Stało się! Wyszedł! Sławomir Nowak, który od lata ubiegłego roku siedział w areszcie śledczym a nie tylko ostatnio był przez Donalda Tuska nazywany „więźniem politycznym” (wcześniej również przyjacielem) miał swoje pięć minut również w Olsztynie oraz na Warmii i Mazurach. W stolicy Warmii i Mazur chwalił się… nie, nie zegarkiem, al tym jak wiele jego ministerstwo zrobi dla regionu w obszarze dróg. Na te zapowiadane budowy i remonty infrastruktury drogowej mieszkańcy regionu musieli czekać, aż władzę przejmie rząd Zjednoczonej Prawicy.
Sławomir Nowak w tym czasie żył, jak król. Do 2013 roku był w Warszawie ministrem transportu, budownictwa i gospodarki morskiej, aby trzy lata później przyjąć w Kijowie obywatelstwo Ukrainy i zostać tam prezesem Ukrawtodoru, ukraińskiej państwowej agencji drogowej.
Nawiasem mówiąc swój dziewięciomiesięczny areszt zawdzięcza przede wszystkim działalności ukraińskiej właśnie. Jeżeli ktoś miał wątpliwość w uczciwość ministra Nowaka, ukraińska prokuratura rozwiała go wydając za nim list gończy, w którym pojawiły się oskarżenia o łapówki, pranie pieniędzy i udział w grupie przestępczej.
W Polsce Nowak zasłynął ze słabości do drogich, szwajcarskich zegarków. Na nadgarstku zwykł nosić mechanizmy, których wartość często przekraczała cenę niejednego eleganckiego samochodu. Jego kłopoty zaczęły się, kiedy zapomniał uwzględnić te zegarki w oświadczeniach majątkowych. Tłumaczył się – a jakże – że zegarki pożyczał od kolegów, choć ze względu na wartość zegarków nigdy nie chciał tych kolegów wskazać.
Zegarek za papierosy
Swoją drogą ciekawe co stało się z czasomierzami Nowaka. Czy zamienił je w areszcie na warszawskiej Białołęce na papierosy – które, jak wiadomo, w zakładach penitencjarnych są najlepszą, bo jedyną nie podlegającą inflacji, walutą? A może dzięki niemu mógł sobie pozwolić na coś mocniejszego? Nie od dzisiaj wiadomo, że interesy na Ukrainie często trzeba oprzeć o bufet, że bez butelki mocnego trunku niewiele da się załatwić. A przecież, jeżeli wierzyć ukraińskim śledczym, załatwiał niemało. Przynajmniej kilkanaście państwowych kontraktów musiało oprzeć się o prezesowski bufet.
Wyjście Nowaka na wolność nie zwalnia go z zarzutów – stawianych w różnych językach nie przez jedną, ale kilka prokuratur. Daje jednak powód, aby przypomnieć olsztyński ślad byłego ministra i rozliczyć go – choć samemu Nowakowi jest to z pewnością równie obojętne, jak było kiedy składał obietnice w Olsztynie – z tego, co miało się w regionie wydarzyć, a na co za jego czasów nigdy nie było pieniędzy. Nie oznacza to, że Ministerstwo Infrastruktury nie prowadziło żadnych inwestycji, a jedynie że nie prowadziło ich w najpiękniejszym regionie Polski.
Kiedy w 2013 roku Nowak wizytował Olsztyn obiecywał rychłe ukończenie obwodnicy miasta i budowę i rozbudowę drogi krajowej nr 7 na odcinku Nidzica – Napierki. Pójść za nią miał odcinek pomiędzy Miłomłynem a Olsztynkiem. Z czasem, obiecywał minister, droga z Warszawy miała się pociągnąć aż do Garbatych Mazur, przejeżdżając o Mrągowo, Mikołajki, czy Giżycko. W rzeczywistości budową tej drogi zajął się dopiero obecny rząd. Nowak patrząc olsztyniakom w oczy pod stołem podpisywał dokumenty, z których wynikało, że rząd wycofuje się z planów budowy dróg i obwodnic na Warmii i Mazurach właśnie.
Wspominał o tym w swojej interpelacji ówczesny poseł Tadeusz Iwiński, który pomimo pewnej sympatii do Nowaka, mówił w 2013 roku: „w końcu ubiegłego tygodnia jeden z dzienników dotarł do powstającej w Ministerstwie Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej listy miast, które mają zostać usunięte z planów budowy obwodnic. Na jej czele ma znajdować się właśnie Olsztyn, co byłoby o tyle karygodne, że za kwartał minie termin ważności decyzji środowiskowej dla tej inwestycji. Taka decyzja równałaby się zmarnowaniu dużych pieniędzy dotychczas wydanych. Chciałoby się wierzyć, że inteligentny człowiek, jakim jest szef resortu Sławomir Nowak, do tego nie dopuści, ale po doświadczeniach ostatnich kilku lat nie mam już co do tego żadnej pewności. Bowiem jak plastycznie ujął to włoski pisarz Giovanni Guareschi: ˝ Doświadczenie uczy, że doświadczenie niczego nie uczy ˝. I plany przeznaczenia rzekomo zaoszczędzonych środków na autostrady wydają się wadliwe”.
Warto przyjrzeć się, jakie mechanizmy stanęły za uwolnieniem Nowaka, przeciwko któremu toczy się tyle śledztw.
Przygód ciąg dalszy
W obronę wziął go Donald Tusk, blednąca gwiazda totalsów – Tusk, który z uporem godnym lepszej sprawy nazywa Nowaka „więźniem politycznym” i gdyby nie to, że dzisiaj słowa Donalda nie mają dla polskiego społeczeństwa żadnej wartości byłby gotów przekonywać, że obecny ukraiński rząd jest „rządem PiS-u, lub jest z PiS związany”.
Wniosek o przedłużenie aresztu dla Nowaka rozpatrywała sędzia Agnieszka Domańska z Sądu Okręgowego w Warszawie, która głośno sprzeciwiała się jakimkolwiek reformom wymiaru sprawiedliwości i deklarowała niechętny stosunek do obecnego rządu.
Sędzia wydała oczywiście Nowakowi zakaz opuszczania kraju, a nawet zatrzymała jego paszport. Jednak zatrzymała paszport polski, a przecież Sławomir Nowak od sześciu bez mała lat jest obywatelem ukraińskim i z paszportu z tryzubem korzystał znacznie chętniej. Dlaczego tego dokumentu sąd nie zatrzymał? Tego dowiemy się pewnie za parę lat.
Czy Nowak będzie próbował uciec z Polski przed zarzutami i ewentualnym sądem? Czas pokaże – póki co dał słowo, że tego nie zrobi. No, ale przecież dał słowo, że ma pożyczone zegarki, a mieszkańcom regionu, że zbuduje im drogi i obwodnice. Wszystko przed nami – przygoda Nowaka być może dopiero się zaczyna.
Paweł Pietkun