Wejście w obieg tego pytania sygnalizowałem już kilka tygodni temu, dokładnie w momencie, kiedy Rosjanie zrezygnowali z działań na szerokim froncie i skoncentrowali się na próbie opanowania południa Ukrainy. Wiązało się to wtedy z uruchomieniem strumienia dostaw wojennych dla Ukrainy w takim stopniu, który pozwalał jej przetrwać rosyjskie działania ofensywne, na tak szerokim froncie.
Dzisiaj widać już wyraźnie, że:
1. Anglosaskie i polskie wsparcie dla Ukrainy jest na tym etapie na tyle efektywne, że prymitywna – jak się okazuje – armia rosyjska, nie jest w stanie zrealizować nawet najbardziej ograniczonych zadań – czyli zdobyć w całości obwodów ługańskiego i donieckiego.
2. Tak długo, jak długo ów strumień dostaw dla Ukrainy będzie nie zagrożony, Rosja nie ma najmniejszych szans, aby swoje cele osiągnąć.
3. Nieznaczne nawet wzmocnienie owego strumienia dostaw, musi skutkować przynajmniej odbiciem przez Ukraińców linii Dniepru na południu (w tym Chersonia) i wypchnięciem Rosjan przynajmniej z części Donbasu.
4. Rosja bez nadzwyczajnych działań mobilizacyjnych wewnętrznych (np. mobilizacji przynajmniej pół miliona żołnierzy), nie jest w stanie osiągnąć na terenie ukraińskim żadnego sukcesu.
5. Rosja nie jest zdolna do użycia taktycznej broni jądrowej na Ukrainie, bo gdyby nią realnie dysponowała, to dawno rozwiązałaby swoje problemy tą drogą. Jeśli ktoś ma wątpliwości, że Rosjan cokolwiek mogłoby powstrzymać przed zastosowaniem tego środka walki w obliczu kompromitacji jakiej doznaje w tej wojnie, to nie zna po prostu ich mentalności. Wniosek z tego jest prosty – prezentowanie owych środków walki przez Rosjan, było jednak propagandową zagrywką, mającą wywoływać u przeciwników panikę. Realne wykorzystanie tej broni (o ile ona istnieje) w warunkach „kultury technicznej” Rosjan, nie jest po prostu możliwe.
Biorąc pod uwagę powyższe spostrzeżenia jest oczywistym, że tak długo jak w interesie USA będzie leżało utrzymywanie Ukrainy w jej konfrontacji z Rosją, wojna będzie trwała. Można przyjąć, że na obecnym etapie w ocenie Amerykanów, skoncentrowanie Rosjan na tej wojnie, osłabia obiektywnie zdolność do innych agresywnych działań zarówno Rosji, jak i – zwłaszcza – Chin. To oznacza więc, że w dającej się przewidzieć perspektywie wojna będzie trwała i niewykluczone jest, że silnie wspierana Ukraina wyjdzie z niej przynajmniej w stanie sprzed rewolty w Donbasie.
Z tego punktu widzenia ocena wizyty Scholza i Macrona w Kijowie jest jednoznaczna. Ich próba zmuszenia Ukrainy do faktycznego skapitulowania, za cenę „otwarcia drogi” do Unii, musiała się skompromitować. Wykonana następnego dnia kontrakcja Borisa Johnsona pokazuje, kto w praktyce rozdaje w tej grze karty.
Jednak problem co zrobić z Ukrainą „po wojnie”, jest już dzisiaj palącym zagadnieniem. Poruszenie go przez Marek Budzisz kilka dni temu, wywołało burzę. Nie oceniając na tym miejscu jedynie myśli rzuconej przez tego niewątpliwie najwybitniejszego dzisiaj w Polsce znawcę problemów wschodnich, trzeba powiedzieć, że skala hejtu, jaką On wywołał, musi budzić rozpacz. Można się z Budziszem nie zgadzać, mieć inne pomysły, ale odsądzać Go od czci i wiary to po prostu obłęd. Naszym obowiązkiem jest dzisiaj poważna debata pod tytułem „Co z tą Ukrainą”, bo za chwilę okaże się, że to inni za nas o tym zadecydują. Mam nadzieję, że opisana przeze mnie próba demontażu Międzymorza, podjęta przez Macrona, właśnie poprzez wyimpasowanie z tego układu Rumunii, będzie dzwonkiem alarmowym. Nas nie stać na to, by tracić czas na hejtowanie Budzisza – potrzebujemy realnej debaty.
