Jestem dyletantem. W wielu tematach. Wiem, jak zapuścić włosy i nie goląc się dochować się brody. Żyję raczej sprawami codziennymi, że dzieci trzeba zawieść na zajęcia, do szkoły, że trzeba zrobić im kanapki. Mimo tego obserwuję politykę, ale też w zakresie, który dotyczy mojej codzienności. Całe szczęście nie mam jeszcze problemów z pamięcią i potrafię porównać rzeczywistość sprzed kilku lat z dzisiejszą. Zapewne pomaga mi w tym fakt, że nie mam wszechobecnej telewizji, nie czytuję artykułów, które jedynie kontrowersyjnym i chwytliwym tytułem każą kliknąć, by dowiedzieć się o kolejnej sensacji. Zdaje się, że jestem również humanistą, a to zobowiązuje do krytycznego spojrzenia nie tylko na swoje życie, ale też i na informacje, którymi starają się karmić mnie wszechobecne dziś media. Zapewne to zbyt przydługi wstęp, ale dla myślących – wstęp dający do myślenia.
Jako wielokrotny ojciec z uwagą obserwuję poczynania tęczowych środowisk. Warto podkreślić, że tęczowe barwy wykorzystuje ich kilka. Zacznijmy od tego, który w tak emocjonującym dziś łuku wykorzystuje pięć kolorów. Są to misjonarze. Pięć kolorów symbolizuje pięć kontynentów, gdzie oni służą niosąc Dobrą Nowinę, oczywiście tę, którą przekazał Jezus Chrystus. Wspomnę teraz o tęczy z siedmioma kolorami, która jest starobiblijnym symbolem przymierza Boga z człowiekiem – oczywiście w religii chrześcijańskiej. Liczba 7 jest tu symboliczna, bo oznacza doskonałość i dobro, i miłość łączącą Stwórcę z człowiekiem. W te już stare symbole wcisnęła się tęcza sześciokolorowa wykorzystywana przez środowiska LGBT. Co ciekawe w tradycji judeochrześcijańskiej liczba 6 oznacza… zło. Środowiska te chcą za wszelką cenę przypisać swojemu symbolowi takie przymioty, jak tolerancja, dobro, miłość, a nawet wartości ewangeliczne – na co dadzą się złapać osoby, które nigdy Ewangelii nie czytały, a jeśli, to tylko słyszały ją z kościelnych ambon. Z jakim efektem? Sam wiem, że często po wyjściu z kościoła nie za bardzo pamiętam, jaki fragment był dziś czytany. Pomaga mi w tym wszechobecny Internet, do czego nie wstydzę się przyznawać. Czy jesteśmy w stanie odróżnić symbol chrześcijański od symbolu LGBT? Myślę, że tak. Wystarczy umiejętność liczenia do siedmiu, by wiedzieć, z czym mamy do czynienia. Z czym? Dla wielu tylko i wyłącznie z tęczą. I to dalsza część zbyt przydługiego wstępu.
Dlaczego o tym piszę? – może zastanowić się każdy. Ja też się zastanawiam z uwagą śledząc moje myśli.
Obserwuję i widzę. Ludzie spod pięciokolorowej tęczy starają się nieść nadzieję. Budują studnie w Afryce, budują na różnych kontynentach szkoły, szpitale, przytułki dla sierot. Oczywiście sami będąc słabymi i ułomnymi ludźmi. Ludzie spod siedmiokolorowej tęczy zmagają się z sobą, z grzechem, z przebaczeniem, z oddaniem wdowiego grosza potrzebującym. Ludzie spod sześciokolorowej wychodzą na ulice, faceci przebrani i nadmiernie umalowani, ludzie na smyczach niczym psy, wystawiają środkowe palce, łapią się za genitalia, wysuwają języki, wieszają swoje symbole zupełnie lekceważąc wrażliwość innych, lekceważąc ich uczucia i tradycję. Do jakich wniosków mogę dojść po takich obserwacjach?
Ale co mnie skłoniło do napisania tych słów, tak niezręcznie pisanych, może dla niektórych chaotycznych, niezwiązanych żadną konkretną myślą, a tym bardziej konkretnym przykładem? W jednym z programów odbywała się gorąca dyskusja na temat dyskryminacji środowisk LGBT. Oczywiście szło o małżeństwa jednopłciowe. Prowadzący zapytał jednego z gości – był to efekt owej gorącej dyskusji – czy jeśli wyznacznikiem jest miłość, a mamy do czynienia na przykład z czterema osobami „kochającymi się” bez granic, to czy niemożliwość wzięcia przez nich ślubu jest dyskryminacją, usłyszał odpowiedź: „TAK”.
Gdzie chce nas zaprowadzić ideologia? Jedno jest pewne, zaprowadzi nas tam, gdzie my sami pozwolimy. Mieszkania mamy raczej małe. Z praktycznego punktu widzenia nie wyobrażam sobie, że moje dzieci wzięły ślub z trzema osobami jednocześnie. W takiej sytuacji przy wigilijnym stole nie znajdzie się miejsce na tradycyjne puste miejsce dla niespodziewanego gościa. Ktoś może odpowiedzieć: „A jeśli zawrą tradycyjny wiązek i będą miały po piątce dzieci? Co z twoim wigilijnym stołem?”. Co? Będzie pełen rodzinnej tradycyjnej miłości. Poza tym będzie miał kto w przyszłości pracować na moją i twoją emeryturę. O 500+ nawet nie wspomnę.
Tak osobiście dodam, że wolę mieć dwadzieścioro wnucząt, niż pęk… Nie wiem, jak to nazwać… Córka przyprowadzi mi pięć żon, nie wiem, dwie z nich będą się czuły facetami, to dwóch mężów, a może jedna będzie niezdecydowana, dziś synowa, jutro zięć. I jak tu żyć? Powiem: „Witam zięciu”, a jutro znajdę się w sądzie, bo dyskryminowałem własną rodzinę. Córka zrobi mi awanturę, że jestem staroświecki, że w następną wigilię to mi beret kupi w prezencie. A jak tak dalej pójdzie, to najwyżej zupę przywiezie do więzienia, kiedy mnie za dyskryminację wsadzą.
Jaka będzie jutro nasza rodzina? Nie łudźmy się, taka, na jaką pozwolimy dziś.
Korneliusz Niemota