Brexit stał się faktem. Od północy 31 stycznia Wielka Brytania formalnie wystąpiła z Unii Europejskiej wchodząc w okres przejściowy – Brexit przykrył nie lada problem, z którym od dekad nie radzi sobie Pałac Buckingham. To terytoria zamorskie, a właściwie konflikty zbrojne, jakie się o nie toczą lub lada moment wybuchną. Łącznie z możliwą ekspedycją na Biegun Południowy.
Trzeba pamiętać, że Zjednoczone Królestwo, mimo tego, że epoka kolonializmu zakończyła się w ciągu trzech dekad po II wojnie światowej, jest wciąż bogato wyposażone w terytoria zamorskie rozrzucone niemal na całym globie. To już nie są kolonie, choć formalnie głową państwa nawet na najmniejszej wysepce jest Elżbieta II. Poznać je można po flagach narodowych – w przypadku większości brytyjskich terytoriów zamorskich obowiązkowo w lewym górnym rogu flagi znajduje się mała flaga Wielkiej Brytanii, tzw. Union Jack.
Łącznie Wielka Brytania posiada kilkanaście terytoriów zależnych, niewchodzących w skład Zjednoczonego Królestwa. Należą do nich dependencje Korony brytyjskiej (Guernsey, Jersey i Wyspa Man) oraz brytyjskie terytoria zamorskie: Akrotiri, Anguilla, Bermudy, Brytyjskie Terytorium Antarktyczne, Brytyjskie Terytorium Oceanu Indyjskiego, Brytyjskie Wyspy Dziewicze, Dhekelia, Kajmany, Falklandy, Georgia Południowa i Sandwich Południowy, Gibraltar, Montserrat, Pitcairn, Turks i Caicos oraz Wyspa Świętej Heleny, Wyspa Wniebowstąpienia i Tristan da Cunha.
O pełnym uniezależnieniu się coraz głośniej mówią Australia i Nowa Zelandia – przy czym w przypadku obu państw Korona Brytyjska przyznaje, że rozsądnie jest przystać na chęć wybicia się na pełną niepodległość tych krajów.
Australia, była brytyjska kolonia karna, dzisiaj szóste pod względem powierzchni państwo świata, jest monarchią konstytucyjną z gubernatorem reprezentującym na miejscu i w kontaktach międzynarodowych Elżbietę II. Nowa Zelandia, z doskonale prosperującą gospodarką opartą głównie na turystyce i biznesie filmowym (to tu kręcono m. in. „Władcę Pierścieni” i niektóre części „Gwiezdnych Wojen”) wciąż w nazwie jest dominium brytyjskim, choć już raczej nie chce. Pałac Buckingham i gabinet przy Downing Street już od przynajmniej 15 lat przygotowują się do tego, żeby dać niezależność tym terytoriom. Przygotowania są na tyle zaawansowane, że Australia po raz drugi w swojej historii przeprowadziła konkurs na nową flagę. Tym razem ma to być flaga bez brytyjskich akcentów – w plebiscycie zorganizowanym przez Western Sydney Univeristy wygrał projekt plastyka Bretta Moxeya, który nazwano „Southern Horizon” (jest na niej gwiazdozbiór Krzyża Południa, siedmioramienna dominująca gwiazda – oba wzory na granatowym tle oraz dwa falujące pasy na dole flagi – zielony i żółty, symbolizujące zieleń upraw oraz żółć południowego słońca). I to prawdopodobnie ten projekt zostanie nową flagą Australii. Brytyjczycy nie chcą zgodzić się jednak na oddanie swoich terytoriów w Europie i Ameryce Łacińskiej.
Uciekające terytoria
Skała Gibraltarska jest symbolem zwycięskiej wojny z Hiszpanią i jedynym brytyjskim terytorium okupowanym w Europie. W czasie ostatnich negocjacji dotyczących Brexitu kwestia Gibraltaru zagroziła porozumieniu. Premier Hiszpanii Pedro Sanchez przed głosowaniem treści porozumienia zażądał bilateralnego porozumienia z Londynem dotyczącego przyszłości prowincji. Zdaniem Hiszpanów, Gibraltar, na którym Anglicy są od 1713 roku nie należy do Zjednoczonego Królestwa, zaś Madryt „nie godził się i nie pogodzi z brytyjską kontrolą swojego terytorium”.
Obecni Gibraltarczycy są mieszanką rasową i kulturową. W 1704 roku po zajęciu Gibraltaru przez Brytyjczyków, prawie cała hiszpańska ludność opuściła terytorium i założyła miasto San Roquel. Przez ponad 300 lat na Skałę przybywali migranci zarobkowi. Większość nazwisk noszonych przez obecnych jego mieszkańców ma typowo śródziemnomorskie pochodzenie.
Spis powszechny z 2001 roku odnotował następujący podział narodowości na Gibraltarze: 83,22 proc. gibraltarska, 9,56 proc. „inna brytyjska”, 3,50 proc. marokańska, 1,19 proc. hiszpańska i 1,00 proc. „inna UE”.
Językiem urzędowym na półwyspie jest angielski, który używany jest m. in. przez władze, administrację i sądownictwo. Większość mieszkańców jest wielojęzyczna i biegle posługuje się też hiszpańskim. Społeczność marokańska posługuje się językami berberyjskimi i arabskim, podobnie jak hinduska – hindi i sindhi. W użyciu są też maltański i hebrajski. Na półwyspie spotyka się również ludzi posługujących się llanito, rodzimym językiem Gibraltaru, będącym mieszanką dialektu andaluzyjskiego języka hiszpańskiego i brytyjskiego angielskiego z naleciałościami maltańskimi, portugalskimi, genueńskimi i haketia. Gibraltarczycy nazywają siebie Llanitos.
