Przyzwyczailiśmy się do życia w poczuciu dobrobytu, szczęścia, bezpieczeństwa osobistego i narodowego, dobrze spełnionego obowiązku – takiego swego rodzaju błogostanu. Wiem, wiem – każde te poczucie jest względne. Dla jednego będzie to rozmiłowanie w luksusowym jachcie pełnomorskim, dla drugiego – wypicie w parku piwa ukrytego w reklamówce z obawy przed nałożeniem mandatu. A pośrodku jesteśmy my – zaprzątnięci swoimi osobistymi sprawami. Byłbym niesprawiedliwy, gdybym odmawiał nam uczucia empatii. Co to, to nie. W sytuacjach kryzysowych potrafimy pomagać i wspierać się nawzajem. Ale czy to wystarczy?
Mówimy: „wojna u naszych sąsiadów”, „wojna za naszą granicą”, „wojna przy naszych granicach”. Wmawiamy sobie, że niebezpieczeństwo jeszcze nas nie dotyka i próbujemy sami siebie uspokajać. Nic bardziej mylnego, fałszywego. Polska już jest państwem frontowym! Jest na styku z barbarzyńskim najeźdźcą. A to jest front! Skutki wojny dotykają nas już bezpośrednio. Zakłócona została komunikacja – transport i łączność, interpersonalna czy też społeczna. Rozwija się komunikacja wojskowa – przedsięwzięcia logistyczne i inżynieryjne mające na celu wzmocnienie bezpieczeństwa narodowego. Za to ulega zaburzeniu komunikacja językowa – wzrósł poziom agresji w porozumiewaniu się między ludźmi. Agresora, bandytę, zbrodniarza Putina jeszcze do niedawna uważało się za „człowieka”. Zwracało się do niego kurtuazyjnie i przyjmowano na brukselskich, i nie tylko, salonach. Nastąpił podział na jego przeciwników i zwolenników, w tym zakamuflowanych.
Dochodzi do tego jeszcze napływ uchodźców. Tym razem rzeczywistych. Nie, jak chciałaby Ochojska – „białoruskich”. I są bezpośrednie relacje naocznych świadków, ale to ich wygląd, stan psychiczny i fizyczny mówi najwięcej o bestialstwie wojny. Jest potrzeba ich nakarmienia, odziania i zakwaterowania. Czy to nie są obrazy z opowiadań naszych ojców i dziadków z okupacji hitlerowskich Niemiec i sowieckiej Rosji? Przy tym zapanowała drożyzna i paniczne zakupy na zapas. To wszystko kosztuje i jest obciążeniem dla nas wszystkich. Uprzedzę tutaj takiego typa (a nie mówiłem, że zaburzona jest komunikacja językowa?) jak Marcin Kierwiński et consortes wyhodowanych przez Tuska z Platformy dla zmylenia Obywatelskiej. Już ostrzy sobie zęby by mnie oczernić i oskarżyć o wrogość wobec Ukraińców. Jak nie przymierzając Tomasz Grodzki – „ciecia” osoba w państwie. W opluwaniu drugiej strony, ale i własnego(?) kraju są niedościgli. To nie Ukraińcy, typie Tusku, Kierwiński, czy Grodzki, są winni tej sytuacji, lecz ich gnębiciel uosobiony przez Putina! Czy nie przewyższającego w swych zbrodniach Lenina, Stalina i Hitlera? A że wyrósł na takiego to dzięki „swoim ludziom w Warszawie” (i Brukseli), którzy „chcieli dialogu z Rosją, taką jaką ona jest”. Tusk nawet po Tragedii Smoleńskiej ściskał się z bandytą Putinem, który już miał na rękach krew swoich przeciwników, nad ciałami Polaków, w tym swoich kolegów z Platformy. Ale to mu nie przeszkadzało. To jest charakterystyczne dla barbarii.
No i mamy we „wspaniałym” XXI wieku znowu gehennę! Płoną miasta i wioski, giną kobiety, starcy i dzieci. Rosyjski spadkobierca czerwonej armii dopuszcza się gwałtów i morderstw.
Ledwie zarysowała się nadzieja wyjścia z chińskiej czerwonej zarazy – koronawirusa, mamy kolejną czerwoną (bo przejęła spuściznę po czerwonej Rosji Sowieckiej i tradycję, i mentalność, i metody działania) zarazę i wywołaną przez nią wojnę. W wyniku rosyjskiego barbarzyństwa rysuje się kolejny skutek tej samej czerwonej zarazy – klęska głodu. Ukraina wie co to „hołodomor” – zamorzenie głodem. Oprócz wielkiego exodusu – już ponad 4 miliony – ręce potrzebne do pracy zajęte są obroną własnej ojczyzny. Dochodzi do tego zabieranie i niszczenie sprzętu rolniczego, a także upraw. A tu najwyższy czas wychodzić w pole!
Ukraina to spichlerz świata. Należy do największych na świecie eksporterów m.in. kukurydzy i pszenicy. Jest czwartym co do wielkości eksporterem pszenicy, którego udział w międzynarodowym handlu wynosi 12 %, a kukurydzy – 20 %. Jest największym na świecie eksporterem oleju słonecznikowego. Kraje Afryki Płn. i Bliskiego Wschodu zależą w 30-70 % od zboża naszych wschodnich sąsiadów.
I znowu czerwoni bandyci przynieśli zniszczenia. Więc tak naprawdę to nie jest kolejna, a ciągle ta sama czerwona zaraza. Hołubiona i pielęgnowana w świeci mogła się tlić latami, by przy sprzyjającym podmuchu wybuchnąć pożarem wojny. Nawet w takiej sytuacji niektórzy, a szczególnie Niemcy, dalej koniunkturalistycznie spoglądają na Rosję. Nie brakuje takich i w Olsztynie, którego niewydarzony prezydent za radą „znamienitych” historyków i architektów planuje okryć szubienice symbolami ukraińskimi. Tak może zrobić tylko skończony kretyn, albo, no właśnie … czerwony towarzysz. Oni są zdolni do urągania swoim ofiarom. Nakryć katów jak bohaterów sztandarem ich ofiar?! Czerwony towarzyszu Grzymowicz, nie da się kłamstwa zakryć kłamstwem!
Słusznie pan premier Morawiecki wyrzuca Zachodowi: „Chcieliście mieć tanie surowce i spokój, a macie drogie surowce, wysokie ceny i wojnę!” Putin jak wściekły pies, którego chwycił trismus – szczękościsk, nie puści ofiary dopóki nie zabije. Jedynym wyjściem, by ofiarę uratować jest włożenie metalowego pręta i siłą rozewrzeć pysk. Oczywiście wiąże się to ze złamaniem szczęki. Ale innej rady nie ma. Tym prętem mogłoby być NATO.
Nadal uważam, że szubienice, sowieckie/rosyjskie ścierwo, Pomnik Wdzięczności [zbrodniczej] Armii Czerwonej – okupanta Polski, należy zburzyć!
Antoni Górski