart – nieokiełznane przyrodzenie wąsatego bruneta ratuje świat. Niestety, nie tylko przykład Danii budzi oburzenie. Polskie dzieci także nie mogą się czuć bezpiecznie przed ekranami.
Rodzice z Kopenhagi jeszcze nie otrząsnęli się po emisji pierwszego odcinka, bajki „John Dillermand”. Mimo iż tamtejsi psychologowie dziecięcy nie widzieli nic nieodpowiedniego w jej fabule.
A ta jest prosta: ubrany w koszulkę na ramiączkach mężczyzna z ciemnym gęstym wąsem nie potrafi zapanować nad swoim nienaturalnie długim penisem. A tenże, mający wolną, oddzielną od mężczyzny wolę, kradnie lody dzieciom, lata, wyciąga różne przedmioty z wody…
Powtórzę – produkcja była konsultowana z psychologami dziecięcymi, ale także z organizacją pozarządową Sex og Samfund. Ta organizacja od lat 50-tych walczyła o (i wywalczyła) wprowadzenie prawnej możliwości zabijania nienarodzonych do 3 miesiąca ich życia, a także zajmowała się edukacją seksualną w szkołach podstawowych i średnich.
Dziś rozszerzyła zakres swojej działalności o wspieranie roszczeń środowisk LGBT. Działa też w ramach International Planned Parenthood Federation, która na swojej głównej stronie informuje… jak się masturbować.
Nie mam satysfakcji z pisania Państwu o tych wszystkich obscenicznościach. Ale chciałbym dobitnie pokazać, kto w nowoczesnych zachodnich społeczeństwach jest ekspertem w zakresie edukacji seksualnej dzieci.
A jak jest w Polsce?
Dzięki zdecydowanym i aktywnym inicjatywom Centrum Życia i Rodziny oraz innych organizacji pro-rodzinnych w naszym kraju nie doszło do tego samego. Przyczyniły się do tego takie działania jak:
- Warszawski Protest Rodziców – pikieta pod stołecznym ratuszem przeciw „Deklaracji LGBT+” i przymusowej edukacji w myśl tzw. standardów WHO;
- kampania „Stop seksedukacji” – apel do Ministra Edukacji Narodowej o zajęcie się projektem ustawy Prawo oświatowe;
- Marsze dla Życia i Rodziny pod hasłami „Nie pozwól na seksedukację w szkołach” i „Wspólnie brońmy rodziny”.
- Jednoznaczny głos w obronie praw rodziców i przeciw seksedukatorom uwrażliwił na tę kwestię opinię publiczną i polityków, ale przede wszystkim… samych rodziców.
Niestety, nasze dzieci wciąż nie mogą czuć się bezpieczne, ani rodzice nie mogą przestać czuwać. A tym bardziej dobrowolnie oddawać swoich praw rodzicielskich…
Wielu rodziców z Danii było oburzonych tym, co zobaczyły ich dzieci na ekranach telewizorów, przed którymi ich posadzili. Niestety, wielu polskich rodziców powtarza to zachowanie – pozwala dzieciom oglądać telewizję lub przeglądać internet, licząc że nie spotka ich nic złego…
A tymczasem z ekranów płynie demoralizacja: wprost lub pod niegroźnym płaszczykiem rozrywki… Proszę tylko zobaczyć na ofertę jaką serwuje swoim odbiorcom popularna platforma Netflix – przytoczę dwa przypadki.
Pierwszy to serial „Słodziaki”. Czy pamiętają Państwo plakat, na którym widnieje grupa dziewczynek w wyuzdanych pozach? Film zapowiadany był jako opowiadający o 11-latkach zafascynowanych twerkingiem, czyli… tańcem o zabarwieniu erotycznym, polegającym na poruszaniu pośladkami.
Po fali protestów Netflix zaczął odkręcać całą sytuację m.in. zasłaniając się faktem, że film został bardzo dobrze oceniony na festiwalu Sundance. Szkoda tylko, że nie podano do informacji, że współtwórca tego festiwalu odbywał karę więzienia za… pedofilię.
Drugi kazus to serial o znamiennym tytule „Sex education”, opowiadający o licealiście, który zostaje… nieformalnym szkolnym terapeutą z dziedziny edukacji seksualnej. Produkcja została zakwalifikowana do kategorii – bo jakżeby inaczej – „Seriale i programy dla nastolatków”.
Młody odbiorca dowiaduje się z fabuły, że rodzice nie potrafią przekazywać wiedzy na temat seksualności lub robią to w sposób karykaturalny oraz że czas szkoły średniej jest czasem, w którym należy rozpocząć „eksperymentowanie” w tej sferze. Wszystko zostało podane w quasi-komediowej, quasi-nieszkodliwej formie.
