Początek roku przyniósł dobrą wiadomość dla Olsztyna. IPN ponowił opinię, potrzebną do wydania nakazu usunięcia pomnika Wdzięczności Armii Radzieckiej. Możliwe, że wojewoda wydana taki nakaz do symbolicznej daty 22 stycznia, kiedy przypada rocznica spalenia zajętego przez Armię Radziecką miasta i wymordowania dużej części mieszkańców.
Olsztyn jest niestety jednym z ostatnich miejsc, gdzie nadal gloryfikuje się Armię Radziecką. Wszędzie podobne pomniki albo już zostały zburzone, albo przeniesione daleko poza miejscowości, w których stały. W miejsca, gdzie nikt nie musi na nie patrzeć. Olsztyńskie “szubienice” nazywane coraz częściej przez mieszkańców Olsztyna pomnikiem Putina stoją dalej, bo zażarcie broni ich Grzymowicz.
To przez jego działania Olsztyn stał się symbolem obrony radzieckiego żołnierza, który z dumą spogląda z wysokości monumentu dłuta Xawerego Dunikowskiego na miasto, które 78 lat temu, zaraz po zajęciu go przez Armię Radziecką, zostało prawie doszczętnie spalone, a mieszkańcy w dużej części wymordowani.
Ruska onuca
Opinie od początku opisują batalię środowisk patriotycznych o wyrzucenie z miasta pomnika, który jest symbolem rosyjskiej dominacji i narzędziem putinowskiej propagandy. Pokazujemy też niewolniczą mentalność władz miasta, które wszelkimi sposobami starają się zachować go choćby jako sentymentalną pamiątkę.
Działania Grzymowicza, który broni pomnika morderców mogą nie tyle dziwić, co zwyczajnie budzić odrazę. Tym bardziej po napadzie Rosji na Ukrainę, kiedy pomnik stał się miejscem manifestacji poparcia dla broniących swojej ojczyzny przed rosyjskim najazdem.
A “szubienice” już dawno mogły zniknąć z Olsztyna. Pierwszą okazją była propozycja przeniesienia go do Muzeum PRL w Rudzie Śląskiej. Jednak miasto wolało bronić pomnika, a nawet więcej — ciągać po sądach tych, którzy pokazywali jego komunistyczny charakter i to, że gloryfikuje zbrodniczy rosyjski imperializm.
Ważny interes kraju
Przełomem była decyzja ministra kultury o uchyleniu wpisu pomnika do rejestru zabytków ze “względu na ważny interes kraju”. Otworzyła ona drogę do zastosowania przepisów ustawy o dekomunizacji. O tym, jak Grzymowicz poważa “wzgląd na ważny interes kraju” najlepiej świadczy to, co działo się potem.
Prezydent Olsztyna nie tylko nie skorzystał z tej możliwości, ale zaczął bronić haniebnego symbolu jak własnej niepodległości. Rozpoczął kampanię mającą na celu udowodnienie, że pomnik powinien pozostać w Olsztynie.
I to nie tylko wbrew elementarnemu poczuciu godności, które każe pozbyć się pamiątek po niewolniczym podporządkowaniu komunistycznej władzy, ale przede wszystkim właśnie wbrew “ważnemu interesowi kraju”, na który powołał się minister kultury.
A minister, jak opisywały to “Opnie”, zrobił to nie bez powodu. Putinowska propaganda z chirurgiczną precyzją wykorzystuje takie symbole, by podtrzymywać mit niosących wolność żołnierzy Armii Radzieckiej. Robi to również dzisiaj, kiedy prowadzi zaborczą wojnę na Ukrainie.
Wystarczy przypomnieć odnotowywane z radością przez rosyjskie agencje prasowe informacje o decyzjach Grzymowicza broniących pomnika. Także odbywające trwające przed napaścią na Ukrainę wizyty putinowskich młodzieżówek w Olsztynie i składanie kwiatów przed pomnikiem wielbiącym sowieckich żołnierzy.
Głowa radzieckiego żołnierza
Kiedy w połowie listopada prezes IPN Karol Nawrocki przywiózł do Olsztyna opinię swojego Instytutu o konieczności zastosowania przepisów ustawy o dekomunizacji wobec olsztyńskich “szubienic”, Grzymowicz rozpętał burzę. Zaczął udowadniać, że pomnik jest dziełem wielkiego artysty, że może być lekcją historii i że wystarczyło skucie z niego sierpa i młota, żeby był dla przyszłych pokoleń wartościową pamiątką.
Z miejsca zapowiedział również, że będzie bronił pomnika i zaskarżał kolejne decyzje wydawane podczas procedury jego usuwania. Pokazał też, jak bardzo jest przywiązany do wizerunku radzieckiego sołdata, który ze zwycięską miną spogląda z pomnika na Olsztyn.
— Grzymowicz targował się (to nie jest żart) o głowę sowieckiego żołnierza. Wytargował, że owa głowa jako dzieło wielkiego artysty, którym był twórca pomnika Xawery Dunikowski, może trafić nie na gruzowisko, a do “jakiegoś” muzeum — relacjonowały “Opinie”.
Nic dziwnego, że prezes IPN Karol Nawrocki rozmowę z Grzymowiczem skwitował bolesnym, ale prawdziwym stwierdzeniem “Olsztyn staje się symbolem obrony sowieckiego żołnierza.” Niestety tak właśnie jest!
