Ktoś nam wymalował „Chłopów”, choć do końca nie jest łatwo powiedzieć, czy to wyłączna zasługa twórców filmu, który od dłuższego czasu gości na dużych ekranach, niezmiennie zapełniając kinowe widownie tłumną publicznością. Bo przecież te najpiękniejsze interpretacje sztuki malarskiej na ekranie zostały wywołane dziełami wielkich mistrzów – Józefa Chełmońskiego, Ferdynanda Ruszczyca, Leona Wyczółkowskiego, Juliana Fałata, Alfreda Wierusza Kowalskiego. Może to więc oni są filmu współautorami? Zaś autorzy obrazu kinowego (innego znaczenia przy tym filmie nabiera słowo „obraz”) tylko pozwolili się zainspirować.
Tylko?
Chwała im za to, że postanowili kontynuować malarskie pomysły z genialnego „Twojego Vincenta” przy ekranizacji reymontowskich „Chłopów”, według powieści Władysława Stanisława Reymonta. Powieści, 13 listopada 1924r. otrzymała literacką nagrodę Nobla.
I być może na tym stwierdzeniu powinno się poprzestać. Bo trzeba się zgodzić z krytycznymi uwagami, że dzieło Reymonta w najnowszej filmowej aranżacji zostało strasznie spłaszczone. Wątek romansu Jagny całkowicie zdeformowano zgodnie z najnowszymi trendami feministycznej poprawności. Sama odtwórczyni roli Jagny źle dobrana (za wiotka?, za delikatna?, za „niewinna”?). Że nie wiadomo, z czego jej rodzina żyje, bo pracy to w chłopskiej zagrodzie widać niewiele. Kobiety co najwyżej ładnie się stroją i – poza sytuacjami wynikającymi z męskich chuci – niespecjalnie są tłamszone przez tych opresyjnych chłopów. Poza głównym wątkiem Jagny i jej uwikłania – plus spór o las, ale tego nie dało się autorom wyrzucić, bo miał kluczowe znaczenie dla opowieści – na tej wymalowanej wsi panuje jakaś idylla. Poza tym ci chłopi z Lipców noszą się tak jakoś po szlachecku… Zaś niewątpliwie finezyjnej gry aktorów pod grubymi warstwami celuloidowej farby trudno się czasem doszukać. Tak, z tym wszystkim zapewne powinniśmy się zgodzić…
Cóż jednak na to poradzić, że film ogląda się doskonale, że przeinaczenia wobec pierwowzoru nie przeszkadzają, że ten wymalowany świat intryguje i pociąga? Że tak przejmująca jest ostatnia scena – nie dlatego, że poturbowana Jagna odzyskuje czystość; ale – że po ulewnym deszczu błoto, gnojówka i nieczystości spływają z powrotem do wioski. Jakoś tak nieoczekiwanie odnalazłem w tych finalnych, niezwykle dramatycznych ujęciach opowieści najprostsze wyjaśnienie syndromu „kozła ofiarnego”, tak ciekawie opisanego niegdyś przez Pierre`a Grimala. Świat nie zmienia?
Więc pozostaje mieć nadzieję, że film odnajdzie się jakoś w oskarowych przydziałach. Może dzięki produkcji Welchmanów, polski noblista Reymont, wielki klasyk naszej literatury wzbudzi zainteresowanie, jeśli nie u obcych, to przynajmniej u „swoich”? Sięgniemy także po wcześniejszą ekranizację jego dzieła, tą z 1973 r., z Emilią Krakowską w roli wioskowej femme fatale. Jeszcze wcześniejsza, nakręcona w 1922r. niestety nie zachowała się do naszych czasów. A szkoda, bo pierwszą filmową adaptację „Chłopów” konsultował sam autor książki, co ponoć też nie uchroniło filmu z 1922r. od rozjechania się wizji reżyserskiej i wizji pisarskiej. Może zresztą postać pisarza, pojawiająca się w pewnej chwili w kadrze dzieła Welchmanów, jest – zapewne nieświadomym – nawiązaniem do jego obecności na planie filmowym przed ponad stu laty?
Ja sam po obejrzeniu produkcji uległem wewnętrznej potrzebie poszukiwania filmowych kontekstów. Po powrocie z kina wyszukałem i obejrzałem te obrazy mistrzów pędzla, które w „wymalowanym” filmie z roku 2023 zostały przypomniane. A książkę Reymonta przestawiłem na półkę, z której sięgam po bieżące lektury. No to co, że czasem szkolne.
dr Waldemar Brenda
„Chłopi”, prod. Polska, Litwa, Serbia, scenariusz i reżyseria: DK Welchman, Hugh Welchman, premiera: 2023.