„(…) zapotrzebowanie na nienawiść wyjaśnia się tym,
że niszczy ono wewnętrznie tych, co nienawidzą”(…)
Leszek Kołakowski
W I i II części moich refleksji o sposobach kreowania i wykorzystywania społecznej nienawiści, w kontekście wydarzeń minionego roku oraz dokonanej przez Leszka Kołakowskiego diagnozy „ideologii nienawiści”, podjąłem próbę zilustrowania sposobów wykorzystania negatywnych emocji społecznych dla realizacji celów ideologicznych.
W poprzednich felietonach przykłady zaczerpnąłem z literatury okresu romantyzmu oraz XX-lecia międzywojennego. W konkluzji sygnalizowałem, że twórczość pisarzy pierwszego dziesięciolecia Polski Ludowej, obrazuje w sposób równie wyrazisty funkcjonalne wykorzystanie nienawiści dla realizacji celów ideologicznych i politycznych Jak pisze Stanisław Murzański: cała literatura „zaangażowana” (tego okresu) – była nasycona nienawiścią. Opanowywała serca i umysły Polaków w różny sposób, ale było w ówczesnej atmosferze intelektualnej coś wspólnego dla pewnych kręgów polskiej inteligencji, jakaś podatność na bakcyl nienawiści.
Znalazło to zresztą odzwierciedlenie w bezpośrednich deklaracjach ideowych samych twórców, na przykład Jerzego Andrzejewskiego, który w książce „Partia i twórczość pisarza”, pisał: Nam (…) którym wypadło żyć i pracować w czasach szczególnie trudnych (…) nie wolno w imię mglistego ideału ponadklasowego braterstwa oraz szacunku dla każdej ludzkiej istotyrezygnować z nienawiści wobec wrogów, ani z obowiązku niszczenia wrogów, gdziekolwiek i w jakikolwiek sposób swoją obecność ujawniają (…) Nasze czasy dość mocno wskrzeszają tak poniżone w ciągu ubiegłych wieków pojęcie człowieczeństwa i z taką silą mówią o miłości człowieka, że w imię tych wartości, w imię ocalenia od zniszczenia i zagłady trzeba nienawidzić tych, którzy są przeciwko człowiekowi. Podobnie rozumował Adam Ważyk, przekonując w „Uwagach o kryteriach poezji”: „Marksizm-leninizm jest szkolą uczuć. Postępowanie imperialistów wywołuje w nas serie uczuć: ból, gniew, nienawiść. Dla poety ważna jest hierarchia tych uczuć. Nie możemy poprzestać na wywołaniu w czytelniku np. uczucia bólu…”.
Podobnie rzecz ujmował literaturoznawca, Tadeusz Drewnowski, znawca dorobku Tadeusza Borowskiego i Marii Dąbrowskiej, powołując się podczas jednej z ideowo-artystycznych dyskusji na słowa Maksyma Gorkiego: …humanizm proletariatu wymaga niespożytej nienawiści do mieszczaństwa, do władzy kapitalistów, ich lokai, pasożytów, faszystów, oprawców i zdrajców klasy robotniczej.
Nie poprzestawano jedynie na teoretycznych deklaracjach. Lista tych, którzy znaleźli się na celowniku propagandzistów polskiego komunizmu jest długa. Zgodnie z założeniem wyrażonym w wierszu A. Mandaliana „Śpiewam pieśń o walce klasowej”, iż trzeba umieć wymacać wrogów i trzeba żyć czujnie, bo wróg czai się wszędzie oraz A. Międzyrzeckiego „Marzec 1953”, że trzeba zaciśniętą wznieść dłoń i wrogów zmieść w literaturze tego czasu roi się od pełnych nienawiści wizerunków „wrogów klasowych”, „wrogów ludu”, „przeciwników postępu”, „szkodników ustroju”, „podżegaczy i regeneratów” „prawicowych faszystów”, „imperialistycznych sługusów” itd.
Agresja i nienawiść były w twórczości pisarzy stalinowskich przywoływane w sposób celowy i przemyślany oraz ukierunkowany na ściśle określone obszary. Były nimi bezpardonowe ataki na II Rzeczpospolitą, której obraz przywoływano w najczarniejszych barwach. Z pogardą pisano o odpowiedzialnych za „klęskę wrześniową” rządach sanacyjnych, rządzie na uchodźctwie, siłach politycznych z nim związanych oraz żołnierzach walczących u boku aliantów. Kpiono i szydzono z polskich emigrantów, w tym tych, którzy – jak Miłosz – zdecydowali się porzucić „komunistyczny raj”. Zniesławiano żołnierzy Armii Krajowej i „Żołnierzy Wyklętych” oraz Kościół katolicki w Polsce, Watykan i duchowieństwo, którego negatywny obraz próbowano powiązać z upiornym i przerażającym wizerunkiem polskich sił niepodległościowych („band leśnych”) oraz negatywną oceną polskiej historii i tradycji. Poddawano napastliwej krytyce zamożniejszych chłopów, tzw. kułaków lub działaczy mikołajczykowskiego PSL-u, przedwojennych profesorów i nauczycieli, niewystarczająco postępowych, którzy niezbyt ochoczo wcielali w życie ideały marksizmu i leninizmu. Atakowano wreszcie „imperialistyczny kapitalizm” (świat wyzyskiwaczy, wrogów ludu i postępu) oraz wszystkich innych, którym nie po drodze było z nową „wspaniałą socjalistyczną ojczyzną” lub, których za takowych uznano.
