„Sąsiedzi” Jana Tomasza Grossa były potężnym ciosem dla Polski. Niewielu miało wówczas świadomość tego, co wydarzyło się w Jedwabnem, więc antypolska wersja mogła swobodnie podbijać świat. Książka Grossa miała być kołem zamachowym międzynarodowej narracji o antysemityzmie Polaków i ich okrucieństwie wobec Żydów. Oparta na wyrywkowych świadectwach, jak okazało się z czasem – fałszywych – Gross stworzył własną wersję wydarzeń w Jedwabnem. I choć pojawiało się z czasem coraz więcej świadectw i dowodów na to, że za masakrą społeczności żydowskiej w Jedwabnem stoją Niemcy, świat pozostał głuchy. Nagłe przerwanie ekshumacji pod wpływem silnych nacisków Izraela, pokazało że taka wersja zdarzeń jest wielu środowiskom na rękę.
Ekshumacja w Jedwabnem odbyła się na przełomie maja i czerwca 2001 roku I choć brutalnie przerwane badania trwały krótko, nawet szczątkowe ustalenia przeczyły wersji opisanej przez Grossa
Profesor Małgorzata Grupa, pod której kierunkiem pracowali archeolodzy dokonujący ekshumacji w Jedwabnem tak relacjonuje( w książce „Powrót do jedwabnego”) te wydarzenia:
Według zeznań naocznych świadków zbiorowa mogiła znajdowała się na kirkucie i to samo mówili nadzorujący pracę rabini. A jednak się pomylili, bo zbiorowego grobu tam nie było. Mieliśmy wprawę w znajdywaniu zbiorowych mogił i szybko poznaliśmy, że to ślepa uliczka. Nadzorujący naszą pracę przedstawiciele strony żydowskiej nie uwierzyli nam i non stop odsyłali nas do tego kirkutu. Dyrygował tym wszystkim rabin Michael Schudrich. Cały czas na krótkim łączu z Warszawą, Tel Avivem, Waszyngtonem. (…) W rzeczywistości o wszystkim decydował Schudrich, który próbował wydawać nam dyspozycje według jakichś wytycznych. Rzecz w tym, że te wytyczne miały się nijak do rzetelnych badań archeologicznych — relacjonuje prof. Grupa, podkreślając że z takim traktowaniem nie spotkała się ani ona, ani też nikt z branży. ”Wykańczał nas psychicznie” – dodaje.
To, co Schudrich z nami robił i jak nas traktował, wołało o pomstę do nieba. Wydaje mi się, a właściwie jestem tego pewna, że chcieliśmy w Jedwabnem znaleźć zupełnie co innego: my szukaliśmy prawdy, Schudrich – potwierdzenia wersji Jana Tomasza Grossa. Ale akurat tego tam nie znalazł. (…) W pewnej chwili ktoś rzucił pomysł, by dokonać wykopu w środku stodoły, bo skoro nic tam nie ma – a według zapewnień nie ma – to zgoda rabinów jest nam niepotrzebna. I momentalnie okazało się, że zbiorowa mogiła, której szukaliśmy na kirkucie i której wbrew zapewnieniom tam nie było – jest w stodole. Co było dalej? Istne piekło. Schudrich nawet nie próbował ukryć niezadowolenia, bo przecież nasze odkrycie całkowicie niszczyło wiarygodność świadków, którzy zeznawali przed sądem i na relacji których oparł się Jan Tomasz Gross. Bo jeśli zbiorową mogiłę i pomnik Lenina znaleźliśmy w stodole – to co widzieli „naoczni świadkowie” zbrodni, którzy mogiłę i pomnik umiejscawiali na kirkucie? Jednym zdaniem – nasze odkrycie pokazywało wprost, że ich zebrania były funta kłaków warte i prowadziły na manowce. To wszystko zrozumiałam jednak dopiero później, bo w tamtym momencie nie pokmowałam istoty gniewu Schudricha. My przyjechaliśmy do Jedwabnego zrobić swoją robotę, po nic innego. Najwyraźniej Schurdich przyjechał z tego samego powodu – rzecz w tym, że kompletnie inaczej to rozumieliśmy — wspomina profesor Grupa.
Do pracy przystąpiliśmy całą energią ludzi, którzy po długim okresie bezczynności i ciągłym przerywaniu misji wreszcie mogli ją realizować. Pracowaliśmy bardzo intensywnie – całe czterdzieści pięć minut!!! A potem pojawiła się informacja, że to koniec prac
— dodaje.Przez ten krótki czas udało nam się odkryć betonowy, potężny pomnik Lenina i pierwszą warstwę szkieletów ułożonych równolegle. Udało nam się też zmierzyć szerokość i długość mogiły. (…) Całokształt tego, co już tylko do tego momentu zdążyliśmy ustalić, wskazuje że mężczyźni niosący pomnik Lenina zostali zamordowani pierwsi, a potem wrzucono ich do mogiły. I nie na kirkucie, tylko tutaj. Nie spodobało się to, co powiedziałam. Oj, bardzo się nie spodobało. (…) Ponieważ nie pozwolono nam sprawdzić, jaka jest głębokość mogiły, chcieliśmy zrobić wykop obok mogiły. Ale tu spotkało nas kolejne zaskoczenie, a właściwie rozczarowanie, bo na to też nam nie pozwolono, a to już było naprawdę zastanawiające. (…) Schemat, który w oparciu o mimo wszystko całkiem sporą liczbę danych mieliśmy przed oczami, był dość czytelny: najpierw zabito mężczyzn niosących pomnik Lenina i złożono ich do mogiły. (…) To, co wiemy na pewno i co udało się ustalić ponad wszelką wątpliwość, to fakt, że gdy już zostali zamordowani, przysypano ich warstewką 5-10 centymetrów ziemi i dopiero wtedy wpędzono kobiety, dzieci, starców – a potem podpalono. (…) To był zwrot o 180 stopni w tych pracach, bo i te zeznania, i w ogóle cała ta historia nabierały zupełnie odmiennej formy i treści.
Te nieliczne, ale jednak ważne badania wskazywały na coś jeszcze – coś szalenie ważnego – że ci mężczyźni zostali po prostu zastrzeleni. (…) Cały nasz zespół badawczy nie miał wątpliwości, że ci ludzie zostali rozstrzelani. Dowodów nie pozwolono nam zebrać, choć były w zasięgu ręki — mówi profesor Grupa. Pod ciężkim pomnikiem Lenina, którego nikt nie ruszał od lipca 1941 roku, znaleziono łuskę, jako twardy dowód na to, że strzały jednak padły. Łusek pochodzących z niemieckiej broni znaleziono zresztą więcej.
Kto mógł strzelać – kto miał wtedy broń? Odpowiedź była oczywistą oczywistością: Niemcy. Chyba, że ktoś chce wierzyć – ktoś naprawdę niemający pojęcia – że latem 1941 Niemcy pozwolili Polakom posiadać broń — dodaje prof. Grupa. Podkreśla także, że przy ofiarach mordu znaleziono wiele kosztowności, złote łańcuszki, zegarki, monety, złote zęby. Kłamstwem jest więc podłe oszczerstwo Grossa, że Polacy okradali swoje ofiary.
Jan Nowak
Źródło: https://wpolityce.pl/polityka/476584-kto-boi-sie-powrotu-do-jedwabnego