W moim przekonaniu europejska perspektywa Ukrainy wygląda na dzisiaj tak:
1. Ukraina będzie podążać do Unii ścieżką turecką – czyli nigdy do niej nie dojdzie. Ilość przeciwników Ukrainy w Unii jest tak duża, że zdołają oni skutecznie Ukrainie tę drogę zamknąć.
2. Ukraina nie otrzyma od Unii wsparcia na odbudowę w skali, która pozwoli to państwo postawić na nogi. Unia nie jest w stanie postawić na nogi samej siebie po pierwszej fazie covidu, nie jest w stanie wygenerować środków wystarczających na własne potrzeby rozwojowe, jak zatem ma wygenerować 600 – 700 mld. Euro na restytucję Ukrainy? To po prostu nierealne.
3. Środki na restytucję Ukrainy będą płynęły z państw, które na Ukrainie będą chciały zdobyć rynek zbytu, tanią siłę roboczą i wyzyskiwać jej zasoby dla swoich celów. Innymi słowy, państwa doświadczone w eksploatacji kolonialnej, podejmą próbę „zagospodarowania” Ukrainy znanymi sobie metodami. Tu będzie pomocny model polski z lat 90.
4. Także ścieżka Ukrainy do NATO będzie zamknięta, bowiem ilość państw nie chcących „drażnić” Rosji, jest tu rozstrzygająca dla zamknięcia tego procesu.
5. Dla Ukrainy jedyną realną ścieżką wyjścia z impasu jest związek z Anglosasami – zarówno polityczno-militarny, jak i ekonomiczny. Dla Wielkiej Brytanii ma to kluczowe znaczenie z perspektywy jej obecności na kontynencie. Dla USA ma to znaczenie w perspektywie zbudowania aktywnej strefy buforowej wobec Rosji i stałego punktu nacisku na ten kraj. W obu przypadkach Ukraina będzie znaczącym punktem do oddziaływania na europejskie Międzymorze. Kanada i Australia, z uwagi na znaczenie zorganizowanej ukraińskiej diaspory w tych krajach, będzie w całości wspierać działania USA i WBR.
6. Z tego punktu widzenia Polska prędzej czy później stanie przed wyborem – tkwienia w opętanej instynktami autodestrukcyjnymi Unii czy związania się z inicjatywą Anglosasów i pociągnięcia za sobą w tym kierunku krajów Międzymorza. Im prędzej przyjmiemy to do wiadomości, tym lepiej.
7. Tkwienie przez nas w Unii w dłuższej perspektywie czasu traci swój sens i Polska winna dziś skoncentrować się na stworzeniu takich faktów dokonanych, w ramach których możliwe będzie utrzymanie z krajami Unii strefy wolnego handlu oraz swobody przepływu ludzi. Perspektywa współpracy z Anglosasami i wolnym światem jest dzisiaj bowiem lepsza, niż prowadzenie rozgrywek z biurokratami z Brukseli.
8. W tym kontekście to Polska może odegrać kluczową rolę w procesie odbudowy Ukrainy wraz z Anglosasami, a w konsekwencji w upodmiotowieniu i usamodzielnieniu Międzymorza.
Słyszymy dzisiaj wiele na temat tego, że tworzy się obecnie nowa architektura europejska, a w zasadzie też światowa. I że my w tym uczestniczymy. W tej architekturze nie ma już miejsca na realizującą agendę Timmermansa i innych lewaków Unię Europejską, a także – czy to się komuś podoba czy nie – NATO w obecnym kształcie (raczej będzie to format RAMSTEIN). Jeśli się z tym mentalnie nie pogodzimy, to stracimy czas na negocjacje z von der Leyen czy Macronem, a nie zauważymy tego, jak ów nowy porządek powstaje obok nas.
prof. Grzegorz Górski