Chciałem zwrócić Państwa uwagę, że głównym zagrożeniem wcale nie są te „momenty” – jak je określano w radiowych Kulisach Srebrnego Ekranu. Zagrożeniem jest ogólna wymowa płynąca z tych i innych produkcji ekranowych sugerująca, że niemoralność to normalność.
Mam tu na myśli przede wszystkim promowanie sposobu życia, w którym kontakty seksualne są oderwane od małżeństwa i wzajemnej miłości, a skupiają się wyłącznie na osiąganiu przyjemności fizycznej. I dotyczy to tak nieuporządkowanych relacji męsko-żeńskich, jak również par osób tej samej płci.
Dlatego właśnie ważna jest nasza czujność.
W czerwcu ubiegłego roku Centrum Życia i Rodziny jednoznacznie sprzeciwiło się emisji reklamy pokazującej intymny kontakt dwóch mężczyzn na kanałach związanych z Polsatem i TVN. Przypomnę: opublikowaliśmy apel w Internecie, który podpisało prawie 13 000 osób i spotkaliśmy się w tej sprawie z członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
Ostatecznie okazało się, że takie treści można pokazywać zgodnie z obowiązującym prawem w godzinach nocnych. Bo wtedy, oczywiście, nastolatkowie grzecznie śpią i, jak tylko wybije 23.00, nie można już nikogo zdemoralizować… Prawo tak łatwo pozwala na promocję antykoncepcji i przedstawianie intymnych kontaktów osób tej samej płci – to oburzające!
Zwracam też Państwa uwagę, że produkcje, które wyłamują się z seksedukacyjnej poprawności są piętnowane. Prawda na temat relacji osób tej samej płci i krytyka ideologicznej pro-homoseksualnej propagandy są uznawane za język nienawiści. To właśnie dlatego należący do Google serwis YouTube usunął w zeszłym roku film „Ich prawdziwe cele”, pokazujący globalną strategię środowisk LGBT.
Z tego powodu, kiedy wyprodukowaliśmy nasz film „To nic takiego”, nie umieszczaliśmy go na żadnej publicznej platformie. Ale jest on dostępny dla każdego z Państwa – można go zamówić na stronie ToNicTakiego.pl.
Przypomnę: to dobra, merytoryczna produkcja dająca widzowi konkretną i opartą na faktach wiedzę o korzeniach i celach współczesnej edukacji seksualnej, zwłaszcza tej opartej na tzw. standardach WHO. W pewnych kwestiach nie pozostawia wątpliwości, w innych stawia trudne i potrzebne pytania.
Wspominałem też Państwu jakiś czas temu o naszym filmie „Miłość większa niż strach”, o rodzicach, którzy zdecydowali się przyjąć dziecko, pomimo wiedzy o jego chorobie. Chcę już dziś poinformować, że dzięki wsparciu tak wielu z Państwa wchodzimy na ostatnią prostą w jego produkcji. Bardzo za to dziękuję!
Równocześnie zapowiadam Państwu, że zamierzam umieścić oba te filmy w jednym miejscu w internecie, aby ułatwić dostęp do nich jeszcze większej ilości odbiorców i tak, aby nikt nie mógł ich stamtąd usunąć w imię ideologicznej „poprawności”. Jak tylko to się stanie – niezwłocznie Państwa o tym poinformuje.
Tymczasem zachęcam Państwa do czujności przed ekranami – tak telewizorów jak i komputerów czy telefonów.
Zachęcam też do założenia wszelkich możliwych zabezpieczeń i filtrów, aby ochronić Państwa dzieci przed niewłaściwymi treściami, zwłaszcza tymi ukrytymi pod płaszczykiem niewinnej komedii lub wciągającego serialu.
Zapewniam przy tym, że nieustannie monitorujemy to, co dzieje się w przestrzeni medialnej i będziemy reagować na wszelkie ideologiczne uderzenia w polskie małżeństwa i rodziny.
Zachęcam też Państwa do wszelkich form zaangażowania w propagowanie dobrych treści i dobrych informacji, które udostępniamy na stronach Centrum Życia i Rodziny i – póki jeszcze to możliwe – w naszych mediach społecznościowych.
Dzięki temu to głos organizacji pro-rodzinnych i pro-life będzie kształtował opinię publiczną, a nie opinie lewicowych ideologów czy pokrzykiwania aktywistów LGBT.
Serdecznie Państwa pozdrawiam