Są tacy co twierdzą, że genderyzm to nauka, a każdy szanujący się uniwersytet powinien mieć swoje gender studies. To jest, według nich, miara dzisiejszej nowoczesności i nierozerwalnie związanego z nią postępu.
Kiedyś był komunizm i walka klas, dzisiaj nowoczesnością jest dążenie do zniesienia naturalnego podziału na dwie różne płcie i odebrania temu podziałowi wszelkiego znaczenia. Płeć ma być przedmiotem wyboru jednostki, która ma decydować, kim chce zostać: mężczyzną, kobietą lub ich osobliwą hybrydą. Genderyści stawiają tezę, że to uciskane od tysięcy lat kobiety są ciągle ofiarami strasznego męskiego dziedzictwa, efektem którego jest istniejąca kultura, będąca w istocie opresją w stosunku do kobiet. Obiektami owej opresji są też wg genderystów oprócz kobiet homoseksualiści i transseksualiści, bo europejska kultura oparta na monoteizmie i monogamii przymusza ich do heteroseksualności.
Gender to ideologia, która przeczy istnieniu tożsamości płciowej. „Apostołowie” tej ideologii od dziesięcioleci głoszą: „Nikt z nas nie rodzi się kobietą, lecz robi się z nas kobiety”. Ta ideologia jak magnes przyciąga homoseksualistów oraz transseksualistów, którzy, de facto nie akceptując swojej własnej tożsamości płciowej, chcą sobie wybierać płeć.
Genderyzm to też jednocześnie otulina totalitarnych nacisków mających na celu stworzenie „nowego człowieka”. W walce o „nowego człowieka” środowisko genderowskie, chcąc na nowo ukształtować społeczeństwo, koncentruje się zwłaszcza na seksualizacji dzieci. Seksualizacji, która generuje popyt na pornografię, antykoncepcję, a w efekcie kreuje seks dla seksu i, będącą wprost jego następstwem, aborcję. Gender to też w praktyce – obok seksualizacji dzieci – atak na rodzinę. Działanie na rzecz totalnej rozpusty, gdzie wszystko jest możliwe. To też dążenie do seksdeprawacji już w przedszkolach, szkołach. Gender to destrukcja kultury europejskiej zbudowanej na fundamencie judeochrześcijaństwa, które jest nie tylko monoteistyczne, ale i monogamiczne.
Keram