Z pewnością wraz z wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej w wielu brukselskich gabinetach popłynęły najlepsze koniaki i szampany. Oczywiście, najważniejsi unijni politycy musieli to robić bez ostentacji. Głupio bowiem cieszyć się oficjalnie, że potężne państwo europejskie płacące 15% składek do wspólnego budżetu powiedziało „good bye” . Skończył się mit w myśl którego, historia Europy zaczęła się wraz z powstaniem Unii Europejskiej. W myśl tej teorii jest to jedynie słuszny kierunek rozwoju: poszerzanie terytorialne Unii wraz z wprowadzaniem w życie jedynie słusznej ideologii pseudo liberalno-lewicowej.
Obserwacja kilkuletniego procesu brexitu pokazała, że przywódcom unijnym nie zależało na pozostaniu Brytyjczyków we wspólnocie. Świadczyły o tym na przykład agresywne wypowiedzi niektórych polityków, że secesjonistów (wyspiarzy) trzeba ukarać i muszą odczuć jak wielki błąd zrobili. Świadczył o tym absolutnie konfrontacyjny i nieumiejętnie prowadzony proces negocjacyjny, pozbawiony choćby kompromisowej nutki. Co więcej , kiedy brexit stawał się niepewny i jego przeciwnicy osiągali przewagę w Izbie Gmin – Bruksela dokręcała polityczną śrubę. Oczywiście, to dodawało sił i poparcia zwolennikom wyjścia. Wynik przedterminowych, grudniowych wyborów był druzgocący dla zwolenników pozostania Brytyjczyków w UE. Pragmatyczni wyspiarze wystawili ostateczny rachunek trzy i pół- letnim działaniom brukselskim.
Unijne elity najbardziej zabolał fakt, że wyście Wielkiej Brytanii z Unii nastąpiło w wyniku referendum wyrażającym wolę większości Brytyjczyków. Coś takiego nie miało prawa się wydarzyć. Oburzenie w Brukseli trwa nadal, a nawet pogłębia się. Nie słychać, aby którykolwiek z brukselskich czołowych polityków postawił publicznie pytanie: dlaczego obywatele Zjednoczonego Królestwa powiedzieli nam – wystarczy, dziękujemy za tworzony przez was raj. Nie ma refleksji: może jednak w tej machinie coś trzeba zmienić, poprawić, może trzeba czasem posłuchać innych, przyznać rację. Zamiast ostentacyjnej arogancji przechodzącej w pychę, a czasami butę , przydałby się odrobina pokory,szacunku i choćby próby zrozumienia innego, mniej poprawnego, punktu widzenia.
Brukselskie elity przypominają Boga ze Starego Testamentu.Tak jak on wyznaczają normy postępowania, ścisłe i rygorystyczne przepisy, w których liczy się litera prawa. Bez względu na to, czy służy to dobru i wolności, czy przeciwnie: szkodzi i zniewala człowieka. Starotestamentowy Bóg był też bezwzględny w stosunku do tych, którzy do jego prawa nie stosowali się. Zsyłał klątwy, zarazy, niewolę, głód, wygnanie, plagi, niszczył majątek. Oczywiście dzisiaj tak drastycznie karać nie wypada, ale publiczne połajanki, upomnienia, groźby odebrania należnych świadczeń to codzienny język liderów UE. Używany także wobec Polski.
Historia toczy się dalej, Unia Europejska jak każda dzieło uczynione ludzka ręką nie jest dana raz na zawsze. Podlega zmianom, ewolucji, starzeje się, coraz dalej odbiega od myśli ojców założycieli. Ale jednak mamy na nią wpływ, choć może czasem trudno w to uwierzyć.
Kilka dni temu radykalnie, paradoksalnie przez swoje wyjście, zmienili ją Brytyjczycy. Miejmy nadzieję, że w Brukseli jednak odrobią tę lekcje i wyciągną z niej wnioski. Jeżeli nie, to przyjdą kolejne, znacznie bardziej bolesne.
Jerzy Szmit