Hiszpanie nie ukrywają, że Skały oddać nie zamierzają – tolerowali brytyjską obecność na swojej ziemi dopóki Londyn był częścią Europejskiej Wspólnoty. Po rozwodzie będą zmierzać do odebrania Gibraltaru – jeżeli trzeba będzie, to nawet zajmując go zbrojnie (choć obecnie jest to również baza wojsk brytyjskich). Wyjścia z impasu, zdaniem hiszpańskiej dyplomacji, są dwa: albo Londyn odstąpi od Brexitu, albo się ze Skały wyniesie. Hiszpanie straszą również skutkami „brexitowej gry Londynu”, która doprowadzi do rozpadu Zjednoczonego Królestwa.
– Rozpad Wielkiej Brytanii jest bardziej prawdopodobny od secesji Katalonii – stwierdza Josep Borrell, szef hiszpańskiej dyplomacji. I dodaje, że w przypadku kolejnego referendum secesyjnego w Szkocji Madryt z pewnością poprze Szkotów, jeżeli ich wyjście ze Zjednoczonego Królestwa odbyło się w ramach procesu politycznego, który byłby akceptowany przez władze w Londynie. Podobnie, jeżeli o niezależności pomyśli Irlandia Północna.
Niekończąca się wojna
Ale to nie jedyne terytorium, o którym nerwowo rozmawiają z królową brytyjscy ministrowie.
Falklandy, które leżą przy wybrzeżu Argentyny to archipelag, o który Brytyjczycy toczą bój z Argentyną od wielu lat. To obszar, w który w ostatnich dwóch dekadach najczęściej trafiały brytyjskie okręty wojenne. Londyn uważa, że ma mandat do wysyłania wojsk w obronie wysp przed Argentyną. Wśród mieszkańców archipelagu dwukrotnie przeprowadzono referenda dotyczące przynależności politycznej wysp. W pierwszym plebiscycie z 1986 roku za utrzymaniem status quo (przynależności do Wielkiej Brytanii) opowiedziało się 96 proc. mieszkańców. W drugim referendum, przeprowadzonym 11 marca 2013 roku, za zachowaniem statusu terytorium zamorskiego Wielkiej Brytanii opowiedziało się 99,8 proc. głosujących przy frekwencji wynoszącej 92 proc.
Jednak od 1982 r., kiedy wyspy zostały zajęte na dwa miesiące przez argentyńską armię (wojna o Falklandy-Malwiny) Argentyna uważa, że terytorium należy do niej i bez względu na opinię Londynu wyspy będzie musiała odbić.
Wojna kosztowała dotychczas łącznie ponad dwa miliardy dolarów. Po zwieszeniu broni Brytyjczycy znacznie wzmocnili garnizon wysp i ogromnym kosztem zbudowali nowe lotnisko wojskowe, na którym stale stacjonuje klucz myśliwców Eurofighter Typhoon. Kosztowny i odległy garnizon jest utrzymywany do dnia dzisiejszego. Po co?
Najpierw chodziło o pobudki wyłącznie politycznie. Z czasem jednak okazało się, że w rejonie są duże złoża ropy naftowej – według geologów to nawet 60 mld bryłek ropy. To tak wielka stawka, że Argentyna była w stanie zerwać zawarte 1995 r. porozumienie z Wielką Brytanią w sprawie warunków eksploatacji zasobów morskich w tym rejonie. Napięcie między skłóconymi państwami stale wzrasta – Argentyna stoi na stanowisku, że każdy brytyjski statek płynący na Falklandy przez jej wody terytorialne musi uzyskać zgodę rządu w Buenos Aires. Argentyna oskarża także Wielką Brytanię o pogwałcenie rezolucji ONZ zabraniającej podejmowania jednostronnej eksploatacji na spornych wodach. Buenos Aires nie ukrywa, że po wyjściu z Unii Europejskiej Londyn musi liczyć się z kolejną próbą zbrojnego odbicia wysp. W końcu będzie bez sojuszników, a atak na brytyjskie wojska nie będzie oznaczał konfliktu handlowego z Unią Europejską. Tym bardziej, że urzędnicy w Brukseli coraz chętniej mówią, że za nie swoje Falklandy umierać nie będą.
Wojna o biegun?
Kolejny punkt sporny na mapie świata to Brytyjskie Terytorium Antarktyczne, czyli obszar Antarktyki pomiędzy równoleżnikiem 60 st. S oraz południkami 20 st. W i 80 st. W, a biegunem południowym, do którego prawa rości sobie Wielka Brytania włączając ten obszar do terytoriów zamorskich. Część tego obszaru pokrywa się z roszczeniami terytorialnymi Argentyny i Chile – z Antarktydą Argentyńską oraz z Chilijskim Terytorium Antarktycznym.
Państwa – strony Traktatu Antarktycznego – zawiesiły swe roszczenia na czas jego obowiązywania, ale po zmianie statusu Zjednoczonego Królestwa nie ukrywają, że do sprawy wrócą. Obecnie terytorium administrowane jest z Londynu przez brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Komisarz ma siedzibę w Departamencie Terytoriów Zamorskich i jest szefem Sekcji Regionów Polarnych. Czy w przypadku zajęcia terytorium przez chilijskich i argentyńskich naukowców i żołnierzy wyśle na miejsce swoje jednostki wojskowe? Niewykluczone – w końcu od marca przyszłego roku może się rozpocząć największy demontaż brytyjskiego imperium od czasu wybicia się na niepodległość Indii oraz afrykańskich kolonii. Tym bardziej, że o niezależności coraz częściej słychać również na niewielkich wysepkach przy Unii Europejskiej a administrowanych przez Londyn.
Paweł Pietkun