W dwóch wywiadach — w „Naszym Dzienniku” i w „Niedzieli” – podzieliłem się swoimi spostrzeżeniami, związanymi z przebiegiem wojny, jaką Rosja i Białoruś prowadzą przeciwko Polsce.
16 listopada odnieśliśmy wielkie zwycięstwo w pierwszej poważnej bitwie tej wojny — przygotowany przez agresorów szturm, którego celem miało być sforsowanie przez tysięczne watahy używanych do tej wojny ludzi, polskiego przejścia granicznego.
Pierwsze zwycięstwa mają wielkie znaczenie, ale nie przesądzają w żaden sposób o wyniku wojny. Wynikają z tego trzy wnioski.
Po pierwsze, udowodniliśmy, iż polska armia i polskie siły bezpieczeństwa wyszły już z degrengolady, w jaką wprowadziły ją trwające prawie ćwierć wieku rządy obozu pomagdalenkowego. Stawiły czoła zorganizowanej i bardzo niebezpiecznej agresji przeciwnika, który w takim sposobie prowadzenia wojny jest bodaj najlepszy na świecie. I stało się to mimo tego, że ów przeciwnik uruchomił w swoim interesie, całe zasoby swojej hodowanej latami agentury wewnętrznej. Mimo tego daliśmy radę i to właśnie budzi dzisiaj wielki szacunek na świecie (w następnym tekście napiszę, jak postrzegają to Amerykanie).
NIC TAK POZYTYWNIE NIE WPŁYNĘŁO W OSTATNICH LATACH NA UZNANIE POWAGI I ZNACZENIA POLSKI NA ŚWIECIE, JAK ZDECYDOWANE ODPARCIE ROSYJSKIEJ AGRESJI I DANIE PUTINOWI PO ŁAPACH.
Po drugie, tak jak to już sygnalizowałem, ta wojna będzie długa i wyczerpująca. Odnieśliśmy sukces w pierwszej bitwie i kilku potyczkach tej wojny, ale PRZECIWNIK NIE ZREZYGNUJE. Koniunktura mu sprzyja, więc zrobi wszystko by nas osłabiać, naciskać, organizować przeciwko nam opinię międzynarodową. Musimy być bardzo cierpliwi i przede wszystkim, nie możemy skupiać się jedynie na obronie. Musimy przejść do kontrataku, dotykając bezpośrednio interesów Rosji (choćby w okręgu królewieckim) i Białorusi. Jak to już wypowiedziałem — zdecydowanie, sekwencyjnie, selektywnie — ale za każdym razie dotkliwie. Mamy całą gamę instrumentów i nie możemy teraz zawahać się z ich użyciem.
Po trzecie, nie możemy liczyć na innych. Paraliż decyzyjny UE i NATO widać jak na dłoni. Próby tworzenia „koncertu mocarstw” nad naszymi głowami, aż nadto. INACZEJ NIE BĘDZIE. Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy Niemcy bądź Francja sprzedadzą nas przy pierwszej nadarzającej się okazji, niech spojrzy na przebieg wojny w Donbasie. Tu nie będzie żadnych sentymentów.
MY ANI PUTINA, ANI ŁUKASZENKI NIE ZMUSIMY DO ROZMÓW BEZPOŚREDNICH INACZEJ, NIŻ ZADAJĄC IM CIOSY NA ICH WŁASNYM TERENIE. Wtedy dojrzeją do rozmów z nami, a nie ponad nami.
Już dzisiaj widać, że nawet osamotnieni jesteśmy w stanie poradzić sobie z ich agresją. Jesteśmy też dobrze przygotowani na eskalację z ich strony, ale zamiast czekać, powinniśmy ich wyprzedzać naszymi działaniami. W tej wyczerpującej wojnie mamy wbrew pozorom więcej atutów, aby wytrzymać, niż oni. Nasz skuteczny opór uaktywni wielu wewnętrznych i zewnętrznych przeciwników Rosji Putina i na dłuższą metę pogrąży Rosję w wewnętrznych problemach.
Naprawdę damy radę — pod jednym wszakże, dodatkowym warunkiem. Skutecznego wyizolowania i zneutralizowania agentury wewnętrznej, która zawsze w dziejach Polski od XVII wieku, była najgroźniejszym w istocie czynnikiem wiodącym nas do kolejnych klęsk. PRZEGRYWALIŚMY BOWIEM NIE Z WROGAMI ZEWNĘTRZNYMI, ALE WSKUTEK DESTRUKCYJNEJ DZIAŁALNOŚCI WROGÓW WEWNĘTRZNYCH.
Grzegorz Górski