Premier Mateusz Morawiecki ogłosił kolejną listę inwestycji drogowych finansowanych w ramach Rządowego Funduszu Rozwoju Dróg. Tym razem do gmin i powiatów województwa warmińsko-mazurskiego trafi 172,2 mln złotych. Ta kwota jest wielokrotnie większa od tych, które trafiały do naszych samorządów za rządów PO-PSL. Trzeba przypomnieć, że w naszym województwie w ubiegłym roku w ramach tego funduszu naprawiono, zmodernizowano, a czasami po prostu wybudowano 339 km dróg. W tym roku, biorąc pod uwagę, że wielkość dotacji jest bardzo zbliżona, długość naprawionych dróg dzięki dodatkowym środkom będzie bardzo podobna.
Cieszy każdy kilometr dobrej drogi, bo to poprawia jakość życie mieszkańców, ułatwia prowadzenie firm, zachęca inwestorów, stanowi prawdziwe, realne zaproszenie dla turystów zastanawiających się nad miejscem odpoczynku.
Warto jednak zauważyć jeszcze jedną szansę. Dzięki rządom Prawa i Sprawiedliwości w naszym województwie (tak jak w całym kraju) powstają nowe drogi, odbudowywana jest kolej, na Mierzei Wiślanej powstaje kanał żeglowny, trwają przygotowania, aby region uzyskał szybki, wygodny i bezpieczny dostęp do Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Warunkiem jaki musi być spełniony, aby w pełni korzystać z tych gigantycznych inwestycji (ale też, żeby poniesione nakłady szybko zwracały się i generowały kolejne możliwości inwestycyjne) jest tworzenie skoordynowanego systemu transportowego.
Użytkowników dróg mało obchodzi kto jest ich właścicielem, kto odpowiada za ich stan i utrzymanie. Tak jak podróżujący koleją nie chcą nawet słyszeć, ile spółek kolejowych odpowiada za to, aby pociągi mogły przewozić ludzi i towary. Wszyscy użytkownicy chcą, aby podróżowanie było szybkie, wygodne, bezpieczne i tanie – i trudno takie oczekiwania uznać za ekstrawagancję.
W wyniku reformy administracji publicznej wprowadzonej w 1999 roku drogi w Polsce zostały podzielone. Za autostrady, drogi szybkiego ruchu i krajowe odpowiada Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Pozostałe drogi zostały podporządkowane administracjom samorządowym: wojewódzkim, powiatowym, gminnym. Każda z tych jednostek odpowiada za drogi na swoim terenie. Dlatego zdarza się i to bardzo często, że gdy przekraczamy granicę województwa, powiatu albo gminy stan drogi wyraźnie zmienia się. Szczególnie widać to zimą: z czarnej nawierzchni wjeżdżamy na oblodzoną i zaśnieżoną. Czasem po prostu widać, jak bardzo brakuje koordynacji i chęci współpracy między poszczególnymi zarządcami dróg.
Oczywiście można sobie wyobrazić, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad na podstawie analiz ruchu i stanu technicznego określi plan remontów i modernizacji sieci dróg w Polsce, a potem będzie ten plan realizowała. Na przykład przez zlecanie naprawy drogi od punktu A do punktu B odpowiedniemu samorządowi bądź samorządom. Dzięki temu po kilku latach (w zależności od zaangażowanych środków) powinniśmy mieć w miarę spójny system drogowy. Celowo napisałem jednak, że takie rozwiązanie w dzisiejszych czasach można sobie tylko wyobrazić. Działacze samorządowi: wójtowie, starostowie, marszałkowie, burmistrzowie czy prezydenci po prostu do tego nie dopuszczą i postawmy kropkę.
Pozostaje szukanie innych mechanizmów, które będą skłaniać do tworzenia spójnej sieci komunikacyjnej. Oczywiście najlepiej byłoby to zrobić przez wypracowanie stałej płaszczyzny koordynacji pomiędzy gminami-powiatami-województwem przy współpracy z GDDKiA. Sądzę jednak, że byłoby to potraktowane jako „zamach na samorządność” bo przecież każdy wójt i starosta sam wie najlepiej, którą drogę trzeba naprawić w pierwszej kolejności. Tak, zgoda. Tylko że system ma nie tylko służyć wójtowi i jego interesom i nie tylko łączyć dwie najbliższe sobie miejscowości, ale również łączyć te dalsze – poza granicami gminy, powiatu czy województwa. Tym problemem mogłyby zająć się organizacje skupiające reprezentacje samorządów, związki gmin, powiatów czy województw. Niestety one nie mają ochoty na podejmowanie spraw trudnych wymagających wysiłku, a na dodatek bez gwarancji sukcesu. Na pewno łatwiej domagać się zwiększania puli środków, jakimi dysponują politycy samorządowi i nieustanie narzekać, że na wszystko brakuje, a rząd nie daje, a zabiera.
Co pozostaje? Widzę trzy możliwości – pierwsza to uznać, że tak musi być, a nakłanianie polityków samorządowych, aby zrobili coś, czego robić nie muszą – nie ma sensu. Druga to zachęcać i wskazywać na szanse, jakie stwarza spójność sieci drogowej i cierpliwie czekać, aż samorządowi decydenci wyjdą poza swoje gminne, powiatowe, wojewódzkie ramy i zaczną zauważać, że to się im nawet opłaca. I wreszcie trzecia – premiować finansowo tych, którzy taką realną współpracę podejmą i będą działania koordynować.
Powie ktoś, że wszystkie drogi trzeba naprawić, wszystkie drogi są ważne, rząd ma na wszystko dać, a ja wymyślam sztuczny problem. Odpowiem nieco filozoficznie – polityk samorządowy zawsze będzie musiał dokonywać wyborów nikt go od tego nie uwolni – nawet rząd każdej opcji.
Jerzy Szmit