Od kilku miesięcy cała fachowa prasa ekonomiczna w Europie i poza nią, trapi się stanem niemieckiej gospodarki. To, że idzie ona na dno, nie jest przedmiotem debaty – to fakt oczywisty. Co jest w tej debacie najważniejsze, to pojawiający się całkowity brak wiary w to, że niemiecka gospodarka ma siły własne, aby przed tym upadkiem się uratować. I jak widać nawet w mediach niemieckich, prezentujących przecież wyłącznie opinie rządowe, widać świadomość tego, że własnymi siłami nie da się tego przezwyciężyć (można to wyczytać nawet w załączonym linku do tekstu Deustche Welle).
Skąd zatem je czerpać? To proste – na uratowanie Niemców ma się po prostu zrzucić cała Europa. Bo – jak to wmawiają nam niemieccy spece od konfabulacji – leży to „w interesie Europy”. Niemcy, którzy przy pomocy Euro sprowadzili na dno już prędzej takich gigantów jak Włochy, Hiszpania czy Francja, reperując stan swoich zasobów ich kosztem, teraz oczekują ogólnoeuropejskiej ściepy, aby „ratować Europę”. Bo „Europa to my, Niemcy”.
Jak widać – niestety – pierwsi kandydaci do roli jelenia pracującego na rzecz z Niemiec już się ustawili – sami, bez bicia – w kolejce do poświęcenia swoich interesów.
Nie przypadkiem jest atak koalicji 13 grudnia na CPK, na amerykańskie elektrownie jądrowe czy port w Świnoujściu. Sparaliżowanie tych przedsięwzięć (i jeszcze wielu innych), poza tym, że godzi w bezpieczeństwo narodowe Polski, a także grzebie jej możliwości rozwojowe, doskonale też służy interesowi niemieckiej gospodarki.
A ci, którzy tę zbrodnię promują, używają „argumentów” w rodzaju – „ja mam na lotnisko w Gdańsku 15 minut”. Cieszymy się, że ma Pan tak fajnie, ale miliony Polaków tak fajnie jak Pan nie mają.
Tu nie ma żadnej wątpliwości, kto i czemu służy – sytuacja jest zero-jedynkowa. I to będzie najlepszy sprawdzian tego, kto realizuje czyje interesy w Polsce.
Profesor Grzegorz Górski