W niedzielę odbywać się będą wybory w Schleswigu Holsteinie, położonym na północy landzie niemieckim. A w kolejną niedzielę, w drugim co do znaczenia gospodarczego, demograficznego oraz politycznego landzie – Nadrenii Północnej Westfalii. Wyniki tych wyborów mogą doprowadzić do politycznego trzęsienia ziemi w Niemczech. Zapewne już w poniedziałek dowiemy się, na ile scenariusz ten może być realny.
W Schleswigu wybory wygra z pewnością CDU (notuje w granicach 40%). Do utrzymania rządu krajowego, wystarczy jej przedłużenie koalicji z FDP. Ale do tej koalicji mogą zostać doproszeni Zieloni. Jest to ważne z dwóch powodów.
W Nadrenii wybory też zapewne wygra CDU, ale tam rządzili dotąd w koalicji z FDP i z Zielonymi. Układ sił wskazuje na to, iż możliwa też będzie zapewne koalicja FDP i Zielonych z SPD, a więc odzwierciedlenie koalicji federalnej. Ale…
Po pierwsze, zaproszenie Zielonych do koalicji w Schleswigu może przekonać ich do pozostania w dotychczasowej koalicji w Nadrenii.
Po drugie – co o wiele ważniejsze – może być uwerturą do zmiany układu koalicyjnego na szczeblu federalnym.
Jest oczywiste, że i FDP i Zieloni szybko zmęczyli się koalicją z Scholzem. Kanclerz okazał się wielkim niewypałem i co do tego opinie w Niemczech są na ogół zgodne. Tkwienie w układzie w nim stanowi poważne obciążenie polityczne dla obu partii i wcześniej czy później poniosą one poważne konsekwencje tego stanu rzeczy.
Ewentualna wymiana SPD na CDU dałaby z pewnością obu partiom sporo nowych możliwości, bowiem CDU musiałaby zapłacić za tę swoją szansę sporą cenę.
Jest jeszcze jeden czynnik, który może odegrać istotną rolę.
Sytuacja jest tu podobna do tego, co się działo w 1982 roku. Wtedy rządziła koalicji SPD z FDP ze Schmidtem na czele. Schimdt reprezentował wtedy bardzo prosowieckie stanowisko, otwarcie właściwie występował przeciw polityce Reagana, a z naszej perspektywy zasłynął faktycznym poparciem stanu wojennego.
W ówczesnej sytuacji Amerykanie mocno przycisnęli FDP do poparcia konstruktywnego votum nieufności i jedyny raz w historii RFN doszło do wymiany kanclerza tą ścieżką (ściślej mówiąc – przycisnęli lidera FDP Genschera, bowiem znaleźli dowody jego wcześniejszej współpracy z Sowietami).
Wydaje się, że również dzisiaj Amerykanie mają już dość Scholzowych slalomów. Nie wykluczone więc, że użyją swoich wpływów, aby operację taką powtórzyć.
Nie można też ostatecznie wykluczyć, że w ramach ogólniejszego poruszenia niemieckiej sceny politycznej, SPD dojdzie do wniosku, że ostatecznie w imię ratowania powagi RFN, trzeba wrócić do „wielkiej koalicji” z CDU.
Niezależnie od tego czy i do jakiej zmiany dojdzie, jedno wydaje się być pewne. Po przyszłej niedzieli rząd federalny będzie słabszy. Jeśli pozostanie obecna koalicja, to będzie ona funkcjonować w cieniu słabnącego coraz bardziej Scholza. Jeśli pojawi się nowy rząd, wyłoniony w opisanych okolicznościach, będzie potrzebował sporo czasu, aby odbudować powagę tak w kraju, jak i – zwłaszcza – za granicą.
Co jednak najważniejsze – każdy z tych wariantów jest dobry dla Polski. Przypominam, że kiedy wyłoniony został obecny rząd Scholza, sygnalizowałem, że będzie to gabinet słaby, zwłaszcza w wymiarze międzynarodowym. Jednak rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania, a Scholz solidnie zapracował na wielowymiarową kompromitację Niemiec. I zajęło mu to rekordowo krótki czas. Mam zatem przekonanie, że nadchodzące dni doprowadzą do solidnego utrwalenia tych osiągnięć Scholza, co tym bardziej będzie działać na naszą korzyść.
prof. Grzegorz Górski