Minister (nie)sprawiedliwości Bodnar postanowił rozprawić się ze swoimi wrogami. A za takich uznał prezesów sądów rejonowych w Olsztynie i kilku miastach regionu. Do wszczęcia procedury ich odwołania użył kuriozalnej argumentacji, która budzi śmiech, ale i zwykłe zażenowanie. Głównym zarzutem jest przestrzeganie prawa przez odwoływanych.
Kilka dni temu do wszystkich redakcji trafił komunikat podpisany przez adwokata Tomasza Baraniaka, który przedstawił się w nim jako przedstawiciel biura komunikacji i promocji Ministerstwa Sprawiedliwości. W sumie nie można się dziwić, że nie podpisał się pod nim sam minister Bodnar, który i tak ma zszarganą opinię, jako ten szef resortu sprawiedliwości, który i tak słynie z łamania najwyższych aktów prawnych w kraju.
Trzeba przyznać, że ministerstwu (nie)sprawiedliwości ponownie udało się przekroczyć kolejne granice bezprawia, ale i rozbratu z logiką, dobrego smaku, czy elementarnej przyzwoitości. Co takiego oświadczył światu Baraniak?
– Minister Sprawiedliwości wszczął procedurę odwołania ze stanowisk prezesów i wiceprezesów szeregu sądów rejonowych objętych obszarem właściwości Sądu Okręgowego w Olsztynie – napisał w piśmie datowanym na 11 marca.
Na liście proskrypcyjnej totalniackiej władzy na pierwszym miejscu znalazł się prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie sędzia Maciej Nawacki. Kolejnych pięciu sędziów przeznaczonych przez nowowładzę do usunięcia to: wiceprezesa Sądu Rejonowego w Olsztynie Tomasz Koszewski, wiceprezesa Sądu Rejonowego w Olsztynie sędzia Adam Jaroczyński, prezes Sądu Rejonowego w Bartoszycach sędzia Mirosław Skowyra, prezesa Sądu Rejonowego w Biskupcu sędzia Tomasz Turkowski, prezes Sądu Rejonowego w Kętrzynie sędzia Tomasz Cichocki.
Tyle suchej informacji. Najciekawsze, będące creme de la creme, są jednak użyte argumenty. Wobec sędziego SR Macieja Nawackiego wniosek Ministra Sprawiedliwości został uzasadniony “nadużywaniem przez niego władzy jako prezesa Sądu Rejonowego w Olsztynie wobec sędziego Pawła Juszczyszyna, który wystąpił o ujawnienie list poparcia sędziów, członków Krajowej Rady Sądownictwa, ukształtowanej ustawą z 8 grudnia 2017 r., a także na konsekwentnej odmowie dopuszczenia Pawła Juszczyszyna do pełnienia funkcji sędziego”.
Tłumacząc urzędniczą nowomowę na język polski, chodzi o to, że prezes Maciej Nawacki miał czelność wykonywać postanowienia jednej z Izb Sądu Najwyższego. Akurat tej, której zbuntowani sędziowie nie uznawali. Jednak to jeszcze tak zwany „pikuś” wobec kolejnego “argumentu”.
– Kolejnym argumentem przemawiającym za odwołaniem SR Macieja Nawackiego jest jego druga kadencja jako członka Krajowej Rady Sądownictwa, która nastąpiła w sytuacji, w której – co najmniej od 19 listopada 2019 r. (wyrok TSUE w sprawie AK przeciwko Polsce, nadto uchwała połączonych izb Sądu Najwyższego z 23 stycznia 2020 r.) wśród sędziów było powszechnie wiadome, że KRS ukształtowana ustawą z 8 grudnia 2017 r, nie spełnia kryteriów niezależności od władzy wykonawczej i ustawodawczej – argumentuje Baraniak.
I przy tej argumentacji można całkowicie zbaranieć, bo w oficjalnym piśmie sygnowanym przez ministerstwo (nie)sprawiedliwości urzędnik państwa polskiego zarzuca polskiemu sędziemu, że ten uznawał legalne instytucje i jego winą jest, że miał czelność z nimi nie tylko współdziałać, ale także do nich przynależeć.
Trzeba przy tym pamiętać, że w skład KRS wchodzą także delegowani przez sejm parlamentarzyści, a wśród nich przedstawiciele “koalicji 13 grudnia”. O tym jak bardzo sędzia Nawacki jest im solą w oku i do jakich scysji dochodzi na posiedzeniach, już pisaliśmy na łamach “Opinii”.
Baraniak, jak to Baraniak, podpisane swoim nazwiskiem uzasadnienie wobec sędziów: SO Adama Jaroszyńskiego, SO Tomasza Koszewskiego, SR Mirosława Skowyry, SR Tomasza Turkowskiego i SO Tomasza Cichowskiego argumentuje “ich udziałem w procedurze konkursowej przed KRS ukształtowaną ustawą z 8 grudnia 2017 r., w celu objęcia stanowisk sędziów sądów rejonowych oraz sądów okręgowych”.
Jednym słowem sędziowie trafili na listę proskrypcyjną, bo uznawali legalne organy państwa, podobnie jak ich bardziej znany kolega z Olsztyna. Nie trzeba mieć wielkiej wyobraźni, żeby na myśl przychodziła porównanie do działania okupantów, którzy usuwają z życia publicznego przedstawicieli organów zajętego kraju – w tym przypadku – bo mieli czelność brać udział w konkursie.
Ten rodzaj frustracji wylewanej na tych, którzy funkcjonowali w zgodzie zobowiązującymi przepisami prawa, z powodzeniem można nazwać prześladowaniem. Głównie z nienawiści wobec Ministra Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który w 2017 r. doprowadził do zmiany przepisów Ustawy o ustroju sądów powszechnych. Ustawa z powodzeniem ograniczała przywileje zamkniętej i nietykalnej kasty sędziów. Teraz z furią niszczeni są wszyscy, którzy przyłożyli ręki do rozbijania, w swojej istocie mafijnych, układów w sądach.
Lokalne media, uzależnione od nowowładzy, przedwcześnie poinformowały o odwołaniu sędziów. Jak w swoim komunikacie przyznaje sam Baraniak, “procedura odwołania z wymienionych stanowisk rozpoczyna się od wystąpienia przez Ministra Sprawiedliwości z uzasadnionym wnioskiem o podjęciu zamiaru odwołania”. Ta, żeby doszło do jej wprowadzenia w życie, musi być jeszcze zaopiniowana przez kolegium właściwego sądu. Sędziowie w tym czasie mogą być jedynie zawieszeni w swoich obowiązkach.
Sędzia Maciej Nawacki, który jest ikoną sprzeciwu wobec bezprawia stosowanego przez nowoładzę, ale także próby podporządkowania polskiego wymiaru sprawiedliwości Brukseli, z pominięciem władz krajowych, udzielił komentarza portalowi wPolityce.pl.
– Fakt, że ktoś, tak jak ja, sprawuje funkcję członka KRS, nie może stanowić przesłanki dla odwołania prezesa sądu. Udział w legalnych procedurach nie może być przesłanką negatywną. Pojawił się też zarzut moich kontaktów z poprzednim ministrem sprawiedliwości. Przecież zasiadaliśmy w Radzie, jako jej członkowie – stwierdził sędzia Maciej Nawacki.
Marek Adam