Od wydania pierwszej opinii IPN minęło półtora miesiąca. Grzymowicz zdążył się od niej odwołać. Teraz IPN podtrzymał swoje stanowisko, że pomnik należy zlikwidować. Możliwe, że wojewoda wydana taki nakaz do symbolicznej daty 22 stycznia, kiedy przypada rocznica spalenia zajętego przez Armię Radziecką miasta i wymordowania dużej części mieszkańców.
22 stycznia
22 stycznia 1945 roku to data wyzwolenia Olsztyna i rocznica krwawej łaźni, którą wkraczające do miasta wojska Armii Czerwonej zgotowały mieszkańcom i samego Olsztyna i wielu okolicznych miejscowości.
Dane, które podają historycy z olsztyńskiej delegatury IPN, są jednoznaczne. Z pierwszych szacunków Wydziału Odbudowy Urzędu Pełnomocnika Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na Okręg Mazurski wynikało, że w Olsztynie zostało zniszczonych 1040 budynków, czyli 36 proc. ówczesnej zabudowy miasta.
W wyniku bezpośrednich działań wojennych zniszczeniu uległo stosunkowo niewiele zabudowań. Znaczna ich część została spalona przez żołnierzy sowieckich dopiero po ustaniu walk, bez żadnego uzasadnienia względami militarnymi. Wiele olsztyńskich ulic i dzielnic zostało zniszczonych doszczętnie.
Same zabudowania olsztyńskiej starówki zostały spalone w niemal 50 procentach. Podobnych zniszczeń dokonano w pobliżu dzisiejszych ulic takich jak: Grunwaldzka, Szrajbera, Warszawska, Limanowskiego, Wojska Polskiego, Niepodległości, Knosały, Kościuszki czy Mickiewicza.
Warto pamiętać, że teren Warmii był traktowany przez Armię Czerwoną, nie jako teren Polski, ale jako teren wroga. Był on plądrowany, a autochtoniczna ludność często traktowana, jak szczególnego rodzaju łup wojenny. Noc z 21 na 22 stycznia 1945 roku zapisała się też wyjątkowym aktem bestialstwa, a dotyczy to chorych psychicznie ze szpitala w Kortowie.
Wkraczający czerwonoarmiści w bestialski sposób zamordowali personel medyczny oraz pensjonariuszy szpitala psychiatrycznego i lazaretu wojskowego, paląc przy tym zabudowania szpitalne. W samym tylko Olsztynie płonęło wszystko, od domów i kamienic mieszkalnych do zakładów przemysłowych. Łuna dymu unosiła się nad miastem do końca stycznia 1945 roku.
Mordercy i gwałciciele
W czasie zdobywania Olsztyna i później żołnierze zgwałcili wiele kobiet. Tak działo się wszędzie.
— Wszyscy musieliśmy z wozu zejść…zaraz dwaj żołnierze sowieccy przyszli do mnie…ja tylko dopiero 14 lat miałam, zgwałcić chcieli…zaczęłam płakać, jak również moja mamusia, ale to nic nie pomogło, mnie ciągnęli za rękę. Broniłam się, jak tylko mogłam, to jeden żołnierz z karabinem stał i chciał mnie zastrzelić… Gdyby mi nie żal było mojej mamusi i moich trzech braci, chciałabym lepiej życie oddać, niźli takiej bandzie w ręce wpaść, więc moje błaganie nic nie pomogło, musiałam z nimi iść — tak wspominała styczeń 1945 roku kilka lat później słuchaczka Mazurskiego Uniwersytetu Ludowego, który po wojnie założył w Rudziskach Pasymskich polski Mazur Karol Małłek.
— Zaprowadzili mnie do jednego ogrodu, do jakiejś altanki. W tym czasie mamusia i bracia musieli iść dalej… Stałam na ulicy w nocy i płakałam, to jedna kobieta z córką przyszła… przyłączyłam się i tam, gdzie oni poszli tam i ja…. Doszłam z nimi aż do Gietrzwałdu. Jak żeśmy tak na ulicy stały i oglądały się, gdzie iść, przyszli z tyłu dwaj żołnierze radzieccy i tą dziewczynę od tej kobiety zabrali. Musiałam się po raz drugi im poddać. Jak z powrotem przyszłam, to już kobiety ani dziewczyny nie spotkałam i drugi raz na ulicy zostałam sama…tej nocy znów nieszczęście mnie trafiło i ja musiałam się trzeci raz poddać…
Pod sowieckim butem
Według historyków czerwone jarzmo trwało nad Olsztynem dużo dłużej niż podają to oficjalne dokumenty. Przekazanie władzy polskiej administracji pod koniec 1945 roku miało przede wszystkim propagandowy, a nie faktyczny charakter.
Formalnie radzieckie komendantury wojenne na Warmii i Mazurach kończyły działalność pod koniec 1945 roku, ale w praktyce często działały nadal. Jak ustalił historyk OBN Tadeusz Baryła, w spisach telefonów taka komendantura w Olsztynie figurowała aż do kwietnia 1947 roku.
Jak podaje dr Ryszard Tomkiewicz z Ośrodka Badań Naukowych w Olsztynie: widok żołnierzy radzieckich zachowujących się jak gospodarze i ignorujących polskich urzędników nadal nie należał do rzadkości…
Marek Adam