W niedzielę 27 kwietnia referendum w gminie Purda. Mieszkańcy zdecydują, czy chcą oddać Olsztynowi swoje ziemie. Ale może to nie oni powinni się bać. Może to my powinniśmy zapytać: co będzie, gdy Purda zapragnie… Pieczewa?
Kiedy ktoś wchodzi ci do domu bez pytania, a potem jeszcze próbuje przestawić meble, nie mówi się o tym „współpraca sąsiedzka”. To zwyczajna hucpa. I właśnie z takim numerem mamy do czynienia w przypadku prezydenta Olsztyna i jego zakusów na 300 hektarów gminy Purda. W sobotę mieszkańcy tej gminy pójdą do referendum i – miejmy nadzieję – powiedzą głośno: „Dość!”. Bo jeśli teraz pozwolimy urwać kawałek Purdy, to co będzie następne? Jonkowo? Dywity? A może Pieczewo oddane z nawiązką? Nie, to nie żart.
Cała ta historia wygląda jak kiepski serial, w którym główny bohater (czytaj: prezydent Olsztyna) próbuje zająć ziemię sąsiada, nawet nie fatygując się, by wcześniej do niego zadzwonić. Nie było dialogu. Nie było rozmów. Było za to pismo wysłane do gminy Purda bez jakiegokolwiek upoważnienia od Rady Miasta. Czyli samowolka urzędnicza w najczystszej postaci. I to wszystko przy fanfarach o „rozwoju miasta”.
Sęk w tym, że ten rzekomy rozwój to bardziej rozwolnienie myślenia niż strategia. Bo co zyska Olsztyn na tych 300 hektarach? Niewiele. Teren, jakich wiele w samym mieście. Zostawmy na boku Track i okolice ulicy Zimowej, gdzie od lat zalegają nieużytki. Nie. My musimy iść po cudze. Bo tak łatwiej. Bo to ładnie wygląda na mapie. I bo można ogłosić sukces.
Tylko że ten sukces oznacza dla Purdy porażkę. To nie są jakieś krzaki, które można bez bólu oddać. To jedyne tereny, gdzie gmina może się rozwijać gospodarczo. Jedyna przestrzeń, gdzie mogłyby powstać miejsca pracy, firmy, zakłady. To być albo nie być tej społeczności. Zabrać to, to jakby komuś wyjąć serce z klatki piersiowej i wcisnąć czekoladkę.
I jeszcze jedno: Purda nie jest sama. Opór społeczny jest ogromny. Nawet ci, którzy nie zawsze zgadzają się z wójtem czy radą gminy, tutaj są jednomyślni: Olsztyn chce nas ograbić. Bo to nie jest integracja metropolitalna, tylko rabunek w biały dzień. I dobrze, że Fundacja im. Piotra Poleskiego zrobiła z tego kilka tygodni temu debatę.
Taką z argumentami, a nie z propagandą w formie zadawanych przez internet tendencyjnych pytań. Bo podczas takiej debaty widać czarno na białym, kto mówi rozsądnie, a kto uprawia propagandę sukcesu.
**************
(relacja z w/w debaty dostępna pod linkiem: https://opinie.olsztyn.pl/olsztyn/czy-olsztyn-straci-pieczewo/, polecam też interesujące podsumowanie na YT: https://www.youtube.com/watch?v=8METZqWPpPo&t=362s)
**************
A może zróbmy eksperyment? Skoro prezydent Olsztyna tak bardzo chce „wspólnego dobra”, to niech odda Pieczewo do Purdy. Bo przecież graniczy. Bo przecież „logika funkcjonalna obszaru miejskiego” na to pozwala. Albo chociaż niech zapyta mieszkańców Pieczewa, czy nie woleliby płacić niższych podatków w gminie „obwarzankowej”. Jak referendum, to referendum.
Ale dość tych żartów. Sprawa jest poważna. W niedzielę gmina Purda mówi „tak” albo „nie” dla oderwania kawałka siebie. I to będzie coś więcej niż tylko techniczna decyzja. To będzie deklaracja: czy jesteśmy wspólnotą, która się nawzajem szanuje, czy też akceptujemy, że większy może więcej.
Dlatego apeluję do wszystkich mieszkańców gminy Purda: idźcie głosować. Zróbcie to dla siebie, dla swoich dzieci i dla zdrowego rozsądku. A do reszty regionu: pokażcie solidarność. Olsztyn to nie imperium. A prezydent to nie car. Granice nie zmienia się dekretami zza biurka. Granice zmienia się rozmową. I to nie po to, by coś zabrać, ale po to, by wspólnie coś zbudować.
Bo jeśli dziś prezydent może zagarnąć 300 hektarów bez pytania, to jutro może sięgnąć po wszystko. Nawet po was.
Marek Adam