W rzeczywistości pocovidowej „Polski Ład” zakłada „odbicie” wielu dziedzin życia w naszym kraju, m.in. w systemie ochrony zdrowia, podatkach, emeryturach, budownictwie mieszkaniowym i inwestycjach. Są to oczywiście hasła, pod którymi kryje się niespotykana dotąd próba przemodelowania i przystosowania życia społecznego i gospodarczego do wyzwań tworzącego się na nowo globalnego rynku.
O wszystkich tych tych propozycjach rządu można przeczytać w broszurach informacyjnych lub w prasie, więc w tym krótkim tekście ograniczę się jedynie do bardzo wąskiego zagadnienia, którego zabrakło mi w dyskusji o „Polskim Ładzie”, a wydaje się (z punktu widzenia mikroprzedsiębiorcy) rzeczą dość ważną – mianowicie odniesienie się do kwestii współpracy małżeńskiej w ramach przedsiębiorstwa.
W chwili obecnej stan prawny wygląda następująco: małżonek prowadzący działalność gospodarczą może zatrudnić drugiego małżonka tylko w pełnym wymiarze pracy i z pełnym oskładkowaniem w ZUS, bez względu na to, w jakim wymiarze godzinowym odbywa się ta współpraca. Czyli obrazowo: żona wspierająca w pracy swojego męża (lub na odwrót), mimo że wykonuje swoją pracę w wymiarze np. kilku godzin w tygodniu, zgodnie z literą prawa uzyskuje status „osoby współpracującej”, co wiąże się z odprowadzaniem do ZUS składek jak de facto za przedsiębiorcę, czyli 1460,64 zł (z ubezpieczeniem chorobowym). Mnożąc tę kwotę razy dwa, otrzymujemy prawie 3000,00 zł, które współpracujący małżonkowie „na start” muszą oddać ZUS bez względu na dochód jaki osiągnęli w danym miesiącu. Dla wielu małych rodzinnych biznesów jest to bariera zaporowa, która bynajmniej nie pomaga w działalności, a wręcz ją blokuje.
Jak bardzo ważne są rodzinne firmy słyszeliśmy nieraz z ekranów telewizorów, dlatego dziwię się, że nie pochylono się nad prawem pracy w kontekście zatrudniania małżonków. Warto rozważyć co najmniej dwie opcje: możliwość zatrudnienia małżonka na ułamek etatu, czyli niepełny wymiar czasu pracy, lub preferencyjne składki ZUS dla drugiego małżonka. Tak czy tak, państwo by na tym nie straciło. Jestem przekonany, że otwarcie takich możliwości przyniesie wymierne korzyści. Z jednej strony przełoży się na wzrost obrotów takiego mikroprzedsiębiorstwa (cztery ręce do pracy to lepiej niż dwie), a to z kolei samorzutnie wygeneruje większe wspływy do budżetu z tytułu podatku VAT i podatku dochodowego. Dodatkowo umocni rodzinne mikroprzedsiębiorstwa jako najstarszą, tradycyjną formę prowadzenia działalności, co w świecie przejmowanym przez wielkie koncerny i korporacje powinno być dla naszego rządu sprawą priorytetową. W innym wymiarze, tym politycznym, zmiany o których piszę, mogą wytrącić oręż konkurencji politycznej, która cały czas pozycjonuje rząd Prawa i Sprawiedliwości jako formację skrajnie nieprzyjazną przedsiębiorcom.
Skoro dyskusja na temat „Polskiego Ładu” trwa, warto zasygnalizować bardzo praktyczną potrzebę zmian. Pamiętajmy, że to nie wielkie korporacje są motorem napędowym polskiej gospodarki, a drobni przedsiębiorcy, którzy w pocie czoła pracują na jej sukces. Jest jeszcze jedna rzecz, o której warto pamiętać – Oni, w swojej masie, także dysponują głosami…
Konrad H. Biesiadecki