Całej tej fali nienawiści obecnej w literaturze, publicystyce i pracach roszczących sobie pretensje do bycia naukowymi, towarzyszy przemoc w sensie dosłownym: bezpardonowa walka z polską tradycją, z wszelkimi przejawami oporu lub choćby niezadowolenia, a przede wszystkim z pragnieniem wolności i niezawisłości. Walka z polskim podziemiem niepodległościowym, z mikołajczykowskim PSL-em, z przedwojenną inteligencją, z przywiązanymi do polskości i własności chłopami, księżmi, zakonnikami i zakonnicami. Walka, która nierzadko znajdowała finał na sali sądowej (gdzie w „majestacie prawa” ogłaszano najcięższe wyroki) czy w mrocznych kazamatach UB i NKWD (gdzie torturowano i mordowano w nieludzki sposób najlepszych przedstawicieli naszego narodu).
Wszystkie przywołane w artykule przykłady doskonale obrazują zjawisko wykorzystywania nienawiści jako środka służącego unicestwieniu wrogów politycznych, realizacji celów ideologicznych oraz usuwaniu etycznych barier stanowiących zaporę dla realizacji tych celów. Warto na koniec zastanowić się, czy są to jedyne rzeczywiste motywacje uruchamiania w ludziach tego, co mroczne i nienawistne?
Ruchy i systemy totalitarne wszelkich odcieni – pisał przywołany wcześniej L. Kołakowski – potrzebują nienawiści nie tyle przeciw zewnętrznym wrogom i zagrożeniom, ile przeciwko własnemu społeczeństwu; nie tyle, by utrzymać gotowość do walki, ile by tych, których wychowują i wzywają do nienawiści, wewnętrznie spustoszyć, obezwładnić duchowo, a tym samym uniezdolnić do oporu. Potrzebują jej nie tylko, by zapewnić sobie pożądaną gotowość do mobilizacji i nie tylko, a nawet nie głównie po to, by skanalizować, przeciwko innym obrócić i tak we własną broń przekuć ludzkie zrozpaczenie, beznadziejność i nagromadzone masy agresywności. Nie, zapotrzebowanie na nienawiść wyjaśnia się tym, że niszczy ono wewnętrznie tych, co nienawidzą, (…) że równa się duchowemu samobójstwu, samozniszczeniu, a przez to wydziera korzenie solidarności również między tymi, co nienawidzą. (…) Oto jest tajna broń totalitaryzmu: zatruć nienawiścią całą tkankę duchową człowieka i przez to pozbawić go godności. W moim szale niszczenia sam zniszczeniu ulegam, w moim samozadowoleniu, w mojej niewinności godność moja nie może ocaleć, ginie zarówno spoistość moja własna, jak porozumienie i solidarność z innymi. Nie ma prawie czegoś takiego, jak solidarność w nienawiści, nienawidzący nie stają się przyjaciółmi, przez to, że mają wspólnego wroga do nienawiści. Poza chwilami bezpośredniej walki są również sobie obcy albo wrodzy.
Z powyższych rozważań wyłaniają się dwie podstawowe funkcje „pedagogiki nienawiści”: unicestwienie domniemanych przeciwników i duchowe ubezwłasnowolnienie społeczeństwa, także tych jego członków, którzy tę nienawiść szerzą. Warto mieć to na uwadze w kontekście wydarzeń, które przywołano na początku tekstu i innych, które czekają nas zapewne w przyszłości. A gdy już one nastąpią, niech stanie przed naszymi oczyma jeszcze jeden obraz z kanonu lektur szkolnych, tym razem z dramatu „Szewcy” Witkacego, kiedy na scenę dziejów wkraczają Towarzysz X i Towarzysz Abramowski, którzy — w przeciwieństwie do konającego w konwulsjach „starego świata”, przesyconego emocjami i szaleństwem (w tym nienawiścią) — są (tak, jak przywódca rewolucjonistów z „Nie-Boskiej” czy sowieccy agenci z „Przedwiośnia”) pozbawieni emocji, zimni i opanowani. To przyszli inżynierowie i budowniczowie nowej totalitarnej rzeczywistości, w której tak naprawdę nie będzie miejsca na żadne przejawy autentycznej wolności, choć niektórzy z nich, dążąc do osiągnięcia swoich celów, często mają wolność na sztandarach. A ci pozostali, te nienawidzące innych masy, są potrzebnymi na danym etapie dziejów marionetkami historii, które można w sposób instrumentalny wykorzystać.
Wojciech. Marczak