W Olsztynie dzieje się rzecz smutna, choć przewidywalna — PKP Cargo Tabor znika z mapy miasta. Decyzja o likwidacji zakładu, który od dekad stanowił serce technicznego zaplecza kolei w regionie, wydaje się równie logiczna, co zastąpienie lokomotywy rowerem. A wszystko to w kraju, który ponoć stawia na ekologię, kolejowe transporty… i bezpieczeństwo narodowe.
Cała załoga olsztyńskiego oddziału PKP Cargo Tabor — 107 osób — otrzymała wypowiedzenia. Pracują do końca listopada. Dla wielu z nich to nie tylko utrata pracy, ale i cios w poczucie bezpieczeństwa. Od lat związani z zakładem, teraz muszą szukać nowego miejsca w życiu zawodowym. Jak wskazują sami pracownicy, decyzja ta została im przekazana bez większego uzasadnienia — ot, „restrukturyzacja”.
Kolej na degradację
Zakład w Olsztynie to nie tylko miejsce pracy, ale i kawał historii. Zlokalizowany przy ul. Lubelskiej obiekt pełnił kluczową rolę w utrzymaniu taboru kolejowego w regionie. W czasach świetności naprawiano tu tysiące wagonów. Teraz, gdy kolej rządzi się „uśmiechniętą kalkulacją”, miejsca takie jak Olsztyn stają się „nieopłacalne”.
I to mimo tego, że zakład jako jeden z niewielu tego typu w kraju wypracowuje zysk. Mimo doinwestowania go przez ostatnie lata kwotą blisko 10 milionów złotych. Mimo posiadania wyjątkowego skarbu w postaci doświadczonej załogi, której skompletowanie na nowo wydaje się nieprawdopodobieństwem. W końcu mimo wyjątkowego znaczenia olsztyńskiego Taboru dla wojska.
Pracownicy nie kryją rozgoryczenia. — Przez lata dawaliśmy z siebie wszystko. Nikt nas nie pytał, czy możemy jeszcze coś zrobić, aby uratować zakład. Decyzję podjęto nad naszymi głowami — mówi jeden z mechaników. Inny dodaje: — PKP Cargo tłumaczy się kosztami, ale kto policzy koszt społeczny tej decyzji? W Olsztynie trudno znaleźć pracę w naszej branży.
Ale na likwidacji zakładu mogą ucierpieć nie tylko pracownicy. Czy ktoś w Warszawie uwzględnił, że tabor kolejowy ma znaczenie strategiczne także w kontekście militarnym? Kolej od lat odgrywa kluczową rolę w logistyce wojskowej, zapewniając szybki i efektywny transport sprzętu, amunicji czy żołnierzy. Warmia i Mazury, leżące na wschodniej flance NATO, mogą w przyszłości stanowić kluczowy obszar działań operacyjnych. Czy naprawdę stać nas na rezygnację z infrastruktury, która mogłaby w razie potrzeby wesprzeć operacje wojskowe?
Kto zyskuje?
Przeniesienie napraw do zakładów w większych miastach, najlepiej do nierentownych zakładów na Śląsku, ma przynieść „oszczędności”. Ale komu tak naprawdę to się opłaca? Mieszkańcom Warmii i Mazur na pewno nie. Z regionu znika kolejna firma, która nie tylko dawała pracę, ale i zapewniała ciągłość transportu kolejowego.
Teren przy ul. Marii Zientary-Malewskiej zostanie prawdopodobnie wydzierżawiony przez prywatną firmę… z Wrocławia. Wraz z nowoczesnym wyposażeniem, ale jak wszystko wskazuje, bez pracowników. Transport kolejowy w Polsce, zamiast być rozwijany, jest systematycznie wycinany w pień.
Z perspektywy militarnej likwidacja zakładu wydaje się jeszcze bardziej absurdalna. W czasie, gdy w Europie Wschodniej trwa wojna, a Polska zwiększa wydatki na obronność, zamknięcie zakładu mogącego wspierać wojskowe zaplecze logistyczne jest co najmniej nierozsądne. Brak lokalnych zasobów do naprawy taboru w sytuacji kryzysowej oznacza dłuższy czas reakcji. Czy władze w Warszawie naprawdę są gotowe na taki scenariusz?
Świadkowie likwidacji
Dla pracowników zakładu to nie tylko strata pracy, ale i poczucie, że ich trud został zlekceważony. Władze PKP Cargo tłumaczą decyzję potrzebą optymalizacji, ale optymalizacja w tej wersji to po prostu cięcie kosztów kosztem ludzi. — W Olsztynie nie ma innych miejsc pracy dla mechaników kolejowych. Jesteśmy skazani na bezrobocie albo przekwalifikowanie — mówi jeden z pracowników.
Dla regionu oznacza to nie tylko utratę miejsc pracy, ale także osłabienie infrastruktury, która mogłaby w przyszłości odgrywać strategiczną rolę. W sytuacji kryzysu logistycznego — czy to w przypadku działań wojennych, czy klęski żywiołowej — brak zaplecza technicznego w Olsztynie może okazać się poważnym problemem.
Marek Adam