Pokaz niewyobrażalnej buty dali przedstawiciele Olsztyńskiego Stowarzyszenia Mniejszości Niemieckiej. Na zwołanej konferencji prasowej nie tylko opluwali polski rząd, ale także odbierali prawo Polakom mieszkającym w Niemczech do nazywania się mniejszością narodową.
Pieniądze to jedno, a elementarna przyzwoitość to drugie. O ile pierwsze nie idzie w parze z drugim, to wychodzi tak, jak na konferencji prasowej mniejszości niemieckiej w Olsztynie. I choć nikt nie może zakazać działaczom niemieckich organizacji zachowywać się jak małym geszefciarzom, którzy szukają zarobku różnymi metodami, to jednak oburzenie musi wywoływać sposób, w który traktują nas Polaków.
Dla przypomnienia. Mniejszość niemiecka dostaje od polskiego rządu gigantyczne pieniądze na naukę języka niemieckiego. Mowa o tak wielkich kwotach jak do niedawna 236 mln zł na mniejszość niemiecką i język niemiecki. I to każdego roku.
Lekcje za pochodzenie
Według doniesień niektórych polityków prawicy ze Śląska jeszcze niedawno było tam powszechne zjawisko polegające zapisywaniu w szkole dzieci jako niemieckiego pochodzenia, żeby mieć dodatkowe lekcje tego języka finansowane z kasy polskiego rządu. Bez żadnej weryfikacji. Jedynie na podstawie deklaracji.
Czy podobny proceder pojawiał się także w Olsztynie? Formalnie nic o tym nie wiadomo. Jednak zmniejszenie dotacji na naukę języka niemieckiego o 40 mln zł spotkało się z histeryczną reakcją stowarzyszeń zrzeszających mniejszość niemiecką. Można to oczywiście zrozumieć. Nikt nie jest zadowolony, kiedy traci zarobek. I to niezależnie od tego, czy mu się należy, czy nie.
Jak polski rząd argumentował cięcia? Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zestawił proste informacje na temat tego, ile polski rząd wydaje na mniejszość niemiecką w Polsce, a ile niemiecki rząd na polską mniejszość w Niemczech. A mieszka tam 2 miliony 200 tysięcy naszych rodaków. Nie jest tajemnicą, że Niemcy nie dają ani jednego euro od rządu federalnego dla mniejszości polskiej wobec setek milionów wydawanych przez Polskę.
To zestawienie przemawia do wyobraźni, jednak Niemcy z Olsztyna albo oszaleli, albo uważają się za wyższą nację. Argumentacja, której używali podczas spotkania z dziennikarzami, jest zwyczajnie haniebna. Co takiego powiedzieli?
Odbierają prawa Polakom
— Chcemy zaznaczyć swój głos z Olsztyna i powiedzieć, że nie tylko województwa opolskie i śląskie dotyka ten problem — zaczął, cytowany przez portal “olsztyn.com.pl”, Piotr Dukat, przewodniczący Olsztyńskiego Stowarzyszenia Mniejszości Niemieckiej.
— Posłużę się cytatem z ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych z 6 stycznia 2005 roku. Według dokumentu za mniejszość narodową Polska uznaje obywateli polskich, którzy w sposób istotny odróżniają się od pozostałych obywateli: językiem, kulturą, tradycją, a ich przodkowie zamieszkiwali obecne tereny Rzeczpospolitej Polskiej od co najmniej 100 lat. Dokładnie takie same zapisy są w przepisach niemieckich — powiedział z kolei inny niemiecki działacz mniejszościowy Lech Kryszałowicz i podkreślił, że w Niemczech nie ma polskiej mniejszości, która zamieszkiwałaby obecne ziemie naszych zachodnich sąsiadów od stu lat.
— Nie można utożsamiać 2,2 mln Polaków zamieszkałych w Niemczech głównie ze względów zarobkowych z mniejszością niemiecką, która była u nas od dziada pradziada, a której po prostu granice państwa się przesunęły – zakończył (jak podaje olsztyn.com.pl).
Kryszałowicz jest redaktorem naczelnym niemieckojęzycznego miesięcznika „Mitteilungsblatt”. Nie robi wrażenia człowieka szalonego. Trudno więc wyjaśnić powód, dla którego uznał, że ma prawo odbierać prawa Polakom w Niemczech do nazywania się mniejszością oraz w pełen aberracji sposób interpretować przepisy ustawy o mniejszościach narodowych. Polska szanuje każdą mniejszość. Wiedzą o tym np. działacze mniejszości ukraińskiej…
Enerdowska mentalność
Wiele wskazuję na enerdowską mentalność działaczy Olsztyńskiego Stowarzyszenia Mniejszości Niemieckiej. Zamiast ujmować się za prawami mniejszości polskiej w Niemczech i na tym budować relacje z polskimi władzami, opluwają naszych rodaków, uważają się za godnych lepszego traktowania niż oni i jeszcze mają czelność wygłaszać to publicznie.
Kryszałowicz nie wykazał się podobną odwagą, kiedy przetoczyła się dyskusja, co zrobić z Pomnikiem Wdzięczności Armii Radzieckiej, która przecież wymordowała pół Olsztyna. Jakoś jego uwagi nie zwróciło też “cudowne rozmnożenie” mniejszości niemieckiej na Warmii i Mazurach.
Według danych przedstawionych przez Kryszałowicza w bieżącym roku szkolnym języka niemieckiego jako języka mniejszości narodowej w szkołach województwa warmińsko-mazurskiego uczy się 2116 uczniów. Najwięcej takich szkół funkcjonuje w powiecie olsztyńskim (18), nidzickim (11) i mrągowskim (6).
Działacze mniejszości niemieckiej mają swoją siedzibę przy ulicy Partyzantów. Naprzeciwko Dawnego Domu Polskiego. Domagając się milionów od polskiego rządu nie zająknęli się nawet na temat tego co Niemcy zrobili z majątkiem polskich organizacji działających na Warmii, kiedy administrowali tu Niemcy.
Nierozliczona przeszłość
Przypomnijmy. Na biurko ministra Arkadiusza Mularczyka trafił już dokument przygotowywany m.in. przez Fundację im. Piotra Poleskiego oraz Ruch Społeczny im. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który szacuje wartość zagrabionego przez Niemców mienia polskich organizacji działających do 1 września 1939 roku na terenie obecnych Warmii i Mazur.
To ważny krok w stronę doszacowania reparacji, których Polska domaga się od Niemiec o straty majątków utraconych w tym czasie na obszarach, które jak Warmia i Mazury znajdowały się wówczas w granicach Niemiec. W tej chwili raport polskiego rządu na temat reparacji dotyczy strat powstałych w granicach RP podczas II wojny światowej.
Działały tu liczne polskie organizacje, Gazeta Olsztyńska, polskie banki, Dom Polski, który został zakupiony jeszcze przed wojną z polskich funduszy i funkcjonował jako wsparcie dla ludności polskiej.
Polskie organizacje w okresie międzywojnia były sprawnie prosperującymi instytucjami, które potrafiły nie tylko podtrzymywać polskiego ducha, ale także sprawnie zabiegać o powodzenie finansowe swoich przedsięwzięć. Zostało to docenione przez Związek Polaków w Niemczech, który ten teren włączył w swoje struktury pod nazwą V dzielnicy.
Dobrze zorganizowane szkolnictwo opierało się przede wszystkim na działaniu prywatnych placówek. Zostały one nie tylko zamknięte, ale zaraz po 1 września 1939 roku rozgrabiono ich mienie.
— Warto o tym pamiętać, że te polskie banki przed wojną były dofinansowane przez działający do dzisiaj Bank Gospodarstwa Krajowego, który wówczas też był bankiem rozwoju, bankiem państwowym. Wszystkie te środki finansowe zostały zagrabione, trafiły do Banku Rzeszy i dzisiaj tak naprawdę powinny zostać z należnymi odsetkami Polsce zwrócone — twierdzi Jerzy Szmit, prezes Fundacji im. Piotra Poleskiego.
Słoma z Leykiem
A oto do kogo bliżej samorządowcom z PO i PSL, którzy rządzą sejmikiem województwa warmińsko-mazurskiego. Nie tylko pojawili się na konferencji prasowej, na której niemieccy działacze odebrali Polakom mieszkającym w Niemczech możliwość korzystania z praw mniejszości, ale opluwali też polski rząd, który wydaje setki milionów rocznie na mniejszość niemiecką w Polsce.
Przeciw decyzjom polskiego Sejmu gardłowali razem z działaczami niemieckiej mniejszości Jarosław Słoma, przewodniczący komisji
Mniejszości Narodowych i Etnicznych przy Sejmiku Województwa Warmińsko-Mazurskiego oraz Wiktor Marek Leyk, Szef Kancelarii Sejmiku Województwa Warmińsko-Mazurskiego. Żaden z nich nawet słowem nie zająknął się o konieczności lepszego traktowania polskich organizacji w Niemczech.
— To wystąpienia godne czołowych polakożerców rodem z hakaty — podsumowuje Jerzy Szmit, prezes Fundacji im. Piotra Poleskiego.
Marek Adam