Upadł na głowę – pomyślałbym o kimś kto powiedziałby, że wychwalam PRL. Chociażby w najmniejszej cząstce. Niby tak. Niestety, przyszło nam – równolatkom – żyć w tamtym siermiężnym czasie i wbrew wszystkiemu przeżyć najpiękniejsze młode lata. Najpiękniejsze, bo na szczęście, one są niezależne od systemu. A poza tym, mimo wszystko, „wszystko” było prostsze. Byliśmy „my” i byli „oni”. A dzisiaj?
Tak było. Mimo nachalnej propagandy, zakłamanej rzeczywistości, jedna cząstka była normalna – na lekcjach języka polskiego, a ściślej gramatyki. Uczono nas, że istnieją trzy rodzaje: męski, żeński i nijaki (liczba pojedyncza.). Tego nie dało się zakłamać. I to było klarowne i … logiczne.
Dzisiaj dowiaduję się, że tych rodzajów jest 57 (słownie: pięćdziesiąt siedem). „Postępacy” aż dotąd „postąpili”! Skąd to się bierze? Ano z tego samego. Lewactwo, jeśli nie może logicznie przeobrazić świata, to próbuje przeobrazić logikę. Wmawia, że to co do tej pory znaczyło, znaczy odwrotnie. Jeśli nie w gramatyce (tu się nie da za wiele zdziałać) to w innych dziedzinach. A najlepiej w sferze moralnej, ściślej – seksualnej. To zawsze „chwyta”. Mącenie ludziom w głowach jest celem lewactwa od samego początku. Czerwona zaraza zawsze chciała „uszczęśliwiać” świat przymusowo. Echo tej przymusowej „szczęśliwości” pobrzmiewa nawet w ustach komisarza Ursuli von der Leyen. W kwestii imigrantów (w minimalnym stopniu uchodźców) zamiast wcześniejszej „przymusowej relokacji”, teraz wymusza „obowiązkową solidarność” (zdezawuowała to słowo). Takie pomysły mogą się lęgnąć tylko w głowach lewactwa.
Niby PRL minął, ale jego złogi pozostają, a co gorsza, jego odrośla dalej się plenią. I sieją dalsze zamieszanie. Lewactwo, by na siłę „uszczęśliwić” lud, posuwało się do wyrafinowanych metod: brutalizacja życia społecznego, donosicielstwo, zastraszanie, terror – więzienia, katownie, gułagi, tortury fizyczne i moralne. Gdy tego było „za mało”, to w zanadrzu był „hołodomor” – głód. Dzisiaj” na ustach pogrobowców nieludzkiego systemu jest „humanitaryzm. Najlepiej jest ubrać go w „radosną”, „beztroską”, niczym nieskrępowaną (nawet gołą), sześciokolorową (trzeba mieć tupet – lewactwu nigdy go nie brakuje) orientację, a nawet „normę” i wmówić, że teraz to jest „postępowe” – „coolowe”.
Tym sposobem czerwona zaraza przepoczwarzyła się w wielokolorową zarazę. Wpełzła nawet na uniwersytety – niestety, tu też zabrakło lustracji. „Prawniczka”, doktor/ka habilitowany/a, z tytułem profesora/ki nadzwyczajnego/nej, Monika Płatek (jakież to niepoprawne, powinno być: Płatka? – prawdziwy mętlik z tymi feminizmami) stwierdziła, że „w związkach jednopłciowych rodzi się więcej dzieci niż w związkach różnopłciowych”!? No i zgodnie z tą teorią, w odróżnieniu od trzech normalnych rodzajów, wylęgają się różne „ony”. Takim stworzeniem jest pupilek/ka pani von der Leyen – „Margot”. Występując w imieniu wszystkich „onych” deklaruje: „My jako anarchistki, jesteśmy wroginiami tradycyjnego modelu polskiej rodziny, która jest głównym źródłem przemocy dla młodych osób w Polsce. Nigdy nie obchodziła nas dyskusja z prawicą na temat ich wizji rodziny”. I o to w tym wszystkim chodzi. Migiem przeszedł do rękoczynów.
Na naszym lokalnym podwórku też nie brakuje „onych”. Niestety dla zdrowego społeczeństwa. Co gorsza, mają popleczników – „spadochroniarzy” z poprzedniego systemu na wysokim urzędzie, jak czerwony towarzysz Piotr Grzymowicz. Lewacy potrafią wiele rzeczy obrzydzić. Należy więc „czerwonego towarzysza” odróżniać od pozytywnego, szlachetnego znaczenia tego słowa, np. towarzysz husarski, czy podróży, a także wymienianego wiele razy w Starym i Nowym Testamencie – jak chociażby „towarzysze Jezusa”. Prezydentowi Grzymowiczowi na nic zda się chowanie za zieloną koniczyną, bezpartyjnym, bezpłciowym (miałkim, bladym, bez wyrazu) działaczem czy z kolei ostatnio za wielopłciowym, wielokolorowym „postępowcem”. I tak pozostaje symbolicznym arbuzem.
Za sprawą pomnika ku czci zbrodniczej Armii Czerwonej, czerwony towarzysz wyziera z Piotra Grzymowicza nieustanie. Dodatkowo, czerwone, a teraz wielokolorowe lewactwo chętnie się pod nim jak pod czerwonym sztandarem chroni. Dlatego „szubienice” należy zburzyć.
Antoni Górski