Od kilku miesięcy krąży po Europie i świecie chiński wirus. Pandemia i skutki gospodarcze z nią związane generują na naszych oczach kryzys gospodarczy, na miarę kryzysu z lat 30. ubiegłego stulecia. Konsekwencje z nim związane tj. bezrobocie, upadłości przedsiębiorstw spędzają sen z powiek analitykom gospodarczym, właścicielom firm, pracownikom i rządom wielu krajów.
W całej Europie równolegle z walką z pandemią podejmowane są działania ograniczające jej długo i krótkofalowe skutki społeczno- gospodarcze.
Jak bańka mydlana pęka na naszych oczach solidarność europejska. Południe Europy zaczyna spierać się z bogatą północą, o to kto wyłoży astronomiczne środki finansowe mające ratować gospodarkę Francji, Włoch i Hiszpanii.
Potrzebnymi miliardami euro dysponuje dotknięta też pandemią północ kontynentu a zwłaszcza hegemon i główny beneficjent Unii Europejskiej – Niemcy.
Można przewidywać, że Włochy, Hiszpania, Francja i ich „opiekun” Niemcy będą chciały zaproponować, a właściwie narzucić krajom UE „jedynie słuszne” propozycje swoich rozwiązań.
Tylko naiwni, mogą liczyć na to, że Bruksela, tak mocno podporządkowana Berlinowi, zaproponuje korzystne dla Polski i pozostałych, dynamicznie rozwijających się krajów Grupy Wyszehradzkiej korzystne rozwiązania. W dobie kryzysu gospodarczego Niemcy będą usiłowały przerzucić większość kosztów wyjścia z kryzysu na mniejszych, słabszych członków Unii Europejskiej.
Niemcy to hegemon i jednocześnie największy beneficjent Unii Europejskiej. To kraj, którego rząd, realizując swoje własne egoistyczne interesy, zadba o siebie oraz Włochy, Hiszpanię i Francję.
Widmo drenażu gospodarek państw, które miały „siedzieć cicho” i być rynkiem zbytu oraz dostarczycielem taniej siły roboczej jest realne. Ponownie możemy być w najbliższych latach świadkami i jednocześnie ofiarami kolejnego niemieckiego „cudu gospodarczego” połączonego ściśle z wydrenowaniem polskiej gospodarki z kapitału finansowego i ludzkiego.
Czy jest to realne zagrożenie? Sadzę, że tak! Czy może się ziścić? Sadzę, że nie! Gwarancją naszej suwerenności są rządy Prawa i Sprawiedliwości. Rządy skuteczne, bo mające na uwadze dobro polskiej własności i polskiego kapitału.
W dobie walki z epidemią, a także rozkwitu egoizmów narodowych w Europie potrzebujemy działań nadzwyczajnych, bo przecież stoimy wobec bezprecedensowego wydarzenia. Wydarzenia, któremu sprostać musimy, możemy, a co najważniejsze chcemy. Warunkiem podstawowym sprostaniu wyzwaniu jest stabilizacja polityczna. Rząd Prawa i Sprawiedliwości ma świeżą legitymizację wyborczą. Teraz do 23 maja wybierzemy prezydenta. Inaczej dojdzie do chaosu.
W dniu 6 sierpnia mija kadencja Andrzeja Dudy. Konstytucja reguluje wyraźnie, że wybory muszą się odbyć między 100 a 75 dniem przed upływem tej kadencji, czyli do 23 maja. Jeżeli tak się nie stanie, po 6 sierpnia urząd prezydenta po prostu nie będzie obsadzony, dojdzie do chaosu prawnego, konstytucyjnego. Statek o nazwie Polska zacznie dryfować W obecnej sytuacji Polska potrzebuje nie tylko silnego kompetentnego rządu, który zresztą od kilku lat mamy. Potrzebny jest tez nam kapitan statku o nazwie Polska. Znany, kompetentny, koncyliacyjny, przewidywalny mąż stanu i człowiek honoru, który może nas godnie reprezentować na arenie międzynarodowej, a jednocześnie umieć rozmawiać z każdym obywatelem. Znający języki obce i mający umiejętność obracania się w świecie. Potrafiący bez kompleksów poruszać się w Europie i świecie. Prezydent, który posiada umiejętność przemawiania do większych zgromadzeń i zbliżania do siebie ludzi.
Prezydentem w Polsce, może być każdy, kto skończył 35 lat korzysta z pełni praw wyborczych, został zgłoszony przez co najmniej 100 tysięcy obywateli i został wybrany do reprezentowania wszystkich Polek i Polaków.
I tego prawa, a zarazem przywileju wybierania prezydenta nie odbierze nam koronawirus i opozycja.
Keram