Jeszcze miesiąc temu, właściwie cały świat był przekonany co do jednego. Niezwyciężona armia czerwona (tak naprawdę to finalny łomot dostali tylko w 1920 roku) miała zbudować „nową Europę”, przy całkowitej bierności europejskich mocarzy w postaci Niemiec czy Francji. Ci skądinąd, „realistycznie” uznając ten stan rzeczy, knuli pod stołem z Putinem na wyścigi – który zdoła uzyskać z pańskiego stołu trochę więcej dla siebie.
Że wierzyli w to Rosjanie, pal sześć. Dzisiaj właśnie oglądamy skutki wielkiego złodziejstwa oligarchów, którzy na wyścigi na czele z Putinem grabili swój kraj. Efekt – żałosny stan armii, w której nawet racje żywnościowe są przeterminowane o prawie siedem lat. I Putin i jego świta, codziennie upajający się widokiem stanów swoich kont w szwajcarskich bankach, przeplatali to z oglądaniem filmików kręconych po to, by sławić potęgę armii czerwonej. Tę wirtualną rzeczywistość, pełną najnowocześniejszych broni niczym w gwiezdnych wojnach, przyjmowali z pełnym uwielbieniem za prawdę.
Że wierzyli to przywódcy „kolektywnego zachodu” – tu jest już gorzej. No bo z jednej strony, ta wiara była silnie wspierana przez hojnego sponsora z Kremla, po to by z przekonaniem głosili tezy o konieczności „kompromisu”. Inni wykorzystywali te filmiki Putina, by uzyskiwać kolejne kontrakty na zbrojenia, dzięki którym ich portfele też szybko puchły.
I tak świat się kręcił w pewnej symbiozie.
Ale byli też oni – specjaliści, którzy te brednie latami legitymizowali. I dawali naukową oprawę.
Jeszcze miesiąc temu, słyszeliśmy o „cyberwojskach” rosyjskich, które załatwią wszystko w kilka minut. Fejki po polskich ćwiczeniach w ubiegłym roku, pełne były informacji o tym, jak to właśnie „rosyjscy cyberspece” zajęli Warszawę w cztery dni. Słuchaliśmy powielanych za rosyjskimi filmikami brednie, o „precyzyjnych rakietach”, „niewidzialnych samolotach” czy łodziach podwodnych, czołgach których nie ima się żaden pocisk, artylerii strzelającej spod Królewca do Wrocławia, etc.
Były też jakieś „bańki”, specnaz przejmujący kontrolę w jeden dzień nad wszystkim, no i wszystko hiper- i coś tam jeszcze. Już o rosyjskich wojskach kosmicznych, panujących w „przestrzeni” nawet nie będę zaczynał, bo przecież wiadomo – z Chińczykami opanowali już całą naszą galaktykę, a może są już dalej.
I co ciekawe, żadnego z tych „speców” nie widać i nie słychać, aby skomentować dziś, że ruscy po prostu mają problem z dowiezieniem paliwa. Kto by tam w uczonych analizach przewidywał takie drobiazgi. Przecież to w ogóle nieistotne.
Nie chcę się pastwić, ale chętnie usłyszałbym odpowiedź na pytanie, które dzisiaj się ciśnie samo – zakładając że ruskim uda się wyrwać jakąś część Ukrainy, opiszcie mi Panowie specjaliści, jakimi metodami zapanują oni nad tą przestrzenią, skoro dzisiaj nawet mieszkający na wschodzie Rosjanie nienawidzą „swojej” armii, za ogrom zniszczeń i nieszczęścia, których dokonała ona w ostatnich dniach. I jak owi „zdobywcy” odbudują tę swoją część Ukrainy, po bezmyślnym jej niszczeniu obecnie. To nie Groznyj, którego odbudowę można było w wariancie potiomkinowskim sobie zafundować dla celów propagandowych.
Trwająca wojna obnażyła „teoretyków wojny” bezlitośnie. Nie mniej niż obnażyła stan Armii Czerwonej.
W dniu gdy sejm debatuje nad nową regulacją dotyczącą obrony Polski, możemy powiedzieć – dziękujemy Ci Panie Boże za tę naukę ostatnich dni. Oby nie zabrakło nam determinacji, aby wnioski z tych doświadczeń spowodowały, że Polska naprawdę dobrze przygotuje się do możliwych wyzwań.
prof. Grzegorz Górski