Gasną pseudospołeczne protesty organizowane przez tzw. totalną opozycję przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej. Tysiące głównie młodych Polaków wyprowadzonych na ulicę uznało, że już nie warto wspierać politycznych haseł Koalicji Obywatelskiej, które zaczęły cichutko wypierać głośne domaganie się bliżej nieokreślonych wolności. To nie pierwsza społeczna akcja tak koncertowo popsuta przez organizatorów.
Światopogląd to niewątpliwie istotne kryterium, które stosujemy nad kartą wyborczą zaznaczając kandydatów, których chcielibyśmy mieć za swoich reprezentantów w Sejmie. Ważniejszym kryterium jednak – co widać od kilku już kadencji – jest skuteczność tych reprezentantów, ich chęć do wprowadzania zmian na tyle silna, że przygasi faktyczne (w dużej części) instrumentalne traktowanie wyborów przez samych kandydatów, którzy po prostu w ławie przy ul. Wiejskiej w Warszawie widzą raczej wygodny czteroletni etat i sławę, niż chęć wprowadzania jakichkolwiek, choćby i chybionych, reform w Polsce.
Gdzie te protesty?
Posłowie dzisiejszej Koalicji Obywatelskiej – niegdyś Platformy i Nowoczesnej – którzy w 2015 roku otrzymali od społeczeństwa czerwoną kartkę na wiele lat, z każdą próbą wprowadzenia destabilizacji tracą szansę na ponowne znalezienie się w Sejmie. Przez wiele lat udowadniali, że nie potrafią zajmować się krajem, dzisiaj pokazują, że nie potrafią być również skuteczną opozycją.
Odkąd znaleźli się w sejmowej mniejszości organizowali poważne i mniej poważne kryzysy, wyprowadzali ludzi na ulice, blokowali Sejm i media publiczne. Skutek? Otóż właśnie…
Dzisiejszy protest w sprawie aborcji wygasa i zostanie zapomniany tak samo, jak wszystkie poprzednie. Pucz sejmowy, ataki na dziennikarzy TVP (pod nazwą „Pożegnanie”), protesty przeciwko zmianom w radiowej „Trójce”, protesty pod Sejmem, kilka obrazoburczych tzw. marszów równości zorganizowanych w największych miastach w Polsce, czy marsze z czarnymi parasolami… przeminęły z wiatrem. I konia z rzędem temu, kto pamięta, o co w nich chodziło!
Bezspornie Polska polityka trwa dalej, podobnie jak dziennikarze TVP dalej prowadzą swoje programy, radiowa „Trójka” nadaje swoje audycje, geje i lesbijki – nie dyskryminowani w Polsce – wiedzą, że na małżeństwa raczej liczyć nad Wisłą nie mogą (co prawdę mówiąc nieszczególnie im przeszkadza), ale chodzą po ulicach bez lęku, tak jak chodzili dotychczas, obrady w niższej izbie Parlamentu odbywają się (bez szczególnych awantur z posłami zawodzącymi na sejmowej mównicy bliżej nieokreślone piosenki), zaś wymiar sprawiedliwości powoli, ale jednak zmienia się, zgodnie z założeniami reformy wprowadzonej przez (skuteczną!) sejmową większość.
Pseudoprzywództwo
Dzisiejsze gasnące protesty są łabędzim śpiewem totalnej opozycji – tym razem organizatorzy sięgnęli po ostatnie i najniżej leżące argumenty w obronie zagrożonych ponoć wolności osobistych, czyli po język rynsztoka. Tłumy rozentuzjazmowanej młodzieży i przekwitających feministek z piorunami na maseczkach skandowały „wypie…” adresowane domyślnie do obozu rządzącego, choć tak naprawdę manifestacje niedookreślały od kogo tak nieładnie domagają się odejścia.
Opozycja po raz kolejny pokazała, że… nie potrafi.
Nie potrafi wykorzystać żadnej grupy społecznej w próbie odzyskania władzy, nie potrafi nawet zorganizować porządnej rewolucji, majdanu – bo to przecież o to od początku chodziło (co zdarzyło im się nie raz przyznać). Wystarczyło, żeby policja pozwoliła protestującym spokojnie przejść, co skutecznie zniszczyło pisany w zaciszu biura przy Wiejskiej 12a w Warszawie (gdzie znajduje się centrala PO) od tygodni przygotowywany scenariusz.
Nawet Donald Tusk, który jeszcze dwa lata temu miał do Polski wjeżdżać na białym koniu, jakby przycichł – być może dlatego, że jego europejscy koledzy poznali się na jego pseudoprzywództwie (naprawdę tak niektórzy eurodeputowani podsumowują Tuska) i honorowy szef PO przestał mieć jakiekolwiek znaczenie w polityce europejskiej.
Głucha cisza
Umiejętności organizacyjne i strategiczne totalsów z pewnością nie pozostaną bez wpływu na decyzje Polaków przy urnach wyborczych. Bo światopogląd to jedno, a skuteczność i umiejętności to drugie. W oddawaniu steru okrętu o dumnej nazwie Polska nie można sobie pozwolić na to, żeby na mostku znaleźli się partacze. Partacze, trzeba pamiętać, wyposzczeni bo na wiele lat odsunięci od interesów, które tak fantastycznie rozwijały się, kiedy byli przy władzy.
Jeżeli w najbliższej kampanii wyborczej padnie pytanie „co wam wyszło?”, na każdym spotkaniu totalsów z wyborcami zalegnie głucha cisza.
Paweł Pietkun