W tym roku mija 41 lat od ostatniej akcji naszego KOS-u (Komitetu Oporu Społecznego), która miała miejsce w Państwowym Domu Towarowym „Dukat”.
Oficjalnie zawieszenie stanu wojennego miało miejsce 22 lipca 1983 roku. Mimo granicznej daty zawieszenia stanu wojennego marazm pogłębiał się w wyniku zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki oraz studenta z Olsztyna Marcina Antonowicza (1985 r.). Nasilały się również patriotyczne manifestacje uliczne. Jeżeli spojrzymy na datę, to starsi nasi rodacy od razu skojarzą, że wybór jej nie był przypadkowy, był to dzień ogłoszenia słynnego Manifestu PKWN (Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego) w imieniu tzw. rządu lubelskiego (1945 r.). Każdy człon skrótu PKWN, mijał się z prawdą – manifest nie był polski oraz nie było żadnego wyzwolenia. Faktycznie PKWN powstało w Moskwie 21 lipca 1944 roku z inicjatywy Stalina i komunistycznych sprzedawczyków. Wyzwolenia też oczywiście nie było, jednego okupanta zastąpił drugi za aprobatą (niestety) aliantów. Komuniści dzień 22 lipca, ustanowili Świętem Odrodzenia Polski, które istniało przez cały PRL – sztuczny antypolski twór. Musiałem poświęcić trochę uwagi tej dacie ze względu na luki w edukacji dużej części młodego pokolenia. Mimo ogłoszenia zawieszenia stanu wojennego społeczeństwo nie czuło powiewu wolności, mimo że niemal wszyscy internowani byli na wolności.
Dokładnej daty akcji w Dukacie nie pamiętamy, ale był to na pewno lipiec 1983 roku. W międzyczasie planowaliśmy akcję zrzutki ulotek z olsztyńskiego ratusza. Jednak po wielokrotnej wizycie w ratuszu, mojej oraz Mietka Wojtkowskiego i Zbyszka Gryńczuka, doszliśmy do wniosku, że ryzyko jest zbyt duże. Braliśmy pod uwagę wszystkie możliwości przeprowadzenia akcji. W budynku ratusza było okno ze słabym zamknięciem, w dobrym miejscu, z widokiem na obecny plac Jana Pawła II. Gdyby w ratuszu pracowała zaufana osoba lub osoby, łatwiej było przeprowadzić bezpieczną ewakuację z po zrzucie. Mimo ogromnej pokusy przeprowadzenia akcji oraz jej ewentualnego sporego efektu propagandowego, całą sobie po prostu sobie odpuściliśmy. Często dzisiaj z Mietkiem o tym rozmawiamy.
Po odpuszczeniu sobie akcji w ratuszu, zajęliśmy się planowaniem przedsięwzięcia „Dukat”. Od momentu podjęcia decyzji o akcji, po analizie układu poszczególnych pomieszczeń, wybraliśmy miejsce zrzutu ulotek. Wybór padł na I piętro naprzeciwko stanowiska z artykułami papierniczymi, gdzie odległość do okien wynosiła około 2,5 metra. W tym miejscu było około pięciu okien wychodzących na sąd i sklep „Dessy” (dawna ul. Zwycięstwa).
Cały ciężar przygotowania akcji spadł na mnie i Mietka, ponieważ Zbyszek odnawiał uprawnienia SEP, które były konieczne do kontynuowania pracy elektryka sieciowego.
Po wytypowaniu ulotek przeznaczonych do zrzutu ostateczne przygotowania zbiegły się z początkiem lipca. W oparciu o liczne instruktaże z prasy podziemnej, dotyczące bezpiecznej ewakuacji z różnych miejsc, obawialiśmy się czy nasza trójka wystarczy. Wtedy Zbyszek zaproponował kolegę z treningów kulturystycznych, aby dwójka stała na dole do asekuracji wyjścia przed działaniami przypadkowych osób. Zbyszek nie podał imienia kolegi, poinformował tylko, że kapitalnie operuje nunczako (nanchaku), z którym się nie rozstawał. Wiedzieliśmy, że mieszkał na Zielonej Górce oraz był na wylocie z kraju. Poznaliśmy go w dniu akcji.
Około południa spotkaliśmy się koło Wysokiej Bramy, po ustaleniu zadań dla każdego, skierowaliśmy się w stronę „Dukatu”. Po przejściu na miejsce po lewej stronie wejścia do „Dukatu” stał saturator do wody gazowej, który oprócz gaszenia pragnienia w upalne dni olsztynian, stanowił przez dekady „gadżet” tego miejsca. Jak się później okazało mężczyzna obsługujący saturator mimowolnie włączył się w naszą akcję. Zbyszek z kolegą od środka asekurował drzwi wyjściowe. Ja z Mietkiem udałem się na I piętro do stoiska z artykułami papierniczymi, każdy z nas miał po 400 sztuk ulotek. Przy stoisku prowadzonym przez dwie młode sprzedawczynie rozdzieliliśmy się na odcinku kilkunastu metrów. Po rozwarciu uchylonych poziomych okien niemal równocześnie rozrzuciliśmy swoje paczki, usłyszałem szum spadających ulotek. Po wykonaniu roboty szybko, każdy oddzielnie podążyliśmy do schodów na parter no i do wyjścia. Na parterze zauważyliśmy przy upominkach Zbyszka z kolegą, czekali aż my opuścimy „Dukat”. To co z Mietkiem zobaczyliśmy po wyjściu z „Dukatu”, zaskoczyło nas totalnie. Ulotki zalegały szeroko na chodniku aż do połowy ulicy Zwycięstwa. Jak wcześniej wspominałem, mężczyzna obsługujący saturator podniósł z ziemi plik nierozsypanych ulotek i rozdawał przechodniom. W tym momencie podjechał radiowóz milicyjny z ZOMO-wcami, którzy momentalnie skierowali się w stronę rozdającego ulotki mężczyzny. Oddalając się zauważyliśmy ZOMO-wców szarpiących przypadkowego „konspiratora”. Oczywiście zrobiło się nam żal człowieka, na pewno się wybronił, ale co przeżył to przeżył. Była to nasza ostatnia tak dynamiczna akcja kolportażu.
W 1984 roku rozprowadziliśmy ostatnie wykonane przez nas ulotki. Do 1988 roku prowadziliśmy kolportaż prasy podziemnej z Wybrzeża: Tygodnik Wojenny, Kierunek, Gryps, Portowiec, Solidarność, Rozwaga i Solidarność oraz Warszawy: Fakty, Tygodnik Mazowsze, Informator – KPN. Chociaż dochodziły do nas coraz częściej głosy o rozmowach Lecha Wałęsy z bezpieką oraz próbami budowania nowych struktur politycznych. Po dziwnym potraktowaniu strajkujących w Stoczni Gdańskiej w 1988 roku oraz zlekceważeniu ich postulatów, wcześniejsze wiadomości od chłopaków z Solidarności Walczącej zaczęły tworzyć smutną rzeczywistość zakończoną Magdalenką. Wszystko zwieńczył Okrągły Stół i III RP.
Henryk